Ten gigantyczny żubroń powstał w Polsce. Miał rozwiązać powszechny problem

Radosław Nawrot

Radosław Nawrot

Aktualizacja

To miał być absolutny polski hit. Miał zaświadczać o naszych niezrównanych możliwościach i pomysłowości. W czasach PRL uważano, że rozwiąże problemy w rolnictwie i uczyni z Polski potęgę hodowlaną bydła. Bardzo specyficznego bydła, jakiego nikt nie ma. A zapewne chciałby mieć. Ta hybryda miała rozsławić nasz kraj na świecie. Dzisiaj niemal już nie istnieje.

Żubroń to hybryda żubra z bydłem domowym
Żubroń to hybryda żubra z bydłem domowymmarcinmaslowski123RF/PICSEL

"Żubr, bóbr... łoś, to są zwierzęta występujące w Polsce" - mówi Fred (grany przez Cezarego Pazurę) do Gruchy (Mirosław Zbrojewicz) w pierwszych scenach komedii "Chłopaki nie płaczą" Olafa Lubaszenki. Żubr - nasz symbol, król lasu i majestat kilkuset kilogramów ciała. Żubr kojarzący się z puszczą, z Białowieżą, z dzikością. Zaraz, zaraz... a gdyby tak hodować żubry?

Żubroń, czyli hybryda żubra i bydła

Hitem eksportowym PRL był nie tyle żubr, co... bizon. Kombajn Bizon produkowany przez Fabrykę Maszyn żniwnych w Płocku, produkowany od czasów gierkowskich, czyli lat siedemdziesiątych. Trudno było wyobrazić sobie bez niego żniwa w Polsce, ale także za granicą. Polskie kombajny zawojowały świat, eksportowano je na wiele kontynentów. Polski Bizon w wersji Z055 America trafił do Stanów Zjednoczonych i przemierzał prerię, skubiąc już nie trawę, a zboża i soję. Był nawet Bizon z gąsienicami do zbioru ryżu.

Żubr także miał być hitem. Nie tyle ten władca puszczy, który sto lat temu omal nie wyginął, bo takich żubrów mieliśmy zbyt mało. Szlagierem miała okazać się hybryda żubra z domowym bydłem. Mieszaniec, który nie nadawałby się do ratowania polskiej przyrody i nie mógłby tworzyć stad w Puszczy Białowieskiej, ale z kolei przydałby się polskiemu rolnictwu.

Czy może być bardziej polski mieszaniec niż majestatyczny żubr - nasze zwierzę narodowe - plus polska krowa?

Żubroń to mieszaniec byka żubra z krowąpytyczech123RF/PICSEL

Ten mieszaniec nie jest wymysłem PRL. Na połączenie żubra z krową wpadł Leopold Walicki już w 1847 r., który administrował sporym majątkiem pod Grodnem. Żubry w połowie XIX w. były już zwierzętami ginącymi, nie tak łatwo było je skądś wytrzasnąć. Leopold Walicki dostał je od rosyjskiego cara i zaczął krzyżować z krowami. Wychodziły mieszańce wielce oryginalne, o krowich pyskach, ale ciele pokrytym burym futrem. Co ważne, były ogromne i przewyższały rozmiarami rodziców, co częste u hybryd.

Ogromny żubrobyk stał się żubroniem

Leopold Walicki zasłynął tym, że udało mu się wyhodować płodnego mieszańca żubra z krową. Przyroda broni się przed międzygatunkowymi hybrydami, czyniąc ich dzieci bezpłodnymi. Zabiegi hodowcy jednak doprowadziły do tego, że samiec Zadziorny w jego zagrodzie płodność zachował i został potem ojcem wielu cieląt. 

To był jedyny taki przypadek w dziejach i nie do końca wiadomo, jak innowatorowi spod Grodna się to udało. Nikt nigdy później nie uzyskał płodnego samca "żubrobyka", jak długo nazywano tę niezwykłą hybrydę.

Aż w 1969 r. pismo "Przekrój" ogłosiło konkurs na jakąś sensowną polską nazwę dla tego zwierzęcia. Z kilkuset propozycji wybrano jedną - żubroń. Odpadły propozycje takie jak mutak, rosłoń, żukr, oboropuszcz czy... dziwo.

Od tej pory żubroń stał się przebojem polskiej gospodarki i jej szansą na rozwiązanie wszelkich problemów z niedoborem mięsa na rynku. Oto bowiem żubroń przewyższał rozmiarami i masą każdego ze swoich rodziców - żubrzego byka i krowią matkę. Ważył grubo ponad tonę, nawet 1200 kg

Był olbrzymim rezerwuarem potencjalnego mięsa na ubój, a na dodatek mógł stanowić absolutny przełom w hodowli bydła w Polsce. Żubronie bowiem mogły przebywać na świeżym powietrzu nawet zimą i przy złej pogodzie, tak jak ich krewni po mieczu. To oznaczałoby możliwość zlikwidowania obór i zagród albo przeznaczenia ich na inny cel.

Z kilkuset propozycji wybrano jedną - żubroń. Odpadły propozycje takie jak mutak, rosłoń, żukr, oboropuszcz czy... dziwo.

To mogła być przyszłość. Masa mięśniowa żubroni rosła błyskawicznie, gabaryty były oszałamiające, a wymagania - niewielkie. Zwierzęta pasły się gdzie popadły, jadły co popadło, radziły sobie same. Nie wymagały takich nakładów i pracy jak domowe bydło.

Wypchany żubroń w Muzeum Rolnictwa w Szreniawie w WielkopolsceMOs810Wikimedia Commons

Wizja stworzenia nowego zwierzęcia hodowlanego jakiego świat jeszcze nie widział okazała się dla centralnie planowanej gospodarki PRL bardzo kusząca. Ich poprzednicy nie mieli większych szans na realizację projektu hodowli żubroni na masową skalę. Żubry w Polsce były ekstremalnie rzadkie, a zaraz po pierwszej wojnie światowej wymarły na wolności. W okresie międzywojennym żubr był jednym z najrzadszych zwierząt świata, wymagał planów hodowlanych, by ratować go dla polskiej przyrody, a nie dla polskiej gospodarki i rolnictwa. 

Pomysł Leopolda Walickiego nie mógł zatem długo rozwinąć skrzydeł. On sam został skazany na katorgę za jawną i czynną pomoc powstańcom styczniowym. Stracił majątek, stracił swe hybrydy, które wysłano do świeżo otwartego ogrodu zoologicznego w Moskwie jako ciekawostkę. 

W jego koncepcji mieszańce żubra i krowy nie miały być nowym bydłem rzeźnym, raczej pociągowym. W erze poprzedzającej istnienie wielkich maszyn rolniczych miały pomóc w orce, zbiorach. Kiedy jednak na polach pojawiły się bizony, nie było sensu wykorzystywać w tym celu żubroni.

Co innego hodowla dla mięsa. 

Głowa żubronia Pleple2000123RF/PICSEL

Polska przedwojenna już nie eksperymentowała z mieszańcami z uwagi na małą liczbę żubrów w kraju. Do koncepcji Leopolda Walickiego powrócił jednak PRL w chwili, gdy liczba ocalonych w polskich puszczach żubrów zaczęła rosnąć. Zakład Badań Ssaków PAN w Białowieży zaczął prowadzić prace nad tymi hybrydami w 1958 r. Krzyżował żubry z krowami rasy czerwonej polskiej, ale także czarno-białymi fryzyjskimi

Udało się uzyskać kilkadziesiąt cieląt, ale problemów było co niemiara. Samce pozostawały bowiem wciąż bezpłodne, jedynie samice okazywały się niekiedy płodne, ale to i tak uniemożliwiało hodowlę żubroni na masowa skalę. Za każdym razem trzeba było do zapłodnienia używać byka żubra, a nawet wtedy krowy miały duże kłopoty z porodem. Wiele z nich kończyło się fatalnie.

Edward hr Sumiński, entuzjasta hodowli żubroni, który sam je próbował rozmnażać w Jeżewicach, wspominał na łamach "Życia Warszawy": - Mięso żubronia jest miękkie i bardzo smaczne, a ponadto pozbawione tłuszczu. A i hodowla jest tania jak żadna. Niepotrzebne są obory. Wystarczy dużo wolnej przestrzeni, trochę lasu i święty spokój. Żubroń wyżywi się sam. Nawet zimą. I do tego rośnie jak na drożdżach. Żadna zwykła krowa czy byk mu w tym nie dorówna. Gorzej z rozmnażaniem.

Polska lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych wierzyła jednak w żubronie. Gazety, radio, telewizja z jej programami rolniczymi i edukacyjnymi rozpoczęły dużą akcję popularyzującą hodowlę żubroni. Tak, aby ośmielić rolników i przyzwyczaić ludzi. Wymyślono nazwę, żubronie były co chwilę gdzieś pokazywane, trafiały nawet do "Świata Młodych" i komiksów ("Tytus, Romek i A'tomek"). Niewiele to pomogło.

Hybryda zawsze bowiem pozostanie hybrydą w tym sensie, że bierze nieco od taty, nieco od mamy. Żubroń zachował w swoim DNA wiele cech leśnych przodków, wśród nich - dziką naturę. Trudno było go okiełznać, trudno zapanować. Zwierzęta okazywały się nieprzewidywalne i niekiedy nawet agresywne. Nie miały krowiej łagodności. A że mieliśmy do czynienia z ponad toną masy, hodowla żubroni wkrótce straciła sens jako zbyt trudna i ryzykowna.

Mieszaniec żubra i krowy, który jeszcze pół wieku temu był wizytówką Polski, już w zasadzie wymarł. Jako ostatnie hodowało je w XXI w. gospodarstwo rolne Karolew w Ciemlicach w Wielkopolsce.

Żubry na wyciągnięcie ręki. Nowa zagroda przyciąga turystówPolsat News
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas