Kiepsko z wróblami. Nowe zagrożenie nadchodzi, gdy są szczególnie bezradne
Kiedy widzimy chmary wróbli obsiadające karmnik, trudno nam będzie przyjąć do wiadomości, że sytuacja wróbla w Polsce jest naprawdę trudna. Przede wszystkim jagodnika, czyli wróbla domowego. Mazurek, czyli wróbel polny wciąż ma się dobrze. Powodów, dla których ginie ten pospolity niegdyś wróbel domowy jest wiele. Jeden uderza w niego, gdy jest bezbronny.
Jeszcze niedawno było ich mnóstwo. Ćwierkały w krzakach, dużymi grupami przejmowały pola na wsi i blokowiska w mieście. Były symbolem tego, co najpospolitsze i najczęściej spotykane. Gdy ktoś prosił: "wymień polskiego ptaka", wielu wskazywało właśnie wróbla.
Pytanie, którego?
Rodzaj Passer, czyli wróbel obejmuje blisko 30 gatunków z Eurazji i Afryki, w tym także egzotyczne jak wróbel pustynny (zamieszkuje Saharę, świetnie radzi sobie z brakiem wody), wróbel afgański, wróbel mongolski, wróbel sudański, wróbel siwogłowy z południowej Afryki i wiele innych. W Polsce żyją dwa gatunki - wróbel domowy i wróbel polny.
Pierwszy to inaczej jagodnik, drugi natomiast - mazurek. Już same nazwy "domowy" i "polny" wskazują na różnice między nimi. Rzeczywiście, wróbel domowy, czyli ten dla nas klasyczny, od setek lat ściślej związany jest z człowiekiem i jego krajobrazem miejskim i podmiejskim. Kiedy dokładnie się to stało, nie wiemy, ale może wcześniej niż komukolwiek się zdaje. Wróble były niegdyś związane z krajobrazem stepowym, ale rozwój najpierw rolnictwa i upraw człowieka, a następnie jego miast pełnych pokarmu i kryjówek sprawił, że przeniosły się one w jego pobliże i stały się liczne.
I nagle - trach. Wszystko zaczęło się walić.
A ponieważ mamy do czynienia z ptakiem pospolitym czy też raczej uważanym za pospolity, ptakiem lekceważonym pod względem naukowym, wreszcie wciąż licznym, nie tak łatwo było zaobserwować te niekorzystne dla wróbli zmiany. Prof. Piotr Tryjanowski z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu wskazuje: - Paradoks polega na tym, że ostatnie kompleksowe badania nad wróblami na dużą skalę pochodzą z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Powstawały wtedy dlatego, że wróble uważano za zagrożenie dla rolnictwa. Były badane pod kątem tego, jak je zwalczać. Takie badania jednak także przydają się naukowo. Wykonane w jednym celu, sprawdzają się w innym.
Nie widzimy, że wróbli jest coraz mniej
Jak mówi, to sytuacja trochę podobna do spadku liczebności gawrona, o czym tez pisaliśmy w Zielonej Interii. Spada ona, ale ptak wciąż jest liczny, więc tego do końca nie widzimy. - Pytanie, z jakiego poziomu odbywa się ten spadek - mówi prof. Piotr Tryjanowski. Wróbli domowych nadal jest więcej niż wielu innych ptaków, ale to nie znaczy, że nie ma powodów do niepokoju. Trend jest jednoznaczny.
Badający wróble prof. Tadeusz Mizera z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu podaje przykłady właśnie z tego miasta. - Wróbel wynosi się z miejsc, w których kiedyś było go pełno. W dzielnicy willowej na poznańskim Sołaczu od 1980 roku zniknęło 90 proc. mieszkających tam wróbli, a w Starym Zoo w Poznaniu z 60 par zostało pięć - mówi. A Stare Zoo to przykład niezwykle spektakularny. To jeden z dwóch ogrodów zoologicznych w Poznaniu, drugim jest nowoczesne i rozległe Nowe Zoo zbudowane na wzór hagenbeckowski nad Jeziorem Maltańskim. Stare Zoo jest jeszcze z XIX wieku, ze starymi klatkami i pawilonami, pełnymi zakamarków i miejsc, które wróble kochają. Na dodatek ze zwierzętami, dostarczającymi ptakom słomy i siana z wybiegów albo kawałków sierści na wyściółkę gniazd. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu zwiedzający ogród widzieli, jak wróble zbierają kępki włosów nawet z grzbietów lwów. Teraz została ich garstka.
Co się dzieje?
Dzieje się źle, a ludzie widujący wciąż wróble przy śmietnikach, karmnikach czy na parapetach nie są tego świadomi. Kiedy z setek tysięcy ptaków zniknie kilka tysięcy, widać to mniej niż z grona stu ubędzie dziesięć.
Kiedy więc w 1984 roku wróbel domowy został w Polsce objęty ochroną gatunkową, był to wstrząs dla wielu Polaków. Jak to, wróbel? Każdy, ale nie on. To przecież pospolity ptak symbol. Ta ochrona jednak już wtedy wyszła naprzeciw pewnym trendom, które nasiliły się jeszcze w ostatnich dwóch dekadach. One sprawiają, że to, co było siłą wróbla domowego, staje się jego przekleństwem - przywiązanie do ludzi i ich miast.
Mazurek ma przewagę nad wróblem domowym
Pod tym względem mazurek ma nad nim przewagę. Jako wróbel polny, mazurek jest bardziej związany z krajobrazem pozamiejskim, z polami i przedmieściami. Niegdyś mazurki żyły tylko na wsi, w pobliżu pól i na obrzeżach lasów, ale teraz widuje się je coraz częściej w miastach. W wielu miejscach są nawet częstsze niż wróbel domowy. Od wróbla domowego najłatwiej go odróżnić po ciemnej plamce na policzku, której krewniak nie ma. To duża plama, nie sposób jej przeoczyć. Poza tym czapeczka mazurka jest czekoladowa, a nie stalowo-szara jak u wróbla domowego.
I mazurek wciąż ma się dobrze, gdyż potrafi łatwiej zdywersyfikować swoje życie w pobliżu człowieka. Jagodnik ma z tym problem.
- Zabija je to, z czego my akurat jesteśmy dumni. Porządek - podkreśla prof. Tadeusz Mizera. Choćby segregacja śmieci i zamykanie ich w workach i szczelnych pojemnikach. Wróble straciły do nich dostęp, odpadło ważne źródło pożywienia. Trawniki są starannie skoszone i zagrabione, zanim rośliny wykształcą nasiona, a wróble zdążą się nimi posilić. Dodajmy do tego także budynki, które nie są już takie jak w Starym Zoo w Poznaniu. Nie stawia się już kamienic z wieloma gzymsami, ornamentami, zakamarkami i szczelinami, z poddaszami i schowkami, w których wróbel może poszukać schronienia i miejsca na gniazdo. - Teraz to beton, szkło biurowców, gładka powierzchnia - mówią ornitologowie.
A to znaczy, że nie ma miejsca dla wróbli.
No i wreszcie dochodzi to, co nie pozwala wróblom na sukces lęgowy - zanieczyszczenie. - W Poznaniu mamy 600 tys. samochodów, doliczmy do tego pojazdy wjeżdżające codziennie z zewnątrz - zauważa poznański ornitolog. - Zanieczyszczenie powietrza sprawia, że maleje liczba owadów, a wróbel żywi się także ziarnem, ale pisklętom musi podawać owady. Potrzebuje ich, by przeżyć - mówi prof. Tadeusz Mizera. Dodaje, że mieście jest wiele ptaków owadożernych, ale one są w stanie sobie poradzić. - Jerzyki zakładają gniazda w miastach, ale po owady mogą polecieć daleko poza nie. Wróbel szuka owadów dla piskląt koło swoich gniazd. I ma kłopot - wskazuje.
I pyta: - Kiedy ostatni raz ugryzł nas w mieście komar? Ile much wlatuje nam do domów w porównaniu z tym, ile wlatywało kiedyś?
Zabójczy atak sroki, Zagrożenie jest spore
Giną owady, giną wróble, gdyż okres lęgowy i czas karmienia piskląt jest dla nich newralgiczny. I właśnie z tym okresem wiąże się nowe, bardzo poważne zagrożenie dla ptaków. To krukowate, zwłaszcza sroki.
Zanieczyszczenie powietrza sprawia, że maleje liczba owadów, a wróbel żywi się także ziarnem, ale pisklętom musi podawać owady. Potrzebuje ich, by przeżyć
- Wszędzie, gdzie mamy wzrost ptaków krukowatych, spada liczba wróbli. To ma przełożenie - potwierdza prof. Piotr Tryjanowski, a prof. Tadeusz Mizera dodaje, że zagrożenie ze strony srok i innych ptaków krukowatych dotyczy właśnie piskląt wróbli. Wiąże się z okresem, gdy ptaki są najbardziej bezradne. - Stary wróbel raczej nie jest zagrożony, pisklęta także nie, gdyż sroka nie wyciągnie ich z budki czy dobrze ukrytego gniazda. Kiedy jednak młode opuszczają gniazdo i jeszcze nie są zbyt zaradne ani doświadczone, wówczas atak sroki jest szczególnie niebezpieczny - mówi.
A jeżeli wróbel nie ma możliwości znaleźć dobrego miejsca na gniazdo, zakamuflowane w szparze czy załomie, ukryte przed drapieżnikami, ryzyko jeszcze wzrasta.
- Nigdy nie ma jednej przyczyny, to zawsze ich splot - mówi prof. Tadeusz Mizera. Splot bardzo dla naszych wróbli niekorzystny.