Koniec najgorętszej dekady w historii

Nie ma zgody, czy 2020 r. rzeczywiście był najgorętszy w historii pomiarów. Pięć największych na świecie organizacji zajmujących się mierzeniem temperatury nie ma za to wątpliwości, że właśnie skończyła się najgorętsza dekada.

Czapa smogu nad Turynem
Czapa smogu nad TurynemJESSICA PASQUALONPAP/EPA
partner merytoryczny
banner programu czyste powietrze

Według NASA, 2020 r. statystycznie był tak samo gorący, jak rok 2016. Brytyjskie Met Office i amerykańska Noaa podają, że ubiegły rok zajmował drugie miejsce. Japońska agencja meteorologiczna uznaje, że trzecie. Z badań europejskiego programu Copernicus wynika natomiast, że 2020 r i 2016 r. były tak samo gorące.

Różnice między tymi pięcioma organizacjami są jednak na granicy błędu statystycznego. Co więcej, rekordowe ocieplenie stwierdzono, pomimo że powinno dojść do ochłodzenia, wywołanego przez naturalne zjawisko oceaniczne La Nina. To anomalia pogodowa polegająca na utrzymywaniu się ponadprzeciętnie niskiej temperatury na powierzchni wody, występującą we wschodniej części Pacyfiku.

Dane pięciu organizacji skonsolidowała Światowa Organizacja Meteorologiczna. Według niej średnia globalna temperatura w 2020 r. wynosiła około 14,9 st. C, czyli około 1,2 stopnia powyżej poziomu z lat 1850-1900. Tym samym świat coraz szybciej zbliża się do średniej 1,5 st., czemu zapobiec miało porozumienie klimatyczne z Paryża z 2015 r.

- Stało się jasne, że spowodowane przez człowieka zmiany klimatu są teraz tak potężne, jak siła natury - mówił sekretarz generalny WMO Petteri Taalas ogłaszając wyliczenia organizacji.

Zmierzamy w kierunku katastrofalnego wzrostu średniej temperatury od 3 do 5 st. w XXI w.

"Jesteśmy już świadkami bezprecedensowych ekstremalnych zjawisk pogodowych we wszystkich regionach i na wszystkich kontynentach" - oświadczył sekretarz generalny ONZ Antonio Guterres, ostrzegając: "Zmierzamy w kierunku katastrofalnego wzrostu średniej temperatury od 3 do 5 st. w XXI w."

Naukowcy nie mają wątpliwości, że konsekwencjami rekordowych temperatur były ekstremalne zjawiska pogodowe. Według raportu programu Copernicus, w samych tylko Stanach Zjednoczonych wzrost temperatur doprowadził do rekordowej liczby 22 katastrof naturalnych, takich jak huragany i pożary. Każda z nich wywołała straty przekraczające miliard dolarów. W sierpniu w kalifornijskiej Dolinie Śmierci fala upałów przyniosła 54,4 st. Celsjusza, najwyższą temperaturę odnotowaną kiedykolwiek na Ziemi.

Rekordy padały też w Arktyce i północnej Syberii. Temperatury miejscowo były tam nawet o 6 st. Celsjusza wyższe od średniej z ostatnich 30 lat. Region ten doświadczył też niezwykle intensywnych pożarów, wybuchających także na północ od Kręgu Polarnego. Uwolniły one 244 mln ton CO2. To o jedną trzecią więcej, niż rok wcześniej.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas