Niedźwiedź ze Słowacji porwał byka z zagrody "Wilk nie dałby sobie rady"
Nie ma tygodnia bez jakichś doniesień słowackich mediów związanych z niedźwiedziami. Doszło już do kilku brzemiennych w skutki spotkań tych wielkich drapieżników z ludźmi, po których ucierpieli i ludzie, i zwierzęta. Teraz natomiast spory niedźwiedź w wiosce Pichne niedaleko Snine wyciągnął z pastwiska byka ważącego 300 kg. To wydarzenie też odbiło się sporym echem.
O sprawie donoszą słowackie media takie jak aktuality.sk czy "Noviny". W wiosce Pichne niedaleko Snine leżących we wschodniej Słowacji, dość blisko granicy z Ukrainą, niedźwiedż zabił i wytaszczył z pastwiska dużego byka. Słowacy nie mają wątpliwości, że to musiał być on. "Wilk nie dałby rady" - mówią.
Jak czytamy w "Novinach", ofiarą drapieżnika padł ważący 300 kg młody, siedmiomiesięczny byk. Tej wielkości zdobycz nie jest nieosiągalnym wyzwaniem dla niedźwiedzia. Potrafi on powalić młode jelenia, łosia czy nawet żubra (w Ameryce Północnej - bizona), aczkolwiek zdarza się to bardzo rzadko. Niedźwiedzie raczej nie uciekają się do takich polowań. Tu jednak mieszkańcy wioski Pichne twierdzą, że zwierz porwał byka z pastwiska leżącego bardzo blisko zabudowań. Wszystkie miejsca wypasu znajdują się obok domów, więc niedźwiedź musiał podejść bardzo blisko.
Wiesz, których zwierząt nie spotkamy w Polsce? Sprawdź się w quizie
Rodzina, która była właścicielem byka, twierdzi, że hodują bydło od 22 lat i nigdy nie doszło do takiej sytuacji. Ani niedźwiedzie, ani wilki nigdy nie wdzierały się na pastwiska czy do zagród. Sami są zaskoczeni, ale uważają, że to sprawka niedźwiedzia. Wilk nie wytaszczyłby 300-kilogramowej zdobyczy. Podają też słowackim dziennikarzom, że byk był wart 800 euro i do tego trzeba doliczyć 150 euro utylizacji jego resztek.
Trwa dochodzenie w tej sprawie. Okolice Snine są zamieszkane przez niedźwiedzie brunatne. 23 marca fotopułapka uchwyciła moment, gdy jeden z nich dobrał się do pasieki i zniszczył ule.
Niedźwiedzie brunatne dają o sobie znać na Słowacji
Słowacja doszła do dość krytycznego momentu w relacjach ludzi z niedźwiedziami. Na początku wiosny, w marcu i kwietniu doszło do kilku zdarzeń, w których ucierpieli i ludzie, i zwierzęta. Grasujący w Liptovskim Mikulasu niedźwiedź, o którym pisaliśmy w Zielonej Interii, wzbudził wiele emocji w Słowacji. Pędził po ulicy miasta, ludzie uciekali. Według ostatnich doniesień w wyniku niespodziewanego spotkania z drapieżnikiem zostało poszkodowanych pięć osób. Niedźwiedź został zastrzelony. W Wielkanoc inny drapieżnik zaatakował grzybiarza koło Żiliny. Grzybiarz ten zszedł ze szlaku i natknął się na zwierzę. Inny atak był efektem zaskoczenia przez innego grzybiarza samicy z młodymi. Takich przypadków jest sporo, a są one spowodowane ograniczeniem siedlisk zwierząt, których liczba na terenie Słowacji wzrosła. Uprawa kukurydzy na dużą skalę sprawia, że ssaki żerują na ich polach.
Nie licząc Rosji, gdzie żyje najwięcej niedźwiedzi brunatnych w Europie, to najliczniejszą populacją dysponuje teraz Rumunia, gdzie liczba tych ssaków przekracza 5 tys. Rumuni żyją z niedźwiedziami na co dzień, zwłaszcza na terenach Transylwanii czy Karpat.
Kraje skandynawskie, takie jak Szwecja czy Finlandia, zamieszkuje po 2-3 tys. niedźwiedzi, a populacja słowacka wzrosła z około 800 osobników w 2007 r. do ponad 1000, może 1500 obecnie (słowaccy leśnicy uważają, że nawet więcej). To dwukrotny wzrost i liczba niedźwiedzi, o której w Polsce nie mamy co myśleć.