To był najliczniejszy ptak Polski. Coś się jednak stało, już nie jest
To może być wstrząs dla wszystkich, którzy przez lata żyli w ugruntowanej badaniami wiedzy na temat tego, kto jest najliczniejszym ptakiem w Polsce. Nie, nie wróbel ani sikory, nie kosy, sroki, ale skowronek zwyczajny. Latami otwierał on listy najliczniejszych polskich ptaków. Aż do teraz, gdy nastąpiło załamanie.
- Dzisiaj nie możemy już mówić o tym, że skowronek zwyczajny, zwany inaczej polnym, jest najliczniejszym polskim ptakiem. Przestał być – mówią ornitologowie. Jeszcze w 2012 roku liczbę par tego ptaka oceniano w Polsce na 11-13 milionów. Dla porównania: wróbli domowych, które uważa się zwyczajowo za ptaki najpospolitsze (zupełnie niesłusznie) mieliśmy 7 mln par, zięb – niecałe 9 mln par, na tyle oceniała je Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska. Żaden inny ptak polski poza skowronkiem zwyczajnym nie przekraczała liczebności 10 mln par.
- Jako pierwsi spadek liczby skowronków zauważyli Brytyjczycy. Wtedy jednak w Polsce nikt się tym za bardzo nie przejmował. Uznawaliśmy, że to zagraniczny problem. Nie nasz – mówi prof. Piotr Tryjanowski z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. Tymczasem był to początek reakcji domina, która dosięgnęła także Polskę. Dzisiaj spadek populacji skowronków jest ogromny.
Jest już 25 procent skowronków mniej
Z lektury Monitoringu Ptaków Polski w latach 2021-2024 opublikowanym na stronach rządowych i opracowanym przez Główny Inspektorat Ochrony Środowiska można się dowiedzieć, że skowronek zwyczajny znajduje się wśród najszybciej ginących polskich ptaków. Pisaliśmy już w Zielonej Interii o krasce, z którą właściwie w 2025 roku się żegnamy. Zostało ostatnich 5 par tego ptaka. Skowronków jest o wiele więcej, ale w tym wypadku trend jest mocny i spadkowy. W porównaniu z poprzednią dekada mamy ich o 25 procent mniej, to ogromny zjazd. Jeżeli zatem w 2012 roku liczba tych ptaków oscylowała koło 11-13 milionów par, no to dzisiaj może już spadać poniżej 10 milionów. I niniejszym skowronek zwyczajny traci status najliczniejszego ptaka w Polsce na rzecz zięby.
- Kiedyś każdy spacer przez pola wiązał się z tym, że do lotu podrywało się mnóstwo skowronków. Całe chmary wzbijały się ze zboża czy traw. Dzisiaj to pojedyncze osobniki – zauważa prof. Piotr Tryjanowski. Typowe dla skowronka jest bowiem to charakterystyczne wzbijanie się nad ziemię, by tak zaśpiewać. Ptak ten bowiem śpiewa w locie. Wyskakiwał ponad zboża czy łąki, by tak rozpocząć swą pieśń i takie sceny wraz z takimi dźwiękami jego piosenek przez lata była charakterystyczną cecha polskiej wsi. Teraz zanikają.
W opracowaniu Monitoringu Ptaków Polski w latach 2021-2024 czytamy, że wskaźniki związane z obliczaniem liczebności 22 pospolitych ptaków krajobrazu rolniczego to zaledwie 77 procent wartości uzyskanych na początku wieku XXI. Aż 12 gatunków wchodzących w skład tych badań wyraźnie zmniejszało swoją liczebność w kraju np. turkawka, czajka, rycyk, dymówka, cierniówka, pokląskwa, świergotek łąkowy, pliszka żółta, makolągwa, ortolan, trznadel i właśnie skowronek. Mamy jednak 7 gatunków, dla których odnotowano pozytywne trendy, to: dudek, pustułka, dzierlatka, kląskawka, mazurek, kulczyk, potrzeszcz.
Dzierlatki i lerki radzą sobie całkiem dobrze
I tu ciekawostka, bo dzierlatka też jest gatunkiem skowronka. Skowronka żyjącego nie na samych polach jak krewniak, ale raczej na ugorach, nieużytkach, terenach piaszczystych. I okazało się, że ten akurat skowronek z charakterystycznym czubkiem na głowie radzi sobie w środowisku zmienionym przez człowieka. Jest mieszkańcem blokowisk z dużymi trawnikami, miejsc zniszczonych przez przemysł, skrajów dróg, wysypisk śmieci i gruzu, placów i składnic przemysłowych, nasypów kolejowych i tego typu terenów. – Także autostrad, parkingów, stacji benzynowych – dodaje prof. Piotr Tryjanowski. – Tam naprawdę sporo dzierlatek. Południe Wielkopolski, od Kościana po Rawicz to niemal ich zagłębie.
Innym polskim skowronkiem jest lerka, czyli skowronek borowy. To ptak leśny, który jednak nie zamieszkuje wnętrza lasów, ale przeciwnie – brzeża, polany, wydmy i poręby. – Pomaga mu wycinka lasów. Tam gdzie do niej dochodzi, tam są lerki – zauważa poznański ornitolog.
Dzierlatka idzie w górę, lerka idzie w górę, ale skowronek zwyczajny nie. On na takich terenach nie mieszka, on potrzebuje pól. I to nie byle jakich.
Czy to lisy odpowiadają za krach skowronków?
- Zwróćmy uwagę na to, że zestawienie liczebności ptaków wyraźnie wskazuje na trend spadkowy u ptaków krajobrazu rolniczego, co ma związek ze zmianami zachodzącymi w polskim rolnictwie. Zmianami niekorzystnymi dla ptaków – mówi prof. Piotr Tryjanowski. – Przy czym nie wszystkie ptaki krajobrazu rolniczego giną, bo dudki czy żurawie nie. Giną ptaki gniazdujące na ziemi np. przepiórki, kuropatwy, czajki, świergotki czy właśnie skowronki zwyczajne. To drobniejsze gatunki, wrażliwe na drapieżniki. Te większe sobie radzą, więc moja teoria zakłada, że ogromny wpływ na wymieranie tych niedużych ptaków krajobrazu rolniczego mają przede wszystkim drapieżniki. Zwłaszcza takie jak lis. On trzebi je niemiłosiernie. Gdy do tego dołożymy stosowane w rolnictwie środki chemiczne i inne zmiany, mamy komplet nieszczęść dla skowronka.
I dodaje: - Skowronek zwyczajny jest średniodystansowym migrantem, a część osobników nawet u nas zimuje. Jest więc wrażliwy także na to, co dzieje się z naszymi zimami. Przynajmniej pośrednio, bo przecież zbóż ozimych coraz mniej, bo nie ma zim. A zboża jare wegetują krótko. Skowronek nie ma w nich jak dobrze ukryć gniazda, więc pada ono łupem drapieżników.
Jak wspomina, w latach osiemdziesiątych badania liczebności ptaków krajobrazu rolniczego prowadzone pod Wolsztynem wykazały 130 par skowronków na 3 km kwadratowych. Teraz pozostało ich może 15.
Skowronkom zwyczajnym nie grozi wymarcie, jest ich wciąż jeszcze sporo, ale trend jest bardzo niepokojący. – To ptak cierpiący na syndrom pospolitości – mówi poznański ornitolog. – Polega on na tym, że nie zajmujemy się tym, co pospolite i liczne, machamy ręką i skupiamy na gatunkach rzadkich i ginących. A gdy to, co pospolite także zaczyna ginąć, najczęściej jest już za późno.