"Wściekłe" uchatki płoszą surferów. Atakują ludzi i zwierzęta
Zamieszkujące wybrzeża Republiki Południowej Afryki uchatki coraz częściej są zakażane wścieklizną. Chore zwierzęta są agresywne w stosunku do ludzi i powodują coraz większe obawy miejscowych. To pierwszy odnotowany przypadek epidemii wścieklizny u płetwonogich.
Surferzy korzystający z fal rozbijających się o plaże południowoafrykańskiego Kapsztadu są przyzwyczajeni do wypatrywania w wodzie podłużnych, ciemnych kształtów. Okolice te są chętnie uczęszczane przez żarłacze białe. Nie atakują często ludzi - średnio notowany jest jeden atak na dwa lata - ale obecność wielkich drapieżników w wodzie budzi respekt.
Teraz jednak surferzy mają nowy problem, który, choć nigdy nie doczekał się kasowego filmu takiego, jak “Szczęki", może być dla nich o wiele poważniejszym zagrożeniem.
Pogryzieni przez fokę
Niedawno kilku surferów zostało zaatakowanych i pogryzionych przez zupełnie nieoczekiwanego napastnika. Była nim pospolicie występująca na wybrzeżach Kapsztadu uchatka - kotik karłowaty (Arctocephalus pusillus). Zwierzę w ciągu kilku minut ugryzło co najmniej 4 surferów.
To nie był jedyny niepokojący wypadek. W kilka dni później na plaży zauważono inną uchatkę, której głowa była straszliwie pogryziona. Było oczywiste, że za atakiem stało wyjątkowo agresywne zwierzę.
Te dwa zdarzenia przekonały władze do uśpienia czterech agresywnych zwierząt i wysłania ich ciał na badania pod kątem wścieklizny. Trzy z czterech fok okazały się zarażone wirusem.
Pierwszy przypadek masowego zarażenia fok wścieklizną
Sygnały o tym, że wśród miejscowych fok dzieje się coś niepokojącego pojawiały się już wcześniej. Zachowanie miejscowych uchatek zaczęło zmieniać się już kilka lat temu. Miejscowi badacze już pod koniec 2021 r. donosili o tym, że wśród fok coraz częściej notowane są agresywne zachowania. Notowano także pierwsze, sporadyczne ataki na ludzi.
Naukowcy brali pod uwagę, że za zmianą zachowania zwierząt może stać wścieklizna, ale uważano, że to bardzo mało prawdopodobne. Do tej pory odnotowano zaledwie jeden przypadek zarażenia płetwonoga przez tego wirusa - w 1980 r. w położonym na drugim końcu świata norweskim archipelagu Svalbard.
Badacze uznali jednak, że jedynym sposobem na wyjaśnienie niezwykłego zachowania zwierząt jest złapanie i przetestowanie przejawiających dziwne objawy zwierząt. Połączyli w tym celu siły z naukowcami z lokalnej organizacji badawczej Sea Search oraz aktywistami organizacji SPCA zajmującej się dobrostanem zwierząt.
Uchatki żyją w ścisku
Badacze przeanalizowali także próbki mózgów zwierząt, które zostały poddane eutanazji. W ciągu ostatnich dwóch i pół roku Sea Search zgromadziła ich ponad 120. Naukowcy ustalili, że w 9 przypadków zwierzęta rzeczywiście były zarażone wirusem wścieklizny.
Dla naukowców do powód do obaw, bo 600-kilometrowej długości wybrzeże zamieszkuje ponad 2 miliony kotików karłowatych. Żyją w koloniach rozciągających się od południowej Angoli po zatokę Algoa na wschodnim wybrzeżu Republiki Południowej Afryki. Zwierzęta wychodzą na ląd głównie po to, by się rozmnażać, ale w sezonie rozrodczym w ich koloniach panuje wielki ścisk. Często dochodzi też do walk i konfliktów między zwierzętami. Wścieklizna przenoszona jest głównie przez ślinę, dlatego istnieje obawa, że choroba może szybko rozprzestrzenić się wśród fok.
Zagadką pozostaje jednak, skąd wśród morskich zwierząt w ogóle pojawił się wirus. Wścieklizna jest co prawda pospolicie spotykana wśród szeregu licznych dzikich zwierząt zamieszkujących Południową Afrykę, na przykład wśród szakali, ale większość z tych gatunków trzyma się z dala od ludzi - i plaż. Aby ustalić, w jaki sposób doszło do pierwotnego zakażenia, naukowcy z Uniwersytetu w Pretorii starają się teraz odtworzyć kod genetyczny szczepu wirusa, który zainfekował kotiki, aby ustalić, gdzie i kiedy wścieklizna przedostała się do populacji zwierząt.
Nie wiadomo, ilu ludzi zostało pogryzionych
Liczba ataków fok na ludzi rosła w ostatnich miesiącach. Badacze są przekonani, że znaczna liczba plażowiczów i surferów mogła zostać pokąsana przez zarażone wścieklizną zwierzęta, ale na szczęście nie odnotowano jeszcze ani jednego przypadku zarażenia chorobą człowieka. Badacze nie są pewni, dlaczego. Wśród hipotez jest ta, która mówi, że wirus występujący w tej populacji charakteryzuje się niską prędkością transmisji. Oraz ta, która stwierdza, że słona woda może częściowo neutralizować wirusa.
Miejscowi pozostają jednak w gotowości. Na plażach wokół Kapsztadu plażowiczów, pływaków i surferów ostrzega się przed kontaktami ze zwierzętami. Każdy, kto został ugryziony przez fokę, nie względu na to, jak dawno temu miało to miejsce, powinien też natychmiast zwrócić się o pomoc lekarską. Wykluwanie się wścieklizny po ukąszeniu może trwać od tygodnia do dwóch lat, przy czym normą jest kilkumiesięczny okres inkubacji.
Ratownikom i obserwatorom rekinów polecono zamykanie plaż w przypadku zauważenia agresywnej uchatki, a obywatele proszeni są o zgłaszanie wszelkich nietypowych zachowań tych zwierząt. Udając się na plaże, mieszkańcy powinni pamiętać o trzymaniu psów na smyczy. Powinni także trzymać się z daleka od fok zamieszkujących porty i przystanie, które przyzwyczaiły się do stałej obecności ludzi.
Wścieklizna globalnym problemem.
Mieszkańcy Kapsztadu obawiają się, że wścieklizna może stać się chorobą endemiczną w miejscowej populacji fok, i że może roznieść się także na inne gatunki przybrzeżnych ssaków, takie jak zamieszkujące ten sam obszar wydry.
W skali globalnej, wścieklizna pozostaje jednak bardzo poważnym problemem. Każdego roku na całym świecie w wyniku zakażenia wirusem umiera 70 tysięcy ludzi. W dalszym ciągu najpowszechniejszym sposobem zarażenia się chorobą jest pogryzienie przez psy - odpowiadają one za 99 proc. zgonów na wściekliznę wśród ludzi.
Choroba występuje wciąż w ponad 150 krajach, a szczególnie powszechna jest w Azji i Afryce, gdzie notowanych jest 95 proc. przypadków choroby. Choć szczepionka na tę chorobę dostępna jest od przeszło 100 lat, 40 proc. ofiar wśród ludzi stanowią dzieci poniżej 15 roku życia.