Susza może potęgować działanie egzotycznego wirusa
Stany Zjednoczone od pewnego czasu borykają się z wirusem Zachodniego Nilu. Przenoszą go komary, a roznoszeniu niebezpiecznego wirusa sprzyja susza.
Gorączka, ból głowy, nudności i wymioty. Oto symptomy wirusa Zachodniego Nilu. Choroba, którą wywołuje, może doprowadzić do zapalenia opon mózgowo-rdzeniowych i mózgu oraz ostrego porażenia wiotkiego, a w konsekwencji także do śmierci. Władze Kalifornii postrzegają wirus, jako jedną z najpoważniejszych chorób wektorowych, czyli takich, które przechodzą ze zwierząt na ludzi.
Do tej pory wirus Zachodniego Nilu był kojarzony z miejscami o wysokiej wilgotności. Jednak coraz więcej badań wskazuje na to, że susza, taka, jaka nawiedziła zachód Stanów Zjednoczonych, może potęgować jego działanie.
Pierwsza fala
Na początku lipca władze stanu Kalifornia odnotowały pierwszy zgon w tym roku wywołany przez egzotycznego wirusa. Pod koniec miesiąca, zakażone były już cztery osoby. Wirus stwierdzono także u 94 martwych ptaków, 10 kurczaków oraz jednego konia, a także w 563 pobranych od komarów próbkach.
"Wirus Zachodniego Nilu jest coraz bardziej aktywny. Wzywam Kalifornijczyków, aby podjęli wszelkie możliwe środki ostrożności przeciwko ukąszeniom komarów" - napisał w oświadczeniu dr Tomas J Aragon, dyrektor Kalifornijskiego Departamentu Zdrowia Publicznego. "The Guardian" podkreśla, że poważne przypadki zakażeń wirusem są rzadkie, a większość osób nie ma żadnych objawów. Jednak naukowcy wskazują, że coraz większa liczba przypadków może wynikać z rosnących temperatur.
Rzecznik kalifornijskiego urzędu ds. zdrowia publicznego powiedział dziennikowi "The Guardian", że "wysokie temperatury sprawiają, że rośnie populacja komarów i zwiększa się ryzyka przenoszenia się wirusa na ludzi". Najbardziej narażeni są ludzie powyżej 50 roku życia, cukrzycy oraz osoby z nadciśnieniem.
Pole do popisu
Wirus jest trudny do śledzenia, bo większość osób zakażonych przechodzi go bezobjawowo. Z tego powodu nie wiadomo, jak wyglądają "fale" zachorowań. Entomolog Cameron Webb z Centrum Chorób Zakaźnych i Mikrobiologii twierdzi, że badania wskazują na to, iż susza przyspiesza namnażanie wirusa. "Poziom wody w rurach i akwenach spada, a woda stoi w miejscu. W takich zbiornikach ryby i inne zwierzęta wymierają, a komary mają pole do popisu" - mówi naukowiec.
Naukowiec dodaje, że w systemach przeciwpowodziowych regularny deszcz ogranicza populację komarów poprzez wypłukiwanie rur, ale kiedy robi się sucho sytuacja zmienia się diametralnie tworząc się dla komarów świetne warunki. Aby się rozmnożyć, komary potrzebują niewiele wody. Potem z setek jajek wykluwają się kolejne komary, które po tygodniu są gotowe do kąsania ludzi i zwierząt.
Wirusowy splot
Wirusa rozprzestrzeniają także ptaki, które z braku wody żyją znacznie bliżej zabudowań. Zdaniem Webba, zbliżenie się zwierząt do ludzi prowadzi do coraz większel liczby przypadków zachorowań.
Tych, według amerykańskich naukowców, do połowy wieku może być nawet trzy razy więcej. Z opublikowanego w 2017 r. badania wynika, że w czasie fali epidemii tego wirusa, więcej przypadków odnotowywano w suchych latach.
"Myśleliśmy że epidemie będą zbiegały się z idealną dla transmisji wirusa temperaturą" - twierdzi biolog, prof. Marm Kilpatrick z Uniwersytetu Kalifornii w Santa Cruz dodając: "Zamiast tego okazało się, że o wiele większe znaczenie miało to, jak poważna była susza nie tylko na poziomie kraju, ale i w poszczególnych stanach".
Zdaniem badaczy, sposobem na walkę z wirusem jest zakaz zużycia wody, na przykład do mycia samochodów. Im mniej miejsc, w których mogą się rozmnażać komary, tym większa szansa na ograniczenie liczby przypadków zakażeń.
Pandemiczny klimat
Ostatnia epidemia wirusa Zachodniego Nilu miała miejsce w 2000 r. w Izraelu. Wówczas zmarło 35 osób. Umieralność wyniosła 8,4 proc. Dla porównania, na koronawirusa łącznie umarło około 2 proc. spośród stwierdzonych przypadków.
Naukowcy podkreślają, że zmiany klimatu będą prowadziły do coraz częstszego występowania chorób egzotycznych w miejscach, w których do tej pory ich nie było. Z powodu cieplejszego klimatu w Polsce przenoszona przez kleszcze borelioza zaczęła być odnotowywana w całym kraju, a nie tylko na północnym-wschodzie, jak to miało miejsce kilkadziesiąt lat temu.
Z kolei z południa mogą przyjść malaria oraz denga. Przypadki tej drugiej choroby odnotowano już nie tylko we Włoszech i Grecji, ale również Czechach. Z kolei w Małopolsce stwierdzono obecność komara, który przenosi ten wyjątkowo niebezpieczny wirus.
Źródło: "The Guardian", cdc.gov, Zielona Interia