Do Polski nadciągają nowe kleszcze z Afryki. Naukowcy mają z nimi problem
Są większe od naszych rodzimych kleszczy, inaczej wyglądają i… w zasadzie tyle o nich wiemy. Na dźwięk stwierdzenia "nowe gatunki kleszczy dotarły z Afryki" ludzie zaczynają panikować. Tymczasem naukowcy na razie uspokajają i dodają: "Dajcie nam więcej środków, to je zbadamy".
Problem z bezkręgowcami w Polsce polega na tym, że brakuje specjalistów do ich analizowania. Sporo badań zostało przerwanych z uwagi na brak środków, ale wyspecjalizowani zoologowie zajęli się czym innym. - W Polsce pieniądze na badania wciąż idą za modą. A w przyrodzie moda nie ma znaczenia. Każdy organizm może stać się w jednej chwili modny gdy trafi do massmediów - mówią.
Tajemnicze, wielkie kleszcze dostały się do Europy z Afryki i od razu podziałały na ludzką wyobraźnię.
Nowy gatunek kleszcza coraz bliżej Polski
Mowa o tzw. kleszczach wędrownych z gatunku Hyalomma marginatum, które swą nazwę zawdzięczają... ptakom. Są bowiem zwierzętami przenoszonymi na spore odległości właśnie przez migrujące ptaki i z tego też powodu są już blisko Polski.
Oryginalnie ten gatunek zamieszkuje Afrykę, Bliski Wschód, ale jest już także w Europie. Nie tylko w krajach śródziemnomorskich, ale i w reszcie kontynentu. W 2007 r. znaleziono je na koniu w Holandii, w 2012 r. dwa osobniki ssały krowę na Węgrzech, wreszcie w ostatnich latach pojawiły się w Niemczech, Ukrainie i Rosji. Ich zasiedlenie Polski jest zatem nieuchronne i stanowi kwestię czasu.
Zobacz także: Mały gryzoń ratował Ukrainę. Teraz sam ginie na wojnie
Skąd kleszcze z Afryki biorą się w Europie?
W zasadzie nie wiemy i nie wiadomo, czy kiedykolwiek dowiemy się, kiedy i jak afrykańskie kleszcze wędrowne się tu znalazły. Kolejną niewiadomą pozostanie zapewne to, jaka jest dynamika powiększania się zasięgu tego pajęczaka. Wiadomo tylko, że to fakt. Niektórzy snują domysły o tym, że pomaga mu ocieplenie klimatu.
- Może tak, może nie. Zwyczajnie tego nie wiemy, bowiem nie potrafimy rozdzielić wpływu ocieplenia klimatu na możliwości migracyjne tych zwierząt od naszych zdolności diagnostycznych. Skoro kleszcz jest już w Europie, bardziej się mu przyglądamy i więcej wiemy. Wcześniej, w Afryce był słabiej badany - mówi Zielonej Interii prof. Piotr Tryjanowski z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.
Badacz zwraca uwagę na to, że w wypadku afrykańskiego kleszcza wędrownego i wielu innych zwierząt, zwłaszcza bezkręgowców, obowiązuje ta sama zasada. Badania nad nimi zaczynają zyskać uwagę publiczną i wsparcie, gdy pojawia się moda. - Nazywamy to kryzysem taksonomii, to znaczy nie zawsze badania nad jakimś zwierzęciem, zwłaszcza tym mniej charyzmatycznym, przynoszą od razu namacalne zyski.
- Trzeba je jednak prowadzić, bo w każdej chwili mogą się przydać - podkreśla prof. Tryjanowski.
Kleszcz wędrowny przenosi groźne choroby
Inaczej mówiąc, afrykański kleszcz wędrowny Hyalomma marginatum wciąż jest słabo poznany, co za tym idzie, łatwiej nim straszyć. Wystarczy stwierdzić, że pochodzi z Afryki i jest większy od naszych rodzimych kleszczy.
Na dodatek ma charakterystycznie pręgowane odnóża, nadciąga zza naszych granic i jeszcze przenosi choroby o bardzo egzotycznych nazwach, takich jak gorączka krwotoczna krymsko-kongijska. Nazwano ją tak, gdyż najpierw w czasie II wojny światowej stwierdzono ją na Krymie, a po ćwierćwieczu - także w Kongo. Nie ma na nią na razie szczepionki, leczy się ją tylko szpitalnie i może skończyć się śmiercią.
Kleszcz wędrowny jest wektorem wielu wirusów i chorób, ale nadal do końca wiadomo, których.
Czy zatem jest powód, aby się bać, skoro to najczęściej spotykany kleszcz w piórach migrujących ptaków, zwłaszcza cierniówki, białorzytki zwyczajnej, kląskawek i pokrzewek?
- Zasada jaka nam powinna przyświecać jest jedna: nigdy nie brać do rąk żywych dzikich ptaków, jeśli się nie jest ornitologiem - mówi prof. Tryjanowski. - Nie chodzi tylko o to, że my możemy coś od nich złapać, ale i one od nas.
Zobacz także: Komary znikają. To wcale nie jest dobra wiadomość
Kleszcz pastwiskowy jest najpospolitszy
W Polsce już udało się odkryć ok. 90 nowych gatunków kleszczy przybyłych z migrującymi ptakami, więc problem wydaje się poważny, ale w gruncie rzeczy nie jest.
Nadal są one o wiele rzadsze niż nasze rodzime kleszcze, zwłaszcza powszechnie znany Ixodus ricinus, czyli kleszcz pospolity, zwany też pastwiskowym albo psim. Ta ostatnia nazwa jest myląca, bo wcale nie atakuje on psów częściej niż inne zwierzęta - inne ssaki, a nawet gady.
- To zupełnie inne rzędy wielkości - mówią zoologowie badający kleszcze. - A w ich wypadku wszystko opiera się na rachunku prawdopodobieństwa. Szansa, że trafimy na kleszcza wędrownego, a nie kleszcza pastwiskowego jest minimalna. Niemal śladowa.