Ochrona klimatu to bardzo źle opowiadana historia. Dlatego tylu ludzi wciąż jej nie słucha
Czy chcemy oddychać czystym powietrzem? Być zdrowsi fizycznie i psychicznie? Płacić mniej za prąd i ogrzewanie? Mieć przyjemne przestrzenie publiczne i zielone tereny wokół siebie? To zajmijmy się ochroną klimatu, która nie jest źródłem większości problemów, a ich rozwiązaniem.
Naukowcy przestrzegają: jeśli nie ograniczymy emisji gazów cieplarnianych związanych m.in. ze spalaniem paliw kopalnych, rolnictwem i wylesianiem, sprowadzimy na ludzkość katastrofę.
Do tej pory w około 150 lat doprowadziliśmy do ogrzania planety o 1,1 st. C. Każdy kolejny ułamek stopnia przynosi coraz więcej fali upałów, suszy, powodzi i innych ekstremalnych zjawisk. Możemy być niemal pewni, że nakreśloną przez naukowców względnie bezpieczną granicę 1,5 st. C przekroczymy gdzieś w przyszłej dekadzie. Gdy tak się stanie, problemy związane choćby z tegorocznymi falami upałów w Europie, Chinach czy USA, będą przyjemnym wspomnieniem starych, dobrych czasów.
Mimo to wciąż zbyt mało osób zdaje się tym poważnie przejmować. Głowy ludzi zajmują bieżące problemy, jak wojna, inflacja czy rosnące ceny energii. Choć można to zrozumieć, jednocześnie nie można zapominać, że niepohamowany kryzys klimatyczny przyniesie jeszcze więcej problemów. W tym kolejne połączenia wojen, inflacji i rosnących cen energii.
Dlaczego tak mało się tym przejmujemy? I dlaczego działamy tak wolno, by bezpieczny dla dalszego funkcjonowania ludzkości klimat ochronić?
Stawiam tezę: w rozmowach o kryzysie klimatycznym za bardzo skupiamy się na tym, ile możemy stracić, a za mało na tym, ile możemy zyskać. Nie tylko za kilkadziesiąt lat, lecz także już teraz. Z troski o samych siebie, a nie odległe lodowce.
Spis treści:
Za dużo “tam i kiedyś", za mało “tu i teraz"
Globalne ocieplenie wzrośnie do 1,5 st. C. w przyszłej dekadzie. Próg 2 st. C., który jest granicą o wiele bardziej niebezpieczną, może zostać przekroczony w połowie wieku. W skali historii Ziemi to zatrważająco krótka perspektywa. Wystarczy wspomnieć, że ogrzewamy Ziemię w tempie kilkudziesięciokrotnie szybszym niż miało to miejsce podczas wychodzenia z ostatniej epoki lodowej. Wtedy za ocieplenie klimatu odpowiadały wyłącznie czynniki naturalne, dziś odpowiada za to wyłącznie człowiek.
Ale z perspektywy ludzkiego życia to ekspresowe tempo zmian jest... powolne. A to właśnie w skali własnego życia najłatwiej jest nam oceniać rzeczywistość. W tym kontekście myślenie o “tam i kiedyś" to abstrakcja, która nie przejmuje nas tak bardzo, jak konkret, czyli myślenie o “tu i teraz".
Byłaby to fatalna wiadomość dla ochrony klimatu, gdyby nie fakt, że w zdecydowanej większości przypadków troska o “tu i teraz" to także troska o “tam i kiedyś".
Za dużo o stratach, za mało o zyskach
Odejście od węgla na rzecz energii elektrycznej ze źródeł odnawialnych oraz termomodernizacja budynków sprawi, że rachunki za prąd i ogrzewanie staną się o wiele mniejsze. Przykładem może być blok w 10-tysięcznym Zwoleniu, który spółdzielnia wyposażyła w gruntowe pompy ciepła i fotowoltaikę na dachu, a sam budynek poddała “darmomodernizacji". Efekt? Nawet po uwzględnieniu kosztów raty za kredyt zaciągnięty na inwestycję rachunki mieszkańców bloku są niższe o 35-40 proc. od tych, jakie płacą mieszkańcy sąsiednich bloków.
Do tego jeśli wyeliminujemy węgiel z polskich domów, w znacznym stopniu wyeliminujemy problem smogu, z którego powodu rocznie w Polsce umiera przedwcześnie od 50 tys. do nawet 100 tys. osób.
Drzewa w miastach pozwolą zaś ograniczyć skutki ulew i błyskawicznych powodzi, dadzą cień w upalne dni, ograniczą zapotrzebowanie na klimatyzację w pobliskich budynkach, pochłoną dwutlenek węgla i zanieczyszczenia powietrza. A to tylko część ze świadczonych przez nie usług, których wartość można wycenić. Na przykład w Warszawie oszacowano, że korzyści drzew związane jedynie z pochłanianiem zanieczyszczeń z powietrza wynoszą przynajmniej 170 mln zł rocznie. W Berlinie wartość 400 tys. drzew przyulicznych oszacowano zaś na... 3 mld euro (wycenie poddano znacznie więcej “usług" niż w przypadku Warszawy).
Natura pomaga też w poprawie naszego stanu psychicznego. Naukowcy z Exeter obliczyli, że osoby spędzające w ciągu tygodnia przynajmniej 120 minut na łonie natury znacznie częściej zgłaszają dobre zdrowie i lepsze samopoczucie psychiczne.
Podobnych przykładów można mnożyć. Im bardziej zrównoważony transport w miastach, tym mniejsze korki, mniejsze wydatki na paliwo, mniejsze zanieczyszczenia powietrza, mniejsze emisje gazów cieplarnianych. A im więcej bezpiecznych dróg rowerowych, tym więcej rowerzystów i tym lepsze zdrowie tych, którzy nimi jadą.
Owszem, kryzys klimatyczny to wielkie zagrożenie dla społeczeństw na całym świecie. Trzeba przed tym przestrzegać, wskazywać na powagę sytuacji i bić na alarm. Ale jednocześnie nie można zapominać, że to, co pomaga chronić klimat, jest też bardzo często tym, co pozwala poprawić naszą jakość życia. Nie chodzi więc tylko o to, byśmy uchronili się przed najgorszym. Chodzi o to, byśmy mieli lepiej.
Za dużo lodowców, za mało zdrowego egoizmu
Wiele osób na myśl o haśle “globalne ocieplenie" czy “zmiana klimatu" ma przed oczami obrazki topniejących lodowców, wychudzonego niedźwiedzia polarnego pływającego na krze czy głodujących dzieci w biednych państwach południa. To wszystko obrazki prawdziwe. A jednocześnie - jak brutalnie pokazuje rzeczywistość - to nie działa. Przynajmniej nie na wystarczającą liczbę ludzi. I nie na tyle mocno, by wpłynąć wystarczająco silnie na rządy, firmy czy resztę społeczeństwa.
Tymczasem stawiając w sercu chęć poprawy jakości życia nas samych możemy jednocześnie zadbać o przyszłość. W większości przypadków związanych z życiem w społeczeństwie (czytaj: niedotyczących indywidualnych decyzji konsumenckich) nie jest to zatem wybór z kategorii “coś kosztem czegoś". To i jedno, i drugie.
Świat zmieniamy z myślą o ochronie klimatu może być bardziej sprawiedliwy i przynieść lepszą jakość życia wszystkim. Także nam w Polsce. Oznacza to, że możemy się rozwijać w taki sposób, by nie szkodzić innym. Że możemy działać jednocześnie z myślą i o innych, i o samych sobie. Zdrowy egoizm i zdrowie planety nie muszą być więc pojęciami przeciwstawnymi.
Jeżeli tak podejdziemy do kryzysu klimatycznego, zadowoleni z proponowanych rozwiązań mogą być i ci, którzy przejmują się lodowcami, i ci, którzy przejmują się przede wszystkim sobą.