Okupacja Nadleśnictwa Bircza. Aktywiści chcą wstrzymania cięć i reformy LP

Od ponad dwóch tygodni trwa konflikt między Inicjatywą Dzikie Karpaty a Lasami Państwowymi. Aktywiści, po dwóch latach okupacji lasu, na którym planowano utworzenie Turnickiego Parku Narodowego, zostali wyrzuceni, a ich obóz rozmontowany. Nie dali za wygraną. Od szóstej rano w piątek okupowali wejście do Nadleśnictwa Bircza. Przypięli się do bramy własnymi ciałami.

Aktywiści żądają utworzenia Turnickiego Parku Narodowego.
Aktywiści żądają utworzenia Turnickiego Parku Narodowego. Inicjatywa Dzikie Karpatymateriały prasowe
partner merytoryczny
banner programu czyste powietrze

W Polsce od ponad 20 lat nie powstał żaden nowy park narodowy. Zdaniem fundacji ClientEarth jest to efekt zmiany przepisów. Odkąd wprowadzono prawo, które wymaga zgody lokalnego samorządu dla powołania parku narodowego, w Polsce nie został wyznaczony nawet kawałek obszaru chronionej przyrody.

Jak sugeruje były myśliwy Zenon Kruczyński w "Ilustrowanym samouczku antymyśliwskim", od czasu powołania nowych przepisów Lasy Państwowe zalecają miejscowym leśnikom kandydowanie do rad gminnych i wszelkich innych organów kontrolnych, co pozwala skutecznie blokować jakiekolwiek głosy domagające się ochrony przyrody.

"Faktycznie jest to liberum veto, samo w sobie noszące cechy bezprawia" - komentuje wymóg "zgody samorządu" Kruczyński.

Z tego powodu blokowany jest pomysł powstania Turnickiego Parku Narodowego. Jego utworzenie planowano po raz pierwszy już 40 lat temu.

Eksmisja Inicjatywy Dzikie Karpaty

W ramach protestu, by chronić bezcenny przyrodniczo teren, aktywiści rozpoczęli okupację leśną na terenie planowanego parku. Po dwóch latach zostali z jej terenu brutalnie usunięci i przewiezieni do aresztu. Ich zdaniem byli tam traktowani bez poszanowania przysługujących im praw i bez godności.

Nasz płacz był obśmiewany, towarzyszyła nam atmosfera zastraszania.
Inicjatywa Dzikie Karpaty

Zdaniem aktywistów i aktywistek policja nie miała żadnych podstaw do zatrzymania i szukała tylko pretekstu, by rozmontować obóz. Z kolei rzeczniczka prasowa policji mł. asp. Joanna Golisz stwierdziła, że policja zapewniała tylko asystę służbom leśnym podczas rozbiórki obozu aktywistów. Ponadto w trakcie prowadzenia czynności wykryto substancje, które prawdopodobnie są nielegalne.

Jednak po rzekomym złapaniu aktywistów "na gorącym uczynku" - tj. z narkotykami, nie postawiono im żadnych zarzutów. Podczas zatrzymania policja nie poinformowała aktywistów o przysługujących im prawach oraz przez dobę ignorowała prośby zatrzymanych o umożliwienie kontaktu z prawnikiem. Gdy jedna z zatrzymanych powiedziała, że nie niczego nie podpisze bez obecności prawnika, policjant miał odpowiedzieć, że "nie będzie czekać na ten podpis tydzień".

Protest pod ministerstwem

W ramach protestu przeciwko rozmontowaniu blokady, ekolodzy zorganizowali protest pod Ministerstwem Klimatu i Środowiska. Część aktywistów przykleiła się klejem do kostki brukowej.

"Jesteśmy tutaj, aby zaprotestować przeciwko Lasom Państwowym, które prowadzą intensywną wycinkę w Puszczy Karpackiej. Wczoraj policjanci zniszczyli obóz aktywistów protestujących na południu Polski. Osoby te spędziły noc na komendzie. Nasz protest jest gestem solidarności" - powiedział jeden z przyklejonych do kostki ekologów.

Pokojowy protest został bardzo szybko rozpędzony. Na miejsce przyjechało dziesięć zastępów policji, która siłą usunęła protestujących oraz - wbrew prawu prasowemu - zabroniła nagrywać zajścia dziennikarzowi Maciejowi Piaseckiemu. Dziennikarz został usunięty siłą.

Warto wspomnieć, że nagrywanie protestu uchroniło jednego z aktywistów przed więzieniem. Podczas usuwania ekologów jeden z funkcjonariuszy potknął się i złamał nogę. Chociaż świadkiem tego zdarzenia było kilkunastu policjantów, funkcjonariusze w pierwszym odruchu oskarżyli aktywistę o naruszenie nietykalności cielesnej policjanta. Na szczęście zajście zostało nagrane, dzięki czemu ekolog został uniewinniony.  

Aktywiści przez cztery godziny blokowali urzędnikom wstępu do budynku Nadleśnictwa.
Aktywiści przez cztery godziny blokowali urzędnikom wstępu do budynku Nadleśnictwa. fb: Inicjatywa Dzikie Karpaty

Protest pod Nadleśnictwem Bircza

Pomimo brutalnego tłumienia protestów, aktywiści nie dają za wygraną. W piątek o szóstej rano rozpoczęli protest pod urzędem Nadleśnictwa Bircza. Ekolodzy własnymi ciałami blokowali urzędnikom wstęp do budynku.

Protestujący przypięli się do ogrodzenia i do beczek oraz rozwiesili banery "Jesteśmy w Turnickim", "Stop śmierci lasów" oraz "Nie oddamy lasów piłom".

W ich oświadczeniu możemy przeczytać:

"Zarządzany przez nadleśniczego Z. Kopczaka oddział Lasów Państwowych w Starej Birczy jest odpowiedzialny za likwidację blokady wycinki drzew założonej przez członków Inicjatywy Dzikie Karpaty w kwietniu 2021 r. Od tamtego czasu plany cięć w bronionych wydzieleniach wycofano, jednak po nagłym unicestwieniu miejsca protestu poczucie zagrożenia powróciło, gdyż w regionie planowanego Turnickiego Parku Narodowego wciąż prowadzone są cięcia.

Chcemy natychmiastowego wstrzymania cięć i polowań na terenie planowanego Turnickiego Parku Narodowego, jak najszybszego rozpoczęcia prac mających na celu utworzenie go oraz dogłębną reformę Lasów Państwowych pozwalającą Polkom i Polakom odzyskać kontrolę nad tą instytucją".

Protest odbył się pokojowo - żadna ze stron nie dopuściła się rękoczynów. Doszło również do nerwowej wymiany zdań między protestującymi a leśnikami, która jednak nie miała żadnej konkluzji. Każda ze stron pozostała mocno przy swojej pozycji.

Leśnicy utrzymywali, że działania ekologów godzą w interes gospodarczy państwa. Podkreślali również, że Lasy Państwowe działają zgodnie z obowiązującymi przepisami.

W ramach protestu jeden z aktywistów przypiął się do furtki m.in. za szyję, co sprawiło funkcjonariuszom dużą trudność podczas prób odpięcia go. Ostatecznie chciano wyważyć bramkę razem z aktywistą, co stanowiło dla niego groźbę utraty zdrowia a nawet życia, ponieważ wiązało się to z ryzykiem skręcenia karku. Funkcjonariuszy udało się odwieść od tego pomysłu i ekolog nie odniósł obrażeń. 

Po dwóch godzinach blokady urzędnikom udało się wejść do budynku, ponieważ straż pożarna wycięła dziurę w płocie. Wtedy ekolodzy podjęli decyzję o zakończeniu protestu.

Wszyscy protestujący zostali wylegitymowani, ale żaden nie został aresztowany. Nie otrzymali również mandatów.

"Nie jest to nasz ostatni protest. Dopóki Puszcza Karpacka będzie niszczona przez Lasy Państwowe, będziemy się tu pojawiać regularnie. Wolelibyśmy tego nie robić, ale nie możemy pozwolić na to, by przyroda była niszczona." - podsumował jeden z obecnych na miejscu aktywistów.

Czy możemy jeszcze zatrzymać katastrofę klimatyczną?INTERIA.PL
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas