Byłam na targach łowiectwa. Zamieniły się w konfrontację myśliwych z aktywistami
Magdalena Mateja-Furmanik
Targi łowiectwa w Krakowie HUNT EXPO wzbudziły dużo kontrowersji już kilka tygodni przed samym rozpoczęciem. W niektórych kręgach oburzenie wzbudziło objęcie tego wydarzenia honorowym patronatem Prezydenta Miasta Krakowa Jacka Majchrowskiego, który ostatecznie się z niego wycofał. Ruchy pro-zwierzęce chciały całkowitego odwołania wydarzenia, do czego nie doszło. Zapowiedziały jednak protesty. Postanowiłam sprawdzić, jak będą wyglądały. I chociaż jestem przeciwniczką myślistwa, to z żalem muszę stwierdzić, że to właśnie myśliwi wypadli o wiele lepiej w konfrontacji z aktywistami.
Spis treści:
Struktura HUNT EXPO
W targach bierze udział aż 116 wystawców, którzy oferują bardzo szeroki wachlarz usług związanych z łowiectwem — od noży, wabików, wyrobów z dziczyzny, broni, odzieży po usługi profesjonalnego wypychania zwierząt. Te ostatnie reklamowane są stoiskiem, na którym znajdują się wypchane, egzotyczne zwierzęta, takie jak lew czy pantera.
Na wydarzeniu obecne są również Lasy Państwowe oraz Polski Związek Łowiecki (PZŁ). Obie organizacje prowadzą podczas wydarzenia różnego rodzaju działalności edukacyjne dotyczące zwierząt leśnych, roli myślistwa oraz lasu. Maskotką wydarzenia był orzeł przedni prezentowany przez członków PZŁ.
Każdego dnia ma miejsce debata z udziałem rolników, leśników, lekarzy weterynarii i myśliwych. Debaty noszą tytuł: "Przyrodnicze aspekty łowiectwa oczami leśnika, myśliwego, lekarza weterynarii", "Łowiectwo XXIw. w aspekcie etycznym, filozoficznym, przyrodniczym i gospodarczym" oraz "Czym dla mnie jest myślistwo?".
Myśliwi o myślistwie
Podczas wydarzenia prowadzona była m.in. prezentacja, które przedstawiało argumenty na rzecz konieczności istnienia myślistwa. Usłyszałam na nim, że zrównoważony rozwój gospodarki leśnej jest nierozerwalnie związany z myślistwem. Ingerencja myśliwych jest konieczna, ponieważ zastępują drapieżniki. Zdaniem SKŁ jest ich za mało w ekosystemie, dlatego to myśliwi muszą regulować populację dużych zwierząt roślinożernych czy eliminować chore osobniki.
Koło argumentowało również, że myślistwo jest korzystne dla gospodarki, ponieważ stanowi coraz popularniejszą formę turystyki ekologicznej. Pomaga również w ochronie dzikiej przyrody.
W ramach ochrony dzikiej przyrody możemy podjąć wiele działań, takich jak edukacja, prowadzenie badań naukowych, reintrodukcja gatunków, a także ochrona i odtwarzanie siedlisk. Współpraca z organizacjami zajmującymi się ochroną przyrody, myślistwem oraz gospodarka leśną może przynieść pozytywne efekty i przyczynić się do zwiększenia świadomości społecznej na temat zagrożeń dla dzikiej przyrody oraz potrzeby jej ochrony".
Co ciekawe, ta prezentacja była przeprowadzona w rzeczywistości przez aktywistów, którzy podszyli się pod członków Studenckiego Koła Łowieckiego. W rzeczywistości należeli do organizacji Animal Rebellion - w ten sposób chcieli pokazać, że chociaż znają argumenty myśliwych, nie zgadzają się z nimi.
Na wydarzeniu obecni byli również myśliwi z dziećmi.
To jest jedyne miejsce, gdzie tym dzieciom można pokazać, że wcale nie trzeba jeść zwierząt, które są hodowane całe życie w klatce. Moje dzieci jedzą zdrowo. Po to poluję, bo mam wybór i z niego korzystam. Myślistwo to nie jest zabijanie — to również hodowla. A to, co u mnie na stole leży, jest z wolnego wybiegu całkowicie. Jak można tego nie nazywać ekologicznyn - nie rozumiem.
Miałam okazję również rozmawiać z myśliwym z ponad 25-letnim stażem. Przyznał, że w całej swojej karierze nie pomylił nigdy żadnego zwierzęcia z dzikiem, ponieważ nigdy nie strzela do nierozpoznanego celu.
Są tacy, którzy są chorzy, jak im się nie uda do czegoś strzelić. Ja do tego gatunku ludzi się nie zaliczam.
I chociaż przyznaje, że takie "wypadki" się zdarzają, nie uważa, by zniesienie obowiązkowych badań okresowych dla myśliwych było czymś złym.
Wszystkie zależy od wieku, wiadomo, że w pewnym wieku ludzie nie są już tacy sprawni, ale do siedemdziesiątki takich badań nie powinno być.
Głośny protest mieszkańców
Na wieść o planowanym wydarzeniu organizacje prozwierzęce dążyły do jego odwołania. Udało się im doprowadzić do wycofania honorowego patronatu prezydenta Jacka Majchrowskiego, jednak same targi nie zostały odwołane.
W związku z tym takie organizacje jak Krakowskie Stowarzyszenie Obrony Zwierząt Akcja Ratunkowa dla Krakowa, Krakowski Ruch Antyłowiecki, AV - Anonymous for the Voiceless, Warszawski Ruch Antyłowiecki, Śląsk Przeciw Myśliwym oraz Młodzieżowy Strajk Klimatyczny Kraków postanowiły zorganizować protest. Odbywał się na zewnątrz, przed wejściem do budynku, w którym odbywały się targi.
Organizacje za nieetyczne uznały m.in. udział dzieci w wydarzeniu, które promują zabijanie zwierząt oraz korzystanie z broni, twierdzenie, że myślistwo służy ochronie bioróżnorodności a w zasadzie to samo istnienie takiej dziedziny jak myślistwo.
Zapytałam jedną z protestujących, Aleksandrę Piotrowska z Akcji Ratunkowej dla Krakowa, co sądzi o często podnoszonym argumencie myśliwych, z którego wynika, że ich obecność jest konieczna, ponieważ nie ma w przyrodzie wystarczającej liczby drapieżników.
To jest błędne koło. Dlaczego nie ma drapieżników? Wilk, który jest standardowym drapieżnikiem, który reguluje populacje kopytnych, potrzebuje ogromnych terytoriów, żeby się przemieszczać i żeby móc polować, dlatego, że jego zapotrzebowanie na zwierzynę jest ogromne. Jego siedlisko zostało poprzecinane autostradami, drogami, przez które on nie może się przedrzeć, więc pojawiają się myśliwi, którzy stwierdzają, że jest za dużo saren i muszą je regulować, a następnie twierdzą, że jest za dużo... wilka. No to jest za dużo saren czy za dużo wilka? To brakuje tych wilków, żeby regulować populację sarny? Czy brakuje saren i dlatego nie a wilków? To jest zamknięte koło. Jak będziemy na to patrzeć w ten sposób, to się to nigdy nie uda. To działa jak domino. Gdy się bierzemy za jedną kostkę, to nagle się okazuje, że one wszystkie są sobie potrzebne, więc musimy dbać o tę przyrodę, o drapieżniki. O to, by miały korytarze ekologiczne do nich dostosowane, przez które mogą przechodzić. Takich korytarzy w Polsce jest bardzo mało.
Wiele wskazuje na to, że inaczej wygląda myślistwo w praktyce a inaczej w teorii. Jego nowotworem jest kłusownictwo, którego środowisko nie potrafi zwalczyć. Przyznał się do tego nawet Paweł Gdula, były szef "Łowca Polskiego" - oficjalnego pisma Polskiego Związku Łowieckiego.
Kłusownicy w naszych szeregach to temat wstydliwy. Brak możliwości wyrzucania z koła podejrzanych i nieetycznych osób oraz legalizacja celowników termo i noktowizyjnych tak naprawdę wykluczają możliwość pozbycia się czarnych owiec jak również wykrycia ich przestępstw. Prawdopodobnie kłusowników w naszych szeregach będzie coraz więcej.
Zniesienie badań okresowych dla myśliwych zostało jednoznacznie ocenione negatywnie.
Kierowcy muszą przechodzić takie badania tak jak wiele różnych innych zawodów, a to przecież są ludzie, którzy mają w swoich rękach broń. Są w lesie z tą bronią. Coraz częściej słyszymy o tym, że myśliwy przypadkowo zastrzelił łosia, żubra czy inne zwierzę chronione i zawsze twierdzi, że myli je z dzikiem lub jeleniem. To oznacza, że potrzebne są im te badania okresowe, skoro są w stanie pomylić łosia z dzikiem. Każdy, kto widział w swoim życiu dzