Gwałtowny wzrost zachorowań na malarię. Winna apokalipsa wśród płazów

Dziesiątki gatunków żab, salamander i innych płazów zniknęły z części Ameryki Łacińskiej w latach 2000. Nieliczni zwrócili na to uwagę. Ale wielkie wymieranie płazów miało bezpośrednie konsekwencje zdrowotne dla ludzi.

Badanie naukowców z Uniwersytetu Kalifornijskiego, opublikowane w czasopiśmie Environmental Research Letters, łączy wymieranie płazów w Kostaryce i Panamie ze wzrostem liczby przypadków malarii w regionie. Badanie wykazało, że w szczytowym momencie każdego roku na malarię chorował aż 1 na 1000 mieszkańców regionu. Gdyby nie wymieranie płazów, większość z tych ludzi pozostałaby zdrowa.

Płazy wymierają

"Stabilne ekosystemy stanowią podstawę wszelkiego rodzaju aspektów ludzkiego dobrostanu, w tym procesów regulacyjnych ważnych dla zapobiegania chorobom i zdrowia" - mówi autor badania, prof. Michael Springborn, z Wydziału Nauk o Środowisku i Polityki UC Davis. "Jeśli pozwolimy na masowe zakłócenia ekosystemu, może to znacząco wpłynąć na ludzkie zdrowie w sposób trudny do przewidzenia i trudny do kontrolowania".

Reklama

Od wczesnych lat 80. zabójczy grzyb Batrachochytrium dendrobatidis dziesiątkował populacje płazów. W skali globalnej doprowadził do wyginięcia co najmniej 90 gatunków płazów.

Krótko po masowym wymieraniu płazów w Kostaryce i Panamie, oba kraje doświadczyły gwałtownego wzrostu liczby przypadków malarii.

Żaby, salamandry i inne płazy zjadają każdego dnia setki jaj komarów. Komary są nosicielami malarii. Naukowcy chcieli sprawdzić, w jakim stopniu wymieranie żab przyczyniło się do wzrostu zachorowań wśród ludzi. 

"Wiemy, że między ekosystemami a zdrowiem człowieka istnieją złożone interakcje, ale pomiar tych interakcji jest nadal niezwykle trudny" - powiedział Joakim Weill, doktorant z UC Davis. "Aby osiągnąć ten cel, połączyliśmy rozmaite narzędzia i dane, które zwykle nie są łączone."

Wyniki pokazują wyraźny związek między czasem i miejscem pojawienia się grzyba, a nasileniem przypadków malarii. Inną zmienną, która wydawała się zbiegać ze wzrostem przypadków malarii, była utrata koron drzew: znikanie lasów zwiększało częstotliwość występowania malarii o 0,12 przypadków na 1000 osób. Wymieranie płazów o 1 przypadek na 1000 mieszkańców. 

Czytaj też: Plaga owadów, choroby i głód - skutki gigantycznej powodzi 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: malaria

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama