Rośliny wprowadzały w trans podczas gry. Po meczu sędzia chwytał za nóż
Stadion jest pełen, na trybunach dla najczcigodniejszych gości wielu z nich to członkowie rodu królewskiego i szlachta. Wszyscy tworzą wielki szum, który nagle ustaje. Mecz się bowiem skończył i arbiter podchodzi do klęczącego kapitana zwycięskiej drużyny. To ważny moment dla życia, dla plonów, dla przyszłości wszystkich. Kibice zamierają, gdy arbiter bierze nóż i zadaje cios. Głowa spada, podnosi się wrzawa. Udało się uratować zbiory.
Spośród wszystkich sportów świata ten jest kluczem, bo stanowi pramatkę wszystkich sportów, wszystkich gier. To ulama - starożytna gra Indian prekolumbijskich z terenów dzisiejszego Meksyku, Gwatemali, Belize czy Hondurasu. Nie tylko Majów, z którymi tak często jest wiązana.
Gra niezwykła, bowiem uważa się ją za najstarszą na świecie, ale także za sport, od którego zależała już nie rozrywka widzów, ale dosłownie ich życie i śmierć. Świadczą o tym wykopaliska, w tym najnowsze w Yaxnohcah, starożytnym mieście Majów, które kwitło od 1000 roku p.n.e. do 200 roku n.e. Znajdowało się na terenie dzisiejszego stanu Campeche w Meksyku.
Najstarsze boisko odnaleziono w stanie Chiapas w Meksyku. Można je zobaczyć na terenie wykopalisk archeologicznych Chinkultic przy samej granicy Meksyku z Gwatemalą, zatem na terenie dawnego imperium Majów. Wykopaliska dotarły jednak do znalezisk daleko sprzed powstania tego imperium.
W ulamę grały niemal wszystkie plemiona Mezoameryki, od dawnych Olmeków zamieszkujących tereny Meksyku już cztery tysiące lat temu aż po Majów i Azteków w chwili hiszpańskiej konkwisty. Była to gra uniwersalna, bo też jej znaczenie było rytualne i ważne dla każdej kolejnej cywilizacji. Boiska do gry znajdujemy niemal w każdym odkrytym mieście dawnych Indian.
Ulama była grą i sportem wszechczasów
To znaleziska z wielkiego i znanego turystom miasta majańskiego Chichen Itza na Jukatanie w Meksyku dostarczyły jednak ważnych danych na temat przebiegi u znaczenia tej gry. Boisko do ulamy znajdujące się w Chichen Itza jest największym, jakie znamy. Ma 30 metrów szerokości i 96 metrów długości, a zatem niewiele ustępuje rozmiarami klasycznemu boisku piłkarskiemu.
Na tak dużej przestrzeni potykały się dwie drużyny złożone z siedmiu zawodników, w tym po jednym kapitanie. Z boków znajdują się dwie trybuny na widzów, umieszczone wzdłuż boiska. Na jego krańcach widnieją kamienne mniejsze trybuny. Jedna jest przeznaczona dla celebrytów, o czym świadczą barwy i rysunki - na niej zasiadali najbogatsi i najznamienitsi mieszkańcy miasta, a więc z powodzeniem można ją nazwać trybuną VIP. Vis-a-vis znajduje się natomiast trybuna... gości, przybywających do Chichen Itza na mecz.
O rozgrywce nie wiemy niemal nic, nie znamy przepisów, rezultatów, długości gry. Po boku boisk ulamy znajdują się zawsze kamienne pierścienie, więc można założyć, że gra polega na przerzuceniu piłki przez taki pierścień. A ponieważ mamy do czynienia z ogromną trudnością i piłką bardzo ciężką, niewykluczone że już pierwsza udana próba kończyła rozgrywkę. Być może ta trwała do skutku, może wiele godzin, dni.
Ważne są płaskorzeźby okalające boisko. Przedstawiono na nich scenę, w której klęczący zawodnik wyglądający na lidera (kapitana) jednego z zespołów klęczy, a arbiter (kapłan) właśnie ściął mu głowę. Do dekapitacji musiało dojść przed chwilą, gdyż z rany tryska jeszcze krew w postaci potężnych strumieni. Mają one jednak głowy węży.
