W Australii straszą krwiożerczymi koalami. "Nie poradzimy sobie z tym"

Australia jest rajem dla kryptozoologów. Tutejsze zwierzęta - zarówno współczesne, jak i jeszcze bardziej wymarłe - są tak unikalne, że stanowią raj dla wszelkich mitów, legend i niestworzonych historii. Ta o mięsożernych koalach atakujących ludzi znienacka z drzewa to legenda najnowsza, której powstanie przypisuje się nie byle komu, bo samemu Paulowi Hoganowi - gwieździe filmów o "Krokodylu Dundee". Legenda rozrosła się do wielkich rozmiarów, a naukowcy zamiast ją wyśmiać, przypominają, że... coś w niej jest.

Legendy o krwiożerczych koalach panoszą się w Australii (rekonstrukcja: CNN)
Legendy o krwiożerczych koalach panoszą się w Australii (rekonstrukcja: CNN)rafaelbenari123RF/PICSEL

Trudno chyba wskazać sympatyczniej kojarzące się australijskie zwierzę niż koala. Australia to kontynent z wieloma zwierzętami budzącymi takie emocjonalne odruchy u ludzi - kangury, dziobaki, kolczatki, kuoki i wiele innych to istoty powszechnie znane i lubiane, ale koala przebija chyba je wszystkie. Tym bardziej zaskakujące jest to, że właśnie tego ssaka dotyczy legenda zwana "Drop Bear", czyli mit o spadających znienacka ludziom na kark krwiożerczych, mięsożernych koalach. Bzdura kompletna? Powoli.

Sprawców tego zamieszania wskazuje się kilku. Jednym z nich jest australijski aktor Paul Hogan, gwiazda kina lat osiemdziesiątych, kiedy to sławę przyniosły mu filmy o Krokodylu Dundee. Tytułowy Dundee nie był krokodylem różańcowym. To pseudonim australijskiego trapera w charakterystycznej akubrze, który przeniesiony nagle do Nowego Jorku próbuje zastosować tam metody przetrwania z buszu. Filmy o Dundee były hitem absolutnym, także w Polsce. Bardzo rozsławiły Australię, jej specyfikę, także przyrodę.

To Paul Hogan miał jako pierwszy opowiadać o mięsożernych koalach w skeczu parodiującym Indianę Jonesa, aczkolwiek Australijczycy śladów tej dość absurdalnej na pozór opowieści szukają dużo głębiej np. w prasowych tekstach z lat sześćdziesiątych. Opisywały one mity, które miały na celu przestraszyć tych, którzy udają się do australijskiego scrubu, jakby mało tam było innych powodów do obaw.

"Drop Bear" czyli krwiożerczy koala - jeden z australijskich mitówWikimediaWikimedia Commons

W każdym razie z wielu australijskich legend z pogranicza kryptozoologii ta jest jedną z najmłodszych. I najnośniejszych. Stacja CNN donosi, że niemal każdy Australijczyk potwierdzi, że słyszał opowieści o "Drop Bear", albo - co więcej - miał do czynienia z takim stworzeniem albo on, albo ktoś kogo zna, albo ktoś kogo zna ktoś, kogo on zna. A zatem z mięsożerną i krwiożerczą wersją koali, która ma spadać na ludzi z drzew, prosto na kark. Resztę łatwo sobie wyobrazić. 

Australijczycy wskazują na to, że zwłaszcza w dobie mediów społecznościowych takie historie szybko stają się viralami. Nawet strony reklamujące przyrodniczo Australię wspominają o "Drop Bears", krwiożerczych koalach kryjących się w lesie. - Nie poradzimy sobie już z tym, te opowieści żyją swoim życiem - mówią Australijczycy.

Australia karmi się mitami o koalach

Jak czytamy w badaniach nad tymi opowieściami, które zgłębia CNN, to mit, który Australijczycy kultywują wręcz namiętnie, a ma on na celu straszenie obcokrajowców. Niemal każdy jest karmiony podobną opowieścią o koalach, które w rzeczywistości nie tylko nie jedzą mięsa, ale konsumują niemal wyłącznie rośliny i to tylko wybrane. Koale to przykład dużej specjalizacji pokarmowej. Torbacze te jedzą głównie eukaliptusy, ale uzupełniają też dietę liśćmi kilku gatunków z rodzajów Corymbia, Angophora, Lophostemon, banksja (Banksia), Leptospermum i melaleuka (Melaleuca).

Niemal każdy Australijczyk potwierdzi, że słyszał opowieści o "Drop Bear", albo - co więcej - miał do czynienia z takim stworzeniem albo on, albo ktoś kogo zna, albo ktoś kogo zna ktoś, kogo on zna.

Posądzenie ich o mordercze i mięsożerne zakusy to zatem czysty absurd, aczkolwiek trzeba przyznać, że nie zawsze tak było. Pochodzenie koali od lat budzi wielkie dyskusje. Rzecz jasna, gdy pierwsi Europejczycy dotarli do Australii, widzieli w nich małe niedźwiedzie. Określenie "miś koala" pokutuje do dzisiaj, chociaż zwierzęta te niewiele mają wspólnego z niedźwiedziami, poza podobieństwem do produkowanych na ich bazie pluszaków. Niegdyś uważano, że są krewnymi pałanek takich jak kitanka lisia czy kuskusy, ale ten pogląd został już zarzucony po badaniach DNA. Teraz koale łączy się raczej z wombatami.

Koala to niewątpliwie najbardziej rozpoznawany gatunek zwierząt w Australii123RF/PICSEL

Czyli zwierzętami zwanymi - nomen omen - "niedźwiedziami workowatymi".

Kolejne szczątki prehistorycznych przodków koali zaczynają odsłaniać ich ewolucję. Wiemy, że miliony lat miały one wydłużone, spiczaste głowy i budowę zbliżoną d oposów. Tak wyglądał chociażby Nimiokoala, żyjący w Australii około 23 miliony lat temu. Jeszcze starszym przodkiem jest Lumakoala sprzed 25 milionów lat - zwierzę wielkości kota, ale głównie roślinożerne. Za to nimiokoala ma zęby tak zróżnicowane, że zwierzę musiało jeść pokarm mieszany. Krawędzie tnące tych zębów wskazują także na to, że w grę wchodził pokarm mięsny np. owady.

Lumakoala - jeden z przodków koaliCrichton, Beck, Couzens, Worthy, Camens & Prideaux,materiały prasowe

Paleontologowie badający australijską megafaunę, która wymarła około 40 tysięcy lat temu, zapewne nie bez udziału człowieka, wskazują na inne źródło tych opowieści niż przodkowie koali, którzy miliony lat temu jedli nie tylko eukaliptusy. Źródłem ma być wciąż żywa pamięć o szczytowym drapieżniku Australii, największym i najgroźniejszym mięsożernym torbaczu, jakim był Thylacoleo, czyli lew workowaty. 

Z lwem oczywiście niewiele miał wspólnego. Thylacoleo był torbaczem należącym do wombatokształtnych, a zatem tej grupy, do której należą także koale. Wymarł 46 tysięcy lat temu, pozostawiając Australię bez dużego drapieżnika z grupy torbaczy. Jego miejsce zajął łożyskowy dingo, bowiem wilkowory i diabły tasmańskie także zniknęły z kontynentalnej części kraju i wycofały się na Tasmanię.

I tenże Thylacoleo właśnie polował w ten sposób, że skakał na swe ofiary z drzewa. A że Australijczycy przechowują opowieści o megafaunie, to i taki mit mógł przetrwać.

Dzisiejsze koale nie jedzą mięsa, nie polują, nie są krwiożercze i nie spadają na ludzi z drzew. Większość czasu spędzają na nich, ale głównie przesypiając. To ułatwia im trawienie twardych liści. Mało kto jednak wie, że poza tym to zwierzęta dość agresywne. Zaloty koali są brutalne, poprzedzone dość niesamowitymi pokazami wokalnymi samców, dochodzi w nich do walk i gwałtów.

Thylacoleo, czyli lew workowatyMark Hallett PaleoartEast News
Legenda o potworze z Loch Ness wciąż żywaDeutsche Welle
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas