Największy ptak w Polsce powraca. "Polskie strusie" wymarły 30 lat temu
Z wagą dochodzącą do 16 kg był naszym największym ptasim gatunkiem i najcięższym ptakiem latającym świata. Wymarł jednak w Polsce, a za umowną datę przyjmuje się rok 1996. Teraz ma wrócić. Stacja hodowli dropia w Pławinie ma zamiar wiosną sprowadzić pierwsze osobniki. Za rok ptaki powinny zacząć wydostawać się z woliery i z czasem mogą zacząć żyć na wolności. To może oznaczać powrót naszego majestatycznego ptaka, którego nazywa się czasem "polskim strusiem".
Żubr w okresie międzywojennym, bóbr zaraz po II wojnie światowej, wreszcie wilki na przełomie wieków - są przykłady odtworzenia w Polsce zwierząt wymarłych na wolności albo niemal wymarłych.
"Polski struś" powraca
Teraz ma do nich dołączyć drop, jeden z najefektowniejszych polskich ptaków i najcięższy ptak latający. Gdy jego populacja jeszcze utrzymywała się w Polsce, był największym polskim ptakiem, cięższym niż bielik, bocian biały, łabędź niemy. Nazywano go niekiedy wręcz "polskim strusiem". Nieprawidłowo, gdyż dropie nie mają ze strusiami wiele wspólnego, ale faktem jest, że nieco je przypominają.
Jeszcze w latach siedemdziesiątych, nawet osiemdziesiątych, na terenach (zwłaszcza zachodniej) Polski można było spotkać grupy dropi pasących się na polach i łąkach, wśród śródpolnych pojedynczych zadrzewień. Ich widok zapierał dech.
Samiec tego, ważącego nawet 16 kg, ptaka ma białe pióra na kasztanowej piersi ułożone w coś w rodzaju kołnierza. Potrafi je stroszyć, puszyć, chowa wtedy głowę i eksponuje nagą skórę na piersi. Takie tokowiska dropi to wizualna uczta. W szacie godowej typowe dla dropi są też wyrastające z nasady dzioba pióra podobne do wąsów.
Drop wymarł w Polsce w 1996 r.
Drop jednak wymarł. Ostatni polski osobnik (samica) padł we wrześniu 1996 roku w stacji Stobnica pod Obornikami niedaleko Poznania. Autor tego tekstu nieco przypadkowo był świadkiem chwili, gdy zwierzę odnaleziono martwe i oznaczało to koniec tego gatunku w Polsce.
Owszem, pojawiały się informacje o pojedynczych dropiach widzianych w różnych miejscach kraju nawet w XXI w., np. w 2016 r. pod Cichawą koło Krakowa i w 2018 r. w Lubuskiem, ale jako gatunek drop w Polsce nie przetrwał.
Związany przez lata z krajobrazem stepowym, przystosował się następnie do stepów przekształconych w pola uprawne rzepaku, lucerny, niektórych zbóż. W Polsce dropie żyły na rozległych terenach Rzeczpospolitej aż po kresy, stepy ukraińskie i ziemie kozackie oraz Dzikie Pola.
Malował je Chełmoński, kojarzyły się z polską prowincją, dopóki nie wkroczyła na nie współczesność. Ptak wymagał bezleśnych, otwartych terenów. U nas ich już nie było, więc wymarł.
Zachował się u naszych sąsiadów, chociażby w Niemczech, gdzie występuje wciąż na terenach wschodnich, dawnego NRD. Jest także mieszkańcem Ukrainy, aczkolwiek nie wiemy, jak wpłynęły na dropie działania wojenne od 2022 r.
Dropie żyją także na Węgrzech i w Austrii, na pograniczu czesko-słowackim, a relatywnie najwięcej zachowało się na Półwyspie Pirenejskim oraz w Turcji. W Europie jest jednak ptakiem reliktowym, wymierającym. Nie ma tu dla niego zbyt wiele miejsca.
Nawet jednak w tym kontekście Polska od 1996 r. stanowi białą plamę na europejskiej mapie. Zmiany w polskim rolnictwie wypędziły dropia. Ten gatunek pokazuje, jak bardzo są niekorzystne przyrodniczo w porównaniu nawet z naszymi sąsiadami, gdzie ptak ten przetrwał.
Jaja z Niemiec mogą oznaczać powrót dropia do Polski
Teraz ma się to zmienić, gdyż już na wiosnę przyszłego roku szykowane jest wypuszczenie pierwszych ptaków do woliery w stacji hodowli dropia w Pławinie niedaleko Drezdenka, na wschód od Gorzowa w Lubuskiem.
To program reintrodukcji, który prowadzi Polski Związek Łowiecki przy wsparciu Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Zielonej Górze i z naukowym wsparciem Uniwersytetu Zielonogórskiego. Głową projektu jest Wojciech Pawliszak, przewodniczący Zarządu Okręgowego PZŁ w Gorzowie.
Stacja jest prawie czynna, a - jak informuje "Gazeta Wyborcza" - wiosną trafią tu pierwsze dropie. Nie będą to osobniki zdolne do życia na wolności, raczej ptaki po wypadkach i urazach. Pozwolą jednak lepiej przygotować się do opieki nad osobnikami tego gatunku.
Kluczowe w projekcie okażą się jaja zabrane zwierzętom na terenie wschodnich Niemiec. Początkowo do Pławina miały trafić jaja dropi ukraińskich, ale wojna sprawiła, że trzeba było zmienić plany. Ukraińska stacja hodowli dropia została splądrowana przez rosyjskie wojska, zwierzęta zabito.
Ptaki, które wylęgną się z jaj, będą stopniowo przystosowywane do życia poza wolierą. Jak wynika z ustaleń "Wyborczej", woliera będzie miała otwarte wejście, zabezpieczone przed drapieżnikami. Ptaki będą mogły wylatywać z niej i wracać, zapewne tak będą robiły.
Powinno to nastąpić jesienią przyszłego roku i jeżeli plan się powiedzie, rok 2025 może stać się symbolicznym momentem powrotu ptaka do Polski po niemal 30 latach od wymarcia.
Czy drop się w Polsce utrzyma? To zależy od nas i od tego, jak będzie wyglądało środowisko, w którym ma żyć. Prof. Piotr Tryjanowski z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu w rozmowie z Zieloną Interią określa to tak: - Ten ptak nie znosi linii energetycznych, tu mamy największy problem. Nie lubi też dużej antropopresji.
Drop wymaga odpowiedniej przestrzeni. Paradoksalnie duże pola uprawne mogą mu służyć, o ile znajdą się na nich fragmenty, miedze, gdzie drop może znaleźć swój specyficzny pokarm. To nie tylko nasiona chwastów, ale także owady, zwłaszcza podczas wodzenia młodych. Szansą dla niego jest boom na ekologiczne rolnictwo w Polsce