Niemcy w czasie wojny też grzebali w genach. I też obwieścili sukces
Teksańska firma Colossal Biosciences ogłosiła wskrzeszenie wilka straszliwego, wymarłego gatunku z epoki lodowcowej. Ten komunikat wylał na nią falę krytyki związaną z tym, że Amerykanie nie odtworzyli wymarłego gatunku, a jedynie zbudowali atrapę przypominającą go wyglądem. Jako żywo przypomina to pomysły nazistowskich Niemiec w sprawie tura z czasów II wojny światowej. Niemcy ponieśli wtedy klęskę na rogach tego zwierzęcia.

Las Reinhardswald niedaleko Kassel w Niemczech. To szczególne miejsce, bowiem tu na początku XIX wieku działali bracia Jacob i Wilhelm Grimm. Tu spisywali baśnie i z myślą zapewne o tym lesie tworzyli Czerwonego Kapturka czy Roszpunkę. Dzisiaj las jest miejscem, w którym Niemcy spędzają sporo wolnego czasu, ale także miejscem, gdzie można zobaczyć niezwykłe zwierzęta. Stoją w tutejszych zagrodach i gdy mija się je samochodem, aż trudno nie hamować.
Ma się bowiem wrażenie, że to tury. Wyglądają niemal identycznie - te same sylwetki, muskularne ciała, ciemny kolor z jaśniejszym, rudawym grzbietem, wreszcie charakterystyczny dla turów łeb z tymi rogami zakrzywionymi ku przodowi. To nietypowy układ, dzisiaj ma go jeszcze kuprej z Kambodży. Takie rogi były właściwe turom i służyły im do walk godowych i obrony przed drapieżnikami.
A zatem to tury? Niemożliwe. Skąd miałyby się wziąć w Niemczech? Przecież tury już dawno wymarły. Ostatnia krowa padła w 1627 roku w chronionym królewskim prawem kompleksie leśnym Puszczy Jaktorowskiej koło Żyrardowa w Polsce (chociaż inne dane podają rok 1755 i Prusy Książęce). Od 300 lat nie ma już turów na świecie.

Zwierzęta spotykane do dzisiaj w zagrodach w Niemczech to istotnie nie są tury, chociaż w czasie II wojny światowej Niemcy bardzo chcieli, abyśmy tak myśleli. Do dzisiaj te zwierzęta zwane są bydłem Hecka czy Hecków od braci Heinza i Lutza Hecków, ważnych zoologów w Trzeciej Rzeszy.
Heckowie chcieli odtworzyć germańskiego tura
Heinz Heck był przez lata dyrektorem ogrodu zoologicznego Tierpark Hellabrunn w Monachium, z kolei Lutz Heck zastąpił ich ojca na stanowisku dyrektora zoo w Berlinie. Heinz Heck był nawet początkowo prześladowany przez Trzecią Rzeszę. Trafił do obozu koncentracyjnego w Dachau jako jeden z pierwszych więźniów. Naruszył m.in. przepisy rasowe, ożenił się z Żydówką. Odegrał bardzo istotną rolę w Europie w ratowaniu żubra - gatunku wtedy chylącego się ku zagładzie. Dzięki w sporej mierze wysiłkom Heinza Hecka żubr wrócił do Niemiec.
Natomiast Lutz Heck był bliskim przyjacielem z polowań samego Hermanna Göringa i pracował pod jego kierownictwem nad wieloma projektami Trzeciej Rzeszy, w tym nad przywróceniem wymarłych gatunków europejskich takich jak tarpan czy tur. Był nazistą, to on, chociażby zabronił Żydom odwiedzania berlińskiego zoo. W czasie II wojny światowej brał udział w grabieży warszawskiego zoo, zniszczonego przez bombardowania i zajętego przez nazistów. Zoo w Warszawie kierowane przez Jana i Antoninę Żabińskich stanowiło nie tylko ważną placówkę naukową, ale także schronienie dla Żydów. Opowiada o tym film "Azyl" z Jessicą Chastain w roli Antoniny Żabińskiej i Danielem Brühlem w roli Lutza Hecka.
Tur budził szczególne zainteresowanie w nazistowskich Niemczech. Uznawano go za zwierzę nie tylko efektowne i mocarne, wręcz mityczne, ale także za ściśle związane z tradycją germańską.
Tur budził szczególne zainteresowanie w nazistowskich Niemczech. Uznawano go za zwierzę nie tylko efektowne i mocarne, wręcz mityczne, ale także za ściśle związane z tradycją germańską. Dawni Germanowie polowali na tury w starożytnych puszczach, aczkolwiek nie tylko oni. Tur tak samo wiązał się z tradycją germańską, jak i każdą inną w Europie, chociażby słowiańską. Był reliktem epoki lodowcowej, w której tury i ich przodkowie żyli, chociażby u boku słynnych obecnie wilków straszliwych wskrzeszanych przez amerykańską firmę Colossal Biosciences.

Historia przywrócenia wilka straszliwego wielu przypomina właśnie opowieść o wskrzeszaniu tura przez braci Hecków. Technika była tam inna, bowiem Niemcy postawili na krzyżowanie, a nie grzebanie w samych genach, aby modyfikować ich skład w celu pozyskania określonych cech. Jednakże Heckowie także zamierzali takie cechy uzyskać, aby ich zwierzęta przypominały tury coraz bardziej, aż staną się identyczne. W tym celu gromadzili takie odmiany bydła, które najbardziej je przypominały. Były to odmiany ze Szkocji, Hiszpanii, Węgier, Korsyki, Szwajcarii, samych Niemiec - takie, u których Heckowie znajdowali pożądane cechy wywodzące się zapewne od samego tura.
Krowa, która wygląda jak tur, ale nim nie jest
Krzyżówki doprowadziły do powstania zwierząt do złudzenia przypominających wymarłego tura. Ta sama sylwetka, muskulatura, łeb i rogi, ubarwienie, wreszcie nawet temperament. Heckom udało się uzyskać zwierzęta bardzo agresywne, dzikie, nienadające się do hodowli w zagrodzie. To ich cieszyło, uznawali, że to też osobniki bliskie dawnym turom.

Niemcy uzyskali zwierzęta bardzo duże. Ważyły nawet 600 kg, ale to i tak nie były gabaryty dawnych turów. Nie mamy ich dokładnych szacunków, bo tury wymarły w czasach, gdy ich nie prowadzono, ale uważa się, że dorosły byk tura mógł ważyć nawet tonę. To by znaczyło, że osiągał masę największego obecnie zwierzęcia lądowego Europy - żubra.
Wiele innych detali różniło zwierzęta Hecków od tura, ale nade wszystko różniły ich geny. Zwierzęta, które uzyskali Niemcy, przypominały wymarłego przodka, ale nim nie były. Pozostały jedynie bardzo podobnymi do niego krowami, wciąż jednak tylko krowami. Nie należały do wymarłego gatunku Bos primigenius.
Zwierzęta nazwane bydłem Hecka zostały częściowo wywiezione do Niemiec i ich potomkowie mieszkają tu w zagrodach do dzisiaj, a w Oostvaardersplassen w Holandii żyją częściowo swobodnie. Holendrzy realizują zresztą projekt stworzenia odpornych i mocnych ras bydła podobnych do tura.
Część bydła Hecka została wypuszczona przez Niemców w Puszczy Białowieskiej, gdzie miał powstać upragniony przez Hermanna Göringa rezerwat germańskiej przyrody. Wiemy, że poruszały się swobodnie w lasach Podlasia, że się rozmnażały, ale nie ma danych na temat ich funkcjonowania na wolności. Gdy Armia Czerwona wkroczyła na tereny Puszczy Białowieskiej i okolic, odstrzeliła je jako "hitlerowskie krowy". Ostatnie osobniki wybiła po wojnie zapewne miejscowa ludność.