Efekt domina, zanim planeta ociepli się o 2 st. Nowe oblicze kryzysu
Kilika kluczowych ekosystemów na świecie już znajduje się na granicy załamania. Jeśli do tego dojdzie, pojawi się efekt domina i to zanim temperatura na świecie wzrośnie o 2 st. Celsjusza.
Punkt krytyczny dla ekosystemu to moment, po którym zmiany przyspieszają i stają się nieodwracalne. Zdaniem naukowców przekroczyły go już niektóre duże pokrywy lodowe na zachodniej Antarktydzie, co oznacza, że za ich sprawą poziom mórz zacznie się znacząco podnosić.
Kaskada zdarzeń
Naukowcy postanowili sprawdzić, jak wyglądają zależności między antarktycznymi pokrywami lodowymi, tym co się dzieje na Grenlandii, prądem zatokowym Atlantyku i amazońskim lasem deszczowym. Z ich symulacji komputerowej wynika, że jeśli którykolwiek z tych regionów przekroczy punkt krytyczny, pojawi się efekt domina i to zanim wzrost średniej temperatury na świecie przekroczy 2 st. Celsjusza.
Badanie wykazało, że interakcje między tymi systemami klimatycznymi mogą obniżyć progi krytyczne temperatury dla każdego z nich z osobna. Naukowcy wykazali również, że topnienie pokryw lodowych potencjalnie może wywołać kaskadę przekroczeń punktów zwrotnych przez inne regiony. Prądy oceaniczne w Atlantyku działałyby tutaj jako pas transmisyjny, a cały proces wywarły wpływ nawet na Amazonię.
- Nasze odkrycia mogą oznaczać, że mamy mniej czasu na zmniejszenie emisji gazów cieplarnianych, ale wciąż mamy szansę na zatrzymanie tego procesu - twierdzi prof. Ricarda Winkelmann z Poczdamskiego Instytutu Badań nad Wpływem Klimatu.
Egzystencjalne zagrożenie
W zeszłym miesiącu opublikowano wyniki badań, z których wynika, że bardzo bliska przekroczenia punktu krytycznego jest pokrywa lodowa Grenlandii. Podobnie może być na znacznych obszarach Amazonii, która magazynuje węgiel. Jeśli ten region zmieni się w sawannę, tylko to podniesie średnią temperaturę na całym świecie o kolejne 1,5 st. Celsjusza. Jednoczenie - co ustalono niedawno - prądy oceaniczne, którym zawdzięczała łagodny klimat Europa, są już najsłabsze od ponad tysiąclecia.
Brytyjski dziennik "Guardian" przypomina, że dwa lata temu opublikowano pracę pod kierunkiem prof. Tima Lentona z Uniwersytetu w Exeter, z której wynikało, że świat już mógł przekroczyć punkt, w którym nieodwracalnie zmieniliśmy klimat, co wówczas nazwano "egzystencjalnym zagrożeniem dla cywilizacji".
Zobacz również:
W badaniu opublikowanym w magazynie "Earth System Dynamics" naukowcy wskazują, w jaki sposób dochodzi do sprzężeń zwrotnych między różnymi regionami. Z badania wynika, że topnienie grenlandzkiej pokrywy lodowej powoduje uwolnienie do oceanu słodkiej wody, co w konsekwencji spowalnia cyrkulację prądów atlantyckich (dotąd napędzaną m.in. tym, że gęsta, słona woda opada na dno oceanu). Słabsza cyrkulacja oznacza, że z tropików w stronę bieguna północnego przenoszone jest mniej ciepła, co z kolei prowadzi do ocieplania wód Oceanu Południowego. A to może zdestabilizować lodowce na Antarktydzie.
- Badanie wskazuje, że nawet poniżej poziomu ocieplenia o 2 st. Celsjusza, czyli w zakresie docelowym określonym przez porozumienie paryskie, wciąż istnieje znaczne ryzyko kaskadowego przekroczenia punktów krytycznych klimatu - wyjaśniał "Guardianowi" współautor badania prof. Tim Lenton z Uniwersytetu Exeter. Zaznaczył jednocześnie, że z badania nie wynika, kiedy może dojść do tych zdarzeń, zamiast tego skupia się ono na ich ewentualnych konsekwencjach.