Robak z filmu "Diuna" istniał naprawdę. Miał pancerz z ostrzami jak noże
"Jak nazywacie te czerwie poruszające się w piasku?" - pyta Paul Atryda w drugiej części filmu "Diuna". "Shai-Hulud" - odpowiadają Fremeni, mieszkańcy pustyni, na której ten wielki czerw grasuje. Ta nazwa wypowiadana jest przez nich z szacunkiem, oznacza bowiem "prastarego ojca pustyni". Nawet on jednak mógł nie być tak prastary, jak prawdziwy Shai-Hulud, który żył na Ziemi. Jego wiek szacuje się na, bagatela, 500 milionów lat!
500 milionów lat temu mieliśmy na Ziemi epokę zwaną kambrem, tak starą i tak pierwotną, że tak daleko wstecz nie sięgają nawet kroniki "Diuny" na temat Arrakis.
Diuna. Czy piaskowe robaki istniały naprawdę?
W czasie kambru Ziemia rzeczywiście wyglądała jak inna planeta, w ogóle nie przypominała współczesnego świata. Ani wygląd planety, ani żyjące tu istoty nie dawałyby postronnemu obserwatorowi podstaw do tego, by zakwalifikować tę planetę jako Ziemię, którą w przyszłości zawładną ludzie.
Wtedy doszło do tzw. kambryjskiej eksplozji życia, jednego z kluczowych momentów w dziejach życia na Ziemi. Między 543 a 530 milionów lat temu pokrywająca Ziemię woda morska zmieniła swój skład chemiczny. Zwiększyła się ilość tlenu i wapnia, co mocno wpłynęło na życie zamieszkujących oceany organizmów.
Związku wapnia, takie jak węglan wapnia czy fosforan wapnia, posłużyły sporej części z nich do wzmocnienia konstrukcji ciał, wytworzenia chociażby zewnętrznych szkieletów czy muszli. To wspomogło eksplozję życia i różnorodność gatunkową zwierząt, podbijających wciąż nowe tereny.
Pojawiły się wówczas pierwsze organizmy drapieżne, w tym niekiedy bardzo duże jak chociażby Anomalocaris - największy drapieżnik tamtych kambryjskich mórz. Szczególnie duże gatunki tych zwierząt sięgały metra, co na tamte czasy było gabarytami ogromnymi.
Mówimy o tej skali wielkości organizmów, które zasiedlały wody kambru. Wśród nich istniały w większości zwierzęta kilku-, kilkunastocentymetrowe. Taki anomalokaris był wśród nich jak wielki czerw z "Diuny". Jak Shai-Hulud, który - co ciekawe - w epoce kambru rzeczywiście na Ziemi istniał.
Czerw z "Diuny" miał 400 metrów długości
Ów filmowy i książkowy czerw to monstrualne zwierzę, którego największe osobniki opisuje się na 400 metrów długości. Takie gabaryty padają zresztą w filmie "Diuna". Mamy zatem do czynienia ze zwierzęciem tak wielkim, że przekracza to wyobraźnię.
Czerwie miały osiągać długość czterech boisk piłkarskich ułożonych jedno za drugim. Były królami pustyni i to wobec nich mieszkający na nich Fremeni używali pełnych szacunku określeń, takich jak właśnie Shai-Hulud, co tłumaczy się jako "najstarszy mieszkaniec pustyni" albo "prastary ojciec pustyni". Wedle książki Franka Herberta, czerw był dla Fremenów ucieleśnieniem Jedynego Boga, który stworzył wszechświat i rządzi nim.
Trudno ustalić, czym dokładnie była ta istota, która przemierzała piaski Arrakis z wielką szybkością i reagowała na dźwięki powstające na ich powierzchni. To dlatego Fremeni nauczyli się chodzić po wydmach w określony, zygzakujący sposób, który nie przywabiał bestii. Czerwie bowiem pożerały wszystko na swej drodze.
Niewątpliwie te fikcyjne stworzenia były inspirowane wieloma zwierzętami, które istniały naprawdę, jak chociażby pierścienice, w tym dżdżownice pokonujące sprawnie podziemne tunele. Dżdżownica nie ma odnóży, porusza się kurcząc i rozkurczając na zmianę przeciwstawne grupy mięśni. Efektem tych ruchów jest wydłużanie i skracanie kolejnych segmentów ciała.
Inspiracją dla czerwi mogły być też gąsienice albo minogi, czyli bezszczękowce żywiące się krwią ryb. Widać jednak w pomyśle na nie także nawiązania do kryptozoologii.
Prawdziwy Indiana Jones opisał krwiożerczego robaka
To w jej ramach istnieje mongolski mit o zwierzęciu zwanym przez Tatarów olgoj-chorchoj. To piaskowy robak, który stał się sławny dzięki opisowy Roya Chapmana Andrewsa po jego wyprawie na Pustynię Gobi w 1926 roku. Chapman Andrews ubierał się w fedorę, nosił pejcz, był znakomitym paleontologiem, który w latach dwudziestych znalazł w Mongolii wiele szczątków dinozaurów i prehistorycznych zwierząt.
Uważa się go za pierwowzór Indiany Jonesa. On wspomniał o strasznych robakach piaskowych, który miał mieć pierścieniowate ciało w czerwonym kolorze i długość męskiego ramienia czy też ręki. Stwór miał być agresywny, strzelać jadem albo razić prądem. Tatarzy bali się go panicznie, a legendy o nim sięgały czasów Czyngis-chana.
Fakt, że olgoj-chorchoj jest tak rzadko spotykany tłumaczono tym, że większość czasu spędza zagrzebany w piasku. Gdy wychodzi, robi się nieprzyjemnie. Nie ma jednak żadnych dowodów na to, że takie zwierzę rzeczywiście istnieje. Co więcej, nie wiadomo nawet z czym wiązać mongolską legendę.
W 2020 r. ruszyły nawet na Gobi wyprawy szukające robaka, ale bez skutku. Możliwe, że chodzi o jakiegoś węża, może o beznogie i podziemne gady zwane amfisbenami, a możliwe, że to wszystko bujdy.
Niezależnie od tego, co i jak wpłynęło na Franka Herberta, który w 1965 roku napisał książkę "Diuna", to właśnie podczas kambru mieliśmy na Ziemi zwierzę znane jako Shai-Hulud. Tak nazwany został organizm sprzed 505 milionów lat odnaleziony w skamieniałościach formacji w Idaho i Utah w Stanach Zjednoczonych.
Tam znajdują się resztki dawnego kambryjskiego życia i kambryjskiej eksplozji różnorodności ewolucyjnej, która objęła także tę istotę. Julien Kimmig z niemieckiego Muzeum Historii Naturalnej, prowadzący badania zarówno w USA, jak i w Karlsruhe, był fanem "Diuny" i to on nadał znalezionemu zwierzęciu naukową nazwę Shaihuludia shurikeni.
Był to kopalny przedstawiciel pierścienic o ciele pokrytym segmentami i wyrostkami ułatwiającymi poruszanie się. Poruszanie w wodzie, bo taki był standard tamtych czasów. Jak na kambr, zwierzę miało średnią wielkość. Osiągało około 6-8 cm długości, ciało miało spłaszczone i pokryte chitynowymi płytkami podobnymi do ostrzy noży. Nawet jak na niesamowitą faunę kambryjską, są to płyty imponujące, a zwierzę robi wielkie wrażenie.
To ono zostało spadkobiercą mitów o czerwiach pustynnych z "Diuny", co jest o tyle ciekawe, że nie można wykluczyć, iż te kambryjskie zwierzęta także poruszały się w piasku pokrywającym morskie dno.