Bitwa o klimat w UE dopiero się zaczyna

Najpierw propozycje Komisji Europejskiej, później kolejny szczyt przywódców państw wspólnoty. Dopiero wtedy będzie wiadomo, jak dokładnie będzie wyglądało wywiązanie się UE z celów klimatycznych, jakie sama sobie postawiła.

article cover
AFP
partner merytoryczny
banner programu czyste powietrze

Szczyt Rady Europejskiej, na którym pojawią się konkrety, ma być zorganizowany dopiero pod koniec lata i możliwe, że do tego czasu dojdzie do całej serii sporów, bo o ile co do zasady, że emisje trzeba ciąć, wszystkie państwa UE już się zgodziły, to teraz muszą się pojawić konkrety.

Zabrakło ich podczas rozmów przywódców 27 państw UE, które zakończyły się wczoraj. Zapowiadano, że tak właśnie może się stać, gdyby niektóre państwa członkowskie próbowały już na tym etapie ograniczać pole manewru Komisji Europejskiej.

Ta w lipcu ma przedstawić serię propozycji dotyczących m.in. surowszych norm dla samochodów, bardziej ambitne cele dotyczące energii odnawialnej oraz przegląd unijnego rynku uprawnień do emisji dwutlenku węgla, w tym plan wprowadzenia handlu emisjami w transporcie drogowym i ogrzewaniu budynków.

W tej chwili mniej więcej połowę emisji obejmuje Europejski System Handlu Emisjami. Reszta znajduje się w indywidualnych celach państw UE. Ponieważ emisje transportu i budownictwa rosną, KE chce włączyć je do ETS, z czym większość stolic wspólnoty się zgadza, choć nie Warszawa. Jednocześnie obecnie cele krajowe są projektowane na podstawie produktu krajowego brutto na mieszkańca danego kraju, co oznacza, że biedniejsze państwa mają słabsze cele niż bogate. Podczas, gdy wszystkie cele krajowe będą musiały stać się bardziej ambitne, aby były zgodne z trudniejszym wspólnym celem UE, niektóre kraje Europy Wschodniej i Środkowej za priorytet uznały utrzymanie obecnego systemu przypisywania tych celów.

Podczas wczorajszego szczytu premier Mateusz Morawiecki - wedle relacji portalu "Politico" - miał przekonywać, że nie można czynić bogatych bogatszymi, a biednych biedniejszymi, bo to kwestia sprawiedliwości. Również szefowie rządów Łotwy, Luksemburga i Słowenii obawiają się, że nowy system niesprawiedliwie dotknie biedniejszych Europejczyków. Minister klimatu i środowiska tuż po szczycie poinformował, że jego resort już przygotowuje spotkanie premiera z szefową Komisji Europejskiej pod koniec czerwca, by przekonać Ursulę von der Leyen, że "nie można przerzucić kosztów działań klimatycznych na najuboższych".

Komentarz Urszuli Stefanowicz z Polskiego Klubu Ekologicznego

Unia Europejska powinna redukować emisje w tempie odpowiadającym wskazaniom środowisk naukowych, umożliwiającym zatrzymanie wzrostu średniej globalnej temperatury na 1,5 st. Celsjusza. To oznacza konieczność nie tylko osiągnięcia, ale znacznego przekroczenia celu 55 proc. do 2030 r. Wszystkie kraje członkowskie będą musiały w ciągu najbliższych 10 lat zrobić znacznie więcej, niż planowały. Polski rząd sprzeciwia się tak zwiększaniu zobowiązań krajowych, jak i wzmacnianiu czy poszerzaniu systemu handlu emisjami. Chcemy więcej pieniędzy, a mniej zobowiązań, ale więcej środków za nic raczej nie dostaniemy. Blokowanie wszystkiego jest krótkowzroczne. Korzystniejszą dla polskich obywateli opcją jest zgoda na wzmocnienie celów krajowych, które będziemy mogli realizować metodami dostosowanymi do sytuacji w kraju, możliwości i potrzeb obywateli. Blokując takie rozwiązanie, zwiększamy prawdopodobieństwo sięgnięcia przez Komisję Europejską po rozbudowę narzędzi rynkowych i objęcie nimi także transportu i budownictwa, co będzie mniej sprawiedliwe społecznie.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas