​Z diesla na prąd: Droga elektryfikacja polskich autobusów miejskich

34 mld zł - tyle w Polsce kosztowałaby wymiana całej floty autobusów miejskich na elektryczne. Fundacja Promocji Pojazdów Elektrycznych przygotowała analizę, w której proponuje tańsze rozwiązania, pozwalające na szybszą transformację energetyczną transportu zbiorowego.

article cover
Pixabaypixabay.com
partner merytoryczny
banner programu czyste powietrze

Fundacja opublikowała raport "Prądem w smog - jak zelektryfikować autobusy miejskie w Polsce", który jej zdaniem jest pierwszym kompletnym opracowaniem pokazującym scenariusze elektryfikacji dla całej floty autobusów miejskich w Polsce. Z danych, które zebrali autorzy dokumentu wynika, że po polskich miastach jeździ obecnie około 13 tys. autobusów. Ponad 11 tys. z nich ma silniki diesla, a tylko 557 napęd elektryczny. Z kolei wodorowych autobusów, tak jak i stacji ładowania dla nich, w Polsce jeszcze nie ma. Fundacja podkreśla, że przed Polską stoi duże wyzwanie, ponieważ zgodnie z naszymi zobowiązaniami, do 2030 r. wszystkie autobusy miejskie mają być zeroemisyjne.

Jeżeli chcielibyśmy zastąpić starą spalinową flotę nową elektryczną, to łączny koszt takiej zamiany wyniósłby około 34 mld zł - wynika z wyliczeń Fundacji. O wiele tańszym rozwiązaniem jest konwersja autobusów z silnikami diesla na elektryczne. Istniejąca technologia już to umożliwia, co więcej, jest ona cały czas udoskonalana.

- Przed nami dekada pełna wyzwań. E-konwersja może w znaczący sposób pomóc w osiąganiu cząstkowych celów dekarbonizacji transportu. Taki rodzaj elektryfikacji autobusów nie tylko obniży koszty, ale pozwoli wielu samorządom na odnowienie floty - e-konwersja to jednocześnie generalny remont dla pojazdu. W tym scenariuszu wygrywają wszyscy - zmniejsza się emisja zanieczyszczeń, samorządy ponoszą mniejsze koszty, zmniejsza się też emisja gazów cieplarnianych. Dodatkowo specjalizacja w e-konwersji tworzy dobre perspektywy dla gospodarki - komentuje autor raportu, Jacek Mizak.

Kosztowna transformacja

Fundacja Promocji Pojazdów Elektrycznych przygotowała trzy scenariusze transformacji polskiego transportu zbiorowego. Pierwszy zakłada stuprocentową wymianę taboru na nowy. Jego koszt wyniósłby wspomniane już 34 mld zł. Drugi to 25 proc. konwersja starych pojazdów diesla. Kosztowałoby to 28 mld zł, czyli 6 mld taniej, niż kupno autobusów prosto z fabryki. Z kolei trzeci scenariusz zakłada, że konwersji poddane będzie 80 proc. pojazdów spalinowych. To kosztowałoby trochę ponad 17 mld zł, czyli o połowę mniej, niż kupno nowych pojazdów.

Zdaniem autorów raportu, przekształcanie diesli w elektrobusy ma uzasadnienie. Po naszych ulicach jeździ zazwyczaj kilka typów autobusów. Fundacja uważa, że w takiej sytuacji można przygotować schematy konwersji dla najpopularniejszych pojazdów.

Fundacja Promocji Pojazdów Elektrycznychmateriały prasowe

"Redukcja emisji powinna być łatwiejsza w przypadku autobusów, zwłaszcza miejskich, ponieważ w polskich miastach porusza się już stosunkowo dużo takich pojazdów (Polska zajmuje siódme miejsce w Europie pod względem liczby rejestracji e-autobusów miejskich). Pełna elektryfikacja tej kategorii pojazdów może zająć 10-15 lat, co jest celem ambitnym, ale realnym." - piszą autorzy raportu.

Gdyński przykład

Jako przykład konwersji twórcy dokumentu podają gdyński transport miejski. Przewoźnik jeszcze w latach 90. ściągał z Niemiec używane autobusy diesla, które były w bardzo dobrym stanie. Okazało się bowiem, że nowy trolejbus był nawet dwa razy droższy od diesla. Przewoźnik konwertował i remontował autobusy, dzięki czemu zyskiwał sprawne trolejbusy.

Dzisiaj producenci, zwłaszcza z Niemiec, oferują gotowe rozwiązania. Autobus diesla, po wymianie części elementów i instalacji baterii, może przejechać nawet do 300 km na jednym ładowaniu.

Fundacja Promocji Pojazdów Elektrycznychmateriały prasowe

Autorzy raportu oprócz coraz większej liczby przetargów na autobusy elektryczne, zauważają także rosnące zainteresowanie samorządów pojazdami na wodór. Mają je do tego zachęcać deklaracje administracji centralnej, która zamierza wspierać gospodarkę wodorową, choć ceny takich autobusów są znacznie większe niż elektryków.

"Krajowa infrastruktura produkcji i dystrybucji wodoru jako paliwa dla środków transportu praktycznie nie istnieje i jej budowa będzie bardzo kosztowna. Nie bez znaczenia pozostają także dużo większe (w porównaniu do autobusów elektrycznych) koszty towarzyszące, które obejmują m.in. urządzenia do magazynowania i tankowania wodoru czy też dostosowanie hal i stanowisk do obsługi bieżącej i czynności serwisowych." - uważają twórcy dokumentu.

Zdaniem Fundacji obiecującym sygnałem na to, żeby do 2035 r. w Polsce transport miejski był bezemisyjny, jest przyjęcie w lutym tego roku "Polityki Energetycznej Polski 2040". W niej jednym z priorytetów jest całkowita elektryfikacja transportu publicznego do 2030 r. w miastach powyżej 100 tys. mieszkańców.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas