Tłumy przyjeżdżają, żeby polować w Polsce. "Płacą nawet kilka tysięcy euro"
Na polowania dewizowe do Polski rocznie zjeżdża się ok. 25 tys. myśliwych z innych krajów. Czy nadzór nad komercyjnymi polowaniami jest iluzją? - pytają przyrodnicy, odnosząc się do raportu NIK, który wątpliwości na ten temat nie zostawił już dawno. Szacuje się, że cudzoziemcy za prawo do zabijania polskich zwierząt płacą ok. 30 mln euro rocznie.

Najwyższa Izba Kontroli (NIK) w raporcie z 2015 r. dotyczącym polowań komercyjnych stwierdziła, że nadzór nad nimi jest iluzoryczny, a żaden organ państwowy realnie nie kontroluje działalności prywatnych biur polowań organizujących wyjazdy dla cudzoziemców.
NIK wskazywał m.in. na niezgodne z prawem polowania zbiorowe organizowane z naruszeniem wymogu wskazywania zwierzyny przez podprowadzających. Echem odbiło się też zastrzelenie dwóch wilków przez belgijskich myśliwych na północy Polski. Drapieżniki te są w naszym kraju chronione, nie wolno na nie polować.
Organizacje społeczne zajmujące się ochroną zwierząt uznają polowania dewizowe za skandal, podkreślając ich okrutny charakter. Wskazują, że komercyjne polowania to jaskrawy przykład wypaczenia współczesnego łowiectwa
Kto zabija polskie zwierzęta, a kto na tym zarabia?
Polowania dewizowe są organizowane w Polsce każdego roku. Szacuje się, że do Polski przyjeżdża nawet 25 tys. myśliwych z zagranicy, co przynosi zyski w kwocie ok. 30 mln euro rocznie.
Dlaczego polowania określa się jako dewizowe? Ośrodek Działań Ekologicznych "Źródła" przypomina, że nazwa powstała jeszcze w czasach PRL, bo opłaty wnoszone były w dewizach, czyli walutach obcych. I ta nazwa została do dziś. Podobnie jak polowania.
Ekolodzy wskazują, że na polowania dewizowe do Polski zjeżdżają się głównie myśliwi z Europy Zachodniej i Północy; najwięcej z Danii, Szwecji, Norwegii, Finlandii i Niemiec.

Zgodnie z polskim prawem łowieckim myśliwy z zagranicy może polować tylko w towarzystwie przedstawiciela dzierżawcy lub zarządcy obwodu łowieckiego, czyli członka PZŁ, tzw. podprowadzającego, lub przedstawiciela Lasów Państwowych, które zarządzają własnymi ośrodkami hodowli zwierzyny.
Według danych Lasów Państwowych z 2017 r., na organizacji polowań dewizowych leśnicy zarobili w rok 61,7 mln zł, a koła łowieckie PZŁ - ok. 72,5 mln zł.
Istnieją ponadto biura, które specjalizują się w organizowaniu polowań, ogłaszają się w sieci, publikując zdjęcia martwych zwierząt, trofeów. W Polsce takich firm współpracujących z kołami łowieckimi lub ośrodkami hodowli zwierzyny jest kilkaset.
Popularne wśród takich biur jest tzw. trophy hunting, czyli polowanie na dzikie zwierzęta dla sportu, a nie dla pożywienia. Takie działania są mocno krytykowane przez przyrodników.
Przyrodnicy przeciwko polowaniom dewizowym
Polowania dewizowe od lat wywołują kontrowersje wśród strony społecznej, ale i polityków. Przyrodnicy apelują m.in. o zakaz polowań w okresach godowych zwierząt - wiele dewizowych polowań "na dużego zwierza", zwłaszcza byki, odbywa się właśnie w tym czasie.
"Pojawiają się także wezwania do reformy lub likwidacji państwowych ośrodków hodowli zwierzyny (OHZ), które specjalizują się w obsłudze myśliwych zagranicznych. Postulaty te jak dotąd trafiają w próżnię, niemniej nawet wśród części myśliwych pojawiają się głosy krytyczne wobec polowań dewizowych, wskazujące na potrzebę zmian wizerunkowych i etycznych w łowiectwie" - podaje Ośrodek "Źródła".
Niedawno do sprawy dewizowych polowań odniósł się wiceszef resortu klimatu Mikołaj Dorożała. Chodziło o ptaki, do których strzelają myśliwi w pobliżu Parku Narodowego Ujście Warty.
Turyści z zagranicy zabijają polskie zwierzęta
"Kiedyś polowali tam komunistyczni dygnitarze. Teraz przyjeżdżają myśliwi z zagranicy. Płacą nawet kilka tysięcy euro, aby móc strzelać do naszych gęsi. Racjonalna gospodarka łowiecka, teraz" - pisał końcem 2024 r. wiceminister klimatu i środowiska w serwisie X.
Przyrodnicy i ornitolodzy zwracają od dawna uwagę na potrzebę zmian w prawie, które chroniłyby polskie ptaki i ograniczyły skalę płoszenia i odstrzału wyjątkowych gatunków. Taką reformę zapowiedział resort klimatu. Na początek z listy gatunków ptaków, na które można w Polsce polować, znikną wkrótce jarząbek, krzyżówka, cyraneczka, głowienka, czernica, słonka i łyska.
Z badania przeprowadzonego metodą CAWI w lutym 2025 r. na próbie 1000 osób wynika, że połowa ankietowanych jest przeciwna polowaniom komercyjnym dla osób z zagranicy, a tylko 25 proc. uważa, że powinny być dozwolone.