To "strefa zakazu życia". Dla Chińczyków ten projekt ma kluczowe znaczenie
Chociaż, jak okiem sięgnąć, wszędzie płasko, to jednak niewielu ludzi jest w stanie tu oddychać bez bólu i zawrotów głowy oraz choroby wysokościowej. Qinghai Hoh Xil to bowiem najwyżej położony płaskowyż świata. Jest płaski jak stół, a jednak leży ponad 4500 metrów n.p.m. To tutaj Chińczycy zrobili bodaj najbardziej niezwykły i wpisany na listę UNESCO rezerwat na świecie, w którym chronią zwierzę drwiące sobie i z choroby wysokościowej, i problemów z oddychaniem. To ich sztandarowy projekt przyrodniczy.
Decyzja mogła być tylko jedna - wysokogórski rezerwat Hoh Xil został wpisany na listę UNESCO jako absolutna perła. Skoro wysokogórski, to wydawać by się mogło, że spotkamy tu kozice czy koziorożce biegające po stromych skałach albo ścigające je zwinne drapieżniki jak irbisy, które także potrafią polować w takich warunkach. Tymczasem Hoh Xil w Tybecie nie przypomina miejsca do wspinaczki. Jest płaski jak stół, a stada antylop biegają tu niczym po stepie. Biegają w miejscu, gdzie trudno oddychać.
Tymi antylopami są absolutnie unikalne cziru tybetańskie. To zwierzęta, które już stanęły na krawędzi wymarcia, odkąd okazało się, że ich sierść jest niezwykle delikatna, miękka i stanowi jedną z najbardziej poszukiwanych wełen na świecie. To z niej wyrabiano szatusz (inaczej szahtusz), wspaniałą i poszukiwaną tkaninę kaszmirską.
Legenda głosi, że podbiła ona Europę za sprawą Józefiny, która szal z szatuszu dostała od Napelona. Dwieście lat tej mody doprowadziły antylopy cziru na skraj zagłady, a wprowadzenie zakazu zmieniło Kaszmir, Ladakh i Tybet. Jak podaje freepresskashmir, zakaz zrujnował życie wielu mieszkańców tych terenów.
Ale ocalił najwyżej żyjące antylopy świata.
Tygrys czy słoń mogą sprawić problemy. Czy znasz zwierzęta Azji?
Wielka wojna o cenną wełnę kaszmirską
Ich wspaniała, miękka wełna chroni je przed mrozami, które na płaskowyżach Tybetu powyżej 4 tysięcy metrów n.p.m. osiągają zimą nawet -30 czy -40 stopni. Cziru wytrzymuje takie mrozy. Wytrzymuje też rozrzedzone powietrze na tej wysokości, która ludzi doprowadza do choroby wysokościowej i zawrotów głowy. Antylopy nie tylko dają sobie radę z brakiem tlenu, ale na dodatek potrafią przy jego ewidentnym deficycie biec z prędkością niemal 80 km/h. Przyrodnicy kręcą głowami z niedowierzaniem - tylko niebywała maszyna biologiczna jest zdolna do czegoś takiego.
Bo też cziru to biologiczny majstersztyk. Jej układ krążenia, serce i płuca są dostosowane do życia w takich warunkach, wełna chroni przed mrozem, a jakby tego było mało, ta tybetańska antylopa jest jedną z nielicznych, które... kopią jamy. Cziru wygrzebują je w ziemi czy śniegu, aby chronić się w nich zwłaszcza przed porywistym, mroźnym wiatrem. On w górach potrafi być wyjątkowo dokuczliwy i powiększa odczuwalne zimno.
Na te wysokości nie zapędza się zbyt wielu ich wrogów, ale na irbisa czy niedźwiedzia muszą uważać. No i na człowieka, który na te antylopy polował nie tylko z uwagi na kaszmirskie wełny ukochane przez Józefinę, ale również z uwagi na magiczne właściwości przypisywane w Chinach niektórym częściom ciała tego zwierzęcia, a także rogi. Te mają tylko samce, za to są to rogi wspaniałe - proste jak tyczki, z lekkimi tylko wygięciami w kształcie litery S. U niektórych osobników osiągają 70 cm długości, to połowa ciała całej antylopy.
Tybetański rezerwat Hoh Xil to miejsce, do którego migrują cziru z całej okolicy. Z całego Tybetu, Sinciangu, Quinghai, z gór Ałtyn-tag. Z początkiem maja Chińczycy otworzyli tu stację Wudaoliang, która ma chronić szlaki migracyjne tych górskich antylop. Chiny zamierzają stworzyć z ochrony tych zwierząt swój kolejny sztandarowy projekt przyrodniczy, którym chcą zadziwić świat. Już teraz Pekin podaje, że liczba cziru w Tybecie wzrosła z 20 tysięcy sztuk pod koniec lat osiemdziesiątych do aż 75 tysięcy obecnie.