Na osiedlach w Polsce to już plaga. Tak robimy przyrodzie podwójną krzywdę
Jesienią na polskich osiedlach i podwórkach powtarza się ten sam widok - wielkie plastikowe worki pełne grabionych liści. W ferworze porządków pozbywamy się ich co do jednego, napychając śmietniki. Czy to na pewno dobry kierunek? Porządek to jedno, ale pamiętajmy, że spadające na trawę liście pełnią w naturze swoją konkretną funkcję. I czy do sprzątania na pewno potrzebujemy folii, która sama staje się odpadem?

"Zauważyliśmy w mieście dziwną plagę worków wypchanych zgrabionymi liśćmi" - informuje w mediach społecznościowych stowarzyszenie Ekipa z Bagien z Ostródy. I rzeczywiście, widok worków na śmieci wypchanych po brzegi liśćmi to powszechność wielu polskich miast.
"Może wystarczyłoby zostawić te upierdliwe liście tam, gdzie opadły, pod drzewami, wzbogacając glebę - tak, żeby wiatr nie rozwiewał ich na chodniki i ścieżki, może jakieś płotki z wikliny, albo gałęzi?" - pytają retorycznie aktywiści.
Przestań grabić liście i zobacz, co się stanie. Zalety niegrabienia
Dlaczego warto zostawić liście na trawniku i nie zbierać ich do worków? Tworzą one ściółkę i w miarę rozkładu powstająca próchnica zasila glebę w składniki odżywcze - tłumaczył w rozmowie z serwisem Nauka w Polsce dr Tomasz Figarski, zoolog z Uniwersytetu Łódzkiego i PAN. Liście są więc naturalnym nawozem.
Co więcej, jak tłumaczył ekspert, taka warstwa pomaga też zatrzymywać wodę, ogranicza parowanie i niweluje wahania temperatury, chroniąc rośliny i inne organizmy przed mrozem.
Zgubne efekty grabienia liści jesienią potwierdzają kolejne badania. W marcu tego roku na łamach "Science of The Total Environment" opublikowano analizę, z której wynika, że na trawnikach, gdzie grabiono liście było o 45 proc. motyli mniej, spadła też ich różnorodność.

Opublikowane w 2024 r. analizy naukowców z Uniwersytetu Marylandu w College Park wskazały ponadto, że liście pozostawiane na trawniku w znaczący sposób pomagają ograniczyć emisje dwutlenku węgla - gleba nawożona rozkładającymi się liśćmi magazynowała go nawet o 32 proc. więcej. To bardzo ważna zaleta w dobie postępującej zmiany klimatu.
Warto też wspomnieć, że opadłe liście często są schronieniem lub miejscem żerowania dla ptaków i małych ssaków, takich jak np. jeże. Grabiąc trawniki, pozbawiamy te zwierzęta pokarmu i naturalnego domu.
Grabimy liście, a potem pakujemy je w worki. Tak tracimy skarb
Do tych wszystkich negatywnych skutków na domiar złego należy jeszcze doliczyć jeszcze śmieci. Bo podkreślmy - nie ma nic złego w tym, że chcemy, aby nasz trawnik wyglądał dobrze. Usuwanie liści z pewnych miejsc (takich jak np. chodniki) jest wręcz pożądane. Tylko dlaczego nie można zebrać opadłych części roślin i po prostu zostawić ich w jednym miejscu na trawniku?
Do niedawna na podwórkach w Polsce to był przecież standard. Grabiliśmy liście, a potem powstawały z nich charakterystyczne kopce. To się jednak w ostatnich latach zmieniło. Liście wędrują do foliowych worków, co podwójnie uderza przecież w przyrodę.
"No tak, ale przecież to odpady biodegradowalne, więc jakoś muszą wylądować w pojemniku" - zauważą niektórzy. Rzeczywiście, jest w tym ziarno prawdy. Jednak konia z rzędem temu, kto widział jak liście wysypywane są do kosza BIO z worka, a worek potem segregowany do tworzyw sztucznych. Zwykle w brązowych pojemnikach lądują pełne torby.
To kolejny wielki problem, bo folia z worków zanieczyszcza frakcję bioodpadów. Zresztą nie tylko je, bo także np. szkło. Pisaliśmy o tym w Zielonej Interii. Eksperci mówią wprost: "Ideałem byłaby zbiórka całkowicie bez worków". To kolejny, niepotrzebny plastik, który trudno oddzielić i niewiele można z nim później zrobić. Zazwyczaj trafia do spalarni lub na składowisko.
Warto się więc chwilę zastanowić nad tym, czy na pewno potrzebujemy idealnie wyczyszczonego trawnika. I czy koniecznie grabione liście musimy upychać do foliowych worków. Być może na moment zapanuje porządek, ale skutki dla natury będą opłakane. I to podwójnie.