W indiańskich mitach węże budziły bardzo pozytywne skojarzenia. Były symbolem urodzaju, życia, płodności. Krew strzelająca z szyi zawodnika pada na grunt w formie węży, co ewidentnie wskazuje na to, że gra wiązała się z plonami, żyznością, urodzajem. Zapewne po to rozgrywano mecz w ulamę, który nie był tylko rozrywkowym widowiskiem, ale sprawą życia i śmierci. W wierzeniach Majów mecz decydował o zbiorach, o wszystkim. Ta pramatka wszystkich sportów odgrywała być może większą rolę dla Indian niż nam się zdaje. Stanowiła rodzaj unikalnej ofiary i fundament społeczny życia.
Krwawe ofiary z jeńców typowe dla Azteków
Indianie z prekolumbijskiego Meksyku kojarzą nam się z krwawych ofiar składanych bogom głównie z pojmanych jeńców. Zabijano ich tysiącami na ołtarzach, wyrywano i popielono serca, obcinano głowy. Taka ofiara miała też zapewnić zbiory. Przy czym te tysiące zabitych ludzi na ołtarzach dotyczą głównie Azteków ze środkowego Meksyku.
Majowie z południa Meksyku, Gwatemali, Belize i Hondurasu także składali krwawe ofiary, ale na o wiele mniejsza skalę. To nie były tysiące ofiar rocznie, ale najwyżej kilkaset. Różnica wynikała być może z ulamy, która jako sport wszech czasów i absolutny fundament społeczności wyłaniała zwycięską drużynę, a ona czy też prawdopodobnie jej kapitan był składany w ofierze. Dobrowolnie, o czym świadczą płaskorzeźby z Chichen Itza.
Niegdyś uważano, że skoro mecz tej gry kończył się śmiercią zawodnika czy zawodników (co wynikało wprost z rzeźb i malowideł), to oczywiste jest, że ścinano przegranych. Tymczasem meksykańskie miasta wskazują na to, że takie nasze europejskie myślenie jest błędne. Ścinano wygranych, a mecz toczył się nie o to, by uniknąć śmierci i pójścia na ścięcie, ale przeciwnie - aby dostąpić tego zaszczytu.
W naszym rozumieniu się to nie mieści, ale prace wykopaliskowe Yaxnohcah wskazują na to, że za tym niepojętym dla nas rytuałem stały rośliny. Nie tylko te uprawne (głównie kukurydza), o których udane zbiory rozgrywano mecz. Także halucynogenne rośliny, które stosowano podczas meczów ulamy.
Zawodnicy spożywali rośliny podczas meczu
Pod brukowaną podłogą placu, który miał być boiskiem dla meczu, naukowcy znaleźli w Yaxnohcah kilka takich mocno odurzających roślin. Ślady materii organicznej zakopanej pod czterema poziomami bruku mogą skrywać zagadkę związaną z najważniejszym i najbrutalniejszym sportem dawnej Ameryki. Jedną ze znajdujących się tam roślin była Ipomoea corymbosa czyli pnącze z rodziny powojnikowatych o kielichowatych kwiatach o właściwościach halucynogennych.
To roślina tak silnie narkotyczna, że posiadanie roślin żywych, suszu, nasion, wyciągów oraz ekstraktów jest nielegalne w wielu krajach Ameryki Łacińskiej. Naukowcy znaleźli także odmiany bardzo ostrej papryczki podobnej do chili, o ogromnej mocy ostrości smaku, a także Hampea trilobata czyli meksykańskie drzewo z rodziny ślazowców, wreszcie Oxandra lanceolata - rosnące w Meksyku i na Karaibach drzewo flaszowcowate.
W badaniach, które można prześledzić w "PLOS One" w tekście "Psychoaktywne i rytualne rośliny sprzed 2000 lat z w Yaxnohcah w Meksyku" czytamy, że kolekcja tych roślin nie jest przypadkowa. "Wiązano je w pęczki i umieszczano przy boiskach" - mówi Eric Tete, botanik z Uniwersytetu Cincinnatio w USA.
Rośliny mogły być postrzegane jako dar dla bogów, ale z uwagi na ich mocno psychoaktywne działanie - może także jako dar dla zawodników. Odurzenie nimi mogło wprowadzać ich w trans, który sprawiał, że mecz nabierał dodatkowego wymiaru. I ochotnicze zgłoszenie się zwycięzców na ołtarz ofiarny - również.