Kontrowersyjny pomysł w USA. Chcą strzelać do zwierząt z helikopterów
Nazywana jest owcą grzywiastą albo owcą koziogłową, gdyż rzeczywiście wygląda trochę jak kozia głowa na owczym ciele. Arui grzywiasta jest gatunkiem spokrewnionym z kozami, owcami i koziorożcami, a dziko żyje w północnej Afryce. W USA stała się inwazyjną plagą. Decyzja Amerykanów jest jednak bardzo kontrowersyjna - z inwazją będą walczyli z helikopterów.

Ten pomysł pojawił się w Teksasie, który jest jednym z kilku stanów USA zamieszkałych już teraz przez inwazyjny gatunek dzikiego krewniaka kóz i owiec, jakim jest arui grzywiasta. Pozostałe stany to Kalifornia, Nowy Meksyk i Arizona.
Inwazyjne owce to pamiątka po wojnie
Obecność arui jest tam uważana za plagę. Tylko w stanie Teksas żyje obecnie 30 tys. tych dzikich owiec, które sprowadzone zostały do Stanów Zjednoczonych zaraz po II wojnie światowej.
Wówczas to weterani Operacji Torch w Maroku i Algierii oraz żołnierze amerykańscy walczący w północnej Afryce wrócili do kraju z wojennymi łupami. Były wśród nich te owce.
Grupy arui zostały uznane za efektowne i ciekawe cele myśliwskie. Wypuszczono je w kilku miejscach południowych Stanów Zjednoczonych, by można było do nich strzelać.
Samiec arui to zwierzę o wadze 150 kg, sporych rogach i potężnej grzywie pokrywającej kark, gardło i pierś. Z rogami długości nawet 80 cm stanowi poszukiwane trofeum myśliwskie. Tak się zaczęło.

Arui opanowała Teksas i południe USA
Już w latach sześćdziesiątych liczba arui w Teksasie i innych stanach była tak pokaźna, że zwierzęta zaczęły wypierać miejscowe kopytne, np. owcę gruborogą - potężnego krewnego naszych muflonów.
Ta dzika owca naturalnie zamieszkuje Amerykę Północną od Kanady po północny Meksyk, ale zaczęła przegrywać konkurencję z przybyszem z Afryki. Arui to owca pustynna, kapitalnie przystosowana zarówno do wysokich temperatur, trudnego środowiska, jak i braku wody oraz jedzenia. Spragniona i głodna, wytrzymuje dłużej niż wiele innych ssaków, a nawet małe kępki suchych roślin wystarczają jej do utrzymania się przy życiu.
Te zwierzęta nie tylko wypierają rodzime gatunki, ale niszczą też szatę roślinną amerykańskich stanów. Dewastują okolicę i na dodatek roznoszą groźną bakterię mykoplazmy, która jest śmiertelna dla hodowlanych owiec i kóz. Arui są oskarżane za epidemie wybuchające wśród tych zwierząt na farmach.
Naukowcy boją się również, że arui może tworzyć krzyżówki z dzikimi i hodowlanymi owcami czy kozami, a takie hybrydy mogłoby zagrozić miejscowej przyrodzie.

Myśliwi wsiądą do śmigłowców, aby zabijać
Stąd projekt stanowej ustawy, by rozpocząć odstrzał arui i to na dużą skalę, prowadzony z helikopterów. Takie polowania są w Teksasie popularne i dochodowe.
Prawo zabrania jednak używać śmigłowców i samolotów do łowów na zwierzęta, z dwoma wyjątkami - polowań na kojoty oraz dziki i zdziczałe świnie, które również są plagą. A Amerykanie z Teksasu uwielbiają takie wyprawy łowieckie z powietrza.
Teraz arui grzywiasta ma dołączyć do wymienionych przez prawo gatunków, na które wolno polować przy użyciu sprzętu powietrznego. Ustawa może zostać przegłosowana, ma wielu zwolenników, ale budzi też wątpliwości.
Ekologowie uważają, że to moralnie wątpliwy sposób zabijania zwierząt, który może doprowadzić do wielu szkód w ekosystemach. Ucierpią bowiem nie tylko arui, ale i inne zwierzęta.