Mężczyźni emitują więcej. Winne są steki i benzyna
Badania pokazują, że różnica emisji CO2 między kobietami a mężczyznami wynika przede wszystkim z jazdy samochodem i jedzenia czerwonego mięsa. Nie zamożność czy styl życia, ale głęboko zakorzenione normy płciowe mogą odpowiadać za to, że mężczyźni wyrządzają większe szkody klimatowi.

Styl życia przeciętnego mężczyzny wiąże się ze średnio o 26 proc. wyższymi emisjami gazów cieplarnianych pochodzących z transportu i żywienia, niż u przeciętnej kobiety. To wnioski z badania przeprowadzonego we Francji na reprezentatywnej grupie 15 tys. osób. Za różnice nie odpowiada ani zamożność, ani fizjologia. Nawet po uwzględnieniu różnic w dochodach, poziomie wykształcenia, a także większego zapotrzebowania energetycznego mężczyzn i dłuższych tras pokonywanych przez nich samochodem, różnica nie znika. Pozostaje istotna - i wynosi od 6,5 do 9,5 proc.
Jak tę różnicę wyjaśnić? Francuscy badacze uważają, że powód siedzi głęboko w męskich głowach. "Nasze wyniki sugerują, że tradycyjne normy płciowe, zwłaszcza te łączące męskość z konsumpcją czerwonego mięsa i jazdą samochodem, odgrywają znaczną rolę w kształtowaniu indywidualnych śladów węglowych" - komentuje Ondine Berland z London School of Economics and Political Science, współautorka badania.
Badaczki podkreślają, że to nie różnica w liczbie przejechanych kilometrów czy zjedzonych kalorii, ale konkretne wybory konsumpcyjne najbardziej przyczyniają się do różnicy śladów węglowych. W przypadku żywienia największe znaczenie ma czerwone mięso. W przypadku transportu - jazda prywatnym samochodem. Dane wskazują, że w transporcie kluczową rolę odgrywają dwa czynniki: mężczyźni częściej podróżują samotnie i korzystają z bardziej emisyjnych pojazdów - starszych lub o większej mocy.

Mężczyźni wybierają mniej ekologicznie
Choć czerwone mięso odpowiada jedynie za 13 proc. emisji związanych z dietą przeciętnej osoby, to w analizie różnicy między płciami jego znaczenie jest nieproporcjonalnie duże. Po uwzględnieniu takich czynników jak zapotrzebowanie kaloryczne czy masa ciała, konsumpcja czerwonego mięsa odpowiada za 70 proc. tej różnicy. W przypadku transportu - mimo że samochody generują średnio 84 proc. emisji związanych z przemieszczaniem się - okazuje się, że to właśnie różnice w sposobie ich użycia przez kobiety i mężczyzn niemal w całości tłumaczą rozbieżności emisji między płciami. Różnice nie wynikają z faktu, że kobiety w ogóle mniej się przemieszczają - lecz z tego, jak i czym to robią.
"Szczególnie interesujący jest fakt, że różnica ta utrzymuje się wśród singli - co oznacza, że nie wynika z kompromisów czy podziału ról w związku" - dodaje Marion Leroutier, ekonomistka środowiska z Crest-Ensae Paris.
W przypadku par różnica jest jeszcze bardziej widoczna: kobiety w związkach, zwłaszcza takich, w których są dzieci, emitują znacznie mniej CO2 z transportu niż ich partnerzy. To najprawdopodobniej efekt specjalizacji: kobiety częściej pracują bliżej domu, a mężczyźni częściej korzystają z samochodu w codziennych dojazdach. Co ciekawe jeśli idzie o żywienie, związki mają na kobiety negatywny wpływ. Te w związkach jedzą bardziej emisyjnie niż singielki. Badaczki tłumaczą to konwergencją preferencji w parach - pary zazwyczaj jedzą to samo, a mężczyźni częściej "stawiają na swoim".

Nie tylko Francja i nie tylko dane
Francuskie badanie potwierdza wyniki uzyskane wcześniej w Szwecji. Już w 2021 roku tamtejsi badacze wykazali, że choć kobiety i mężczyźni wydają na konsumpcję podobne kwoty, to konsumpcja mężczyzn wiąże się z o 16 proc. większymi emisjami. Powód? Benzyna i olej napędowy.
"Wydatki kobiet i mężczyzn pozostają bardzo stereotypowe. Kobiety inwestują w zdrowie, ubrania i wystrój wnętrz. Mężczyźni przeznaczają więcej na paliwo, alkohol i restauracje" - tłumaczyła wówczas Annika Carlsson Kanyama z firmy badawczej Ecoloop.
Zarówno w Szwecji, jak i we Francji, najwięcej emisji pochodzi z żywności i podróży. W badaniach wskazano, że zmiana diety na roślinną i rezygnacja z wyjazdów samochodem lub samolotem mogą ograniczyć indywidualny ślad węglowy nawet o 40 proc.
Wina norm kulturowych?
Berland i Leroutier zauważają, że to nie czyste kalkulacje ekonomiczne, ale głębsze normy społeczne i tożsamościowe napędzają różnice. Samochody i mięso są nie tylko praktyczne i smaczne. Są symbolami statusu, siły i dominacji.
"Pejoratywne określenie soy boy, popularne w prawicowych mediach w USA, ilustruje, jak mocno konsumpcja - zwłaszcza mięsa - jest powiązana z męskością i jak staje się polem ideologicznej walki" - zauważają badaczki. Tymczasem większość światowej soi nie trafia do dań wegańskich, lecz na paszę dla zwierząt hodowlanych.
Nie chodzi jedynie o memy w internecie. Różnica w śladzie węglowym przekłada się na konkretne skutki polityczne. Osoby, które muszą bardziej zmienić swoje zachowania, by ograniczyć emisje, są mniej skłonne do popierania polityk klimatycznych. To może tłumaczyć, dlaczego mężczyźni w krajach rozwiniętych są mniej skłonni do poparcia działań proklimatycznych niż kobiety.
Co dalej?
Autorzy badania nie proponują zakazu mięsa ani limitu przejazdów samochodowych. Zwracają jednak uwagę, że świadome polityki informacyjne mogą odgrywać istotną rolę. Podważanie skojarzeń między męskością a mięsem czy SUV-em, promowanie innych wzorców konsumpcji i wzmocnienie pozycji decyzyjnej kobiet w gospodarstwach domowych mogłyby - ich zdaniem - przełamać niektóre z barier kulturowych.
To ważne, bo różnice w śladzie węglowym nie znikną same - i niekoniecznie znikną dzięki samej technologii. Ograniczanie emisji to nie tylko kwestia innowacji, ale także społecznych wzorców, przyzwyczajeń i symboli. I choć ślad węglowy to liczba, droga do jego zmniejszenia wiedzie przez bardzo ludzkie motywacje: przynależność, tożsamość i status.
W efekcie - jak pokazują autorzy - przy założeniu, że wszyscy mężczyźni przyjęliby wzorce konsumpcyjne kobiet w zakresie transportu i żywienia, bez zmiany ilości kalorii czy pokonywanych dystansów, emisje CO2 we Francji spadłyby o ponad 13 milionów ton rocznie. To trzy razy więcej niż planowane ograniczenia emisji w sektorach transportu i rolnictwa w ramach krajowych celów klimatycznych na 2030 rok.