Ceny pomarańczy zwalają z nóg. Osiągnęły absolutny rekord
We wtorek cena za funt soku pomarańczowego osiągnęła najwyższy poziom w historii. Popularny owoc jest rekordowo drogi ze względu na zarazę zwaną "chorobą żółtego smoka", która dziesiątkuje uprawy pomarańczy. Nie bez znaczenia są też zmiany klimatu.
Mrożony sok pomarańczowy na rynku kontraktów terminowych osiągnął we wtorek rekordową cenę 4,17 dolara za funt. W porównaniu z ubiegłym rokiem jest to wzrost aż o 90 proc.
Pomarańcze najdroższe w historii. Wszystko przez owadzią zarazę
Na całym świecie od wielu miesięcy ceny pomarańczy rosną z tego samego powodu. Chodzi o plagę choroby zwanej zielenieniem cytrusów. Jest ona nieuleczalna, a większość dotkniętych zarazą drzew umiera w ciągu kilku lat.
Chorobę cytrusów przenosi owad - miodówka z gatunku Diaphorina citri. W Polsce owady z tej rodziny są utrapieniem dla sadowników, ponieważ odpowiadają za choroby m.in. gruszy czy jabłoni.
Gatunek żerujący na cytrusach przenosi bakterię Candidatus liberibacter, która upośledza drzewa. Rośliny dają częściowo zielone i zdeformowane owoce, które ze względu na swoją słabą jakość nie nadają się do sprzedaży.
Szacuje się, że w samej Brazylii - która produkuje najwięcej pomarańczy na świecie - miódówka zainfekowała już prawie 40 proc. upraw cytrusów. Z tego powodu plony - sięgające dotychczas 16 mln ton rocznie - w przeciągu kolejnych pięciu lat mogą spaść nawet o 60 proc.
Ceny pomarańczy wzrosną również w Polsce
Plagę choroby przenoszonej przez miodówki boleśnie odczuwa także Floryda. Tamtejsze uprawy zaopatrują w pomarańcze i sok pomarańczowy aż 90 proc. Stanów Zjednoczonych. Wcześniej drzewa cytrusowe w regionie ucierpiały ze względu na huragany Ian i Nicole, a następnie okres nietypowych jak na Florydę mrozów.
Szacuje się, że produkcja pomarańczy w USA osiągnie wkrótce najniższy poziom od ponad 100 lat. Niektórzy hodowcy już się poddali i sprzedali ziemię, na której uprawiali cytrusy.
Dla Europejczyków pocieszający może być fakt, że uprawy w Grecji, Hiszpanii i Portugalii nie zostały jeszcze tak zdziesiątkowane jak drzewa w Brazylii, USA czy Azji. Zbiory są zaledwie o 10 proc. słabsze niż w zeszłym roku, a hodowcy za wszelką cenę starają się uniknąć zielenienia drzew.
Nie oznacza to jednak, że Europa wyjdzie z tego kryzysu obronną ręką. Mimo dobrych lokalnych zbiorów, ceny owoców przez globalny kryzys i tak rosną. To pewne, że wkrótce boleśnie przekonamy się o tym także w Polsce.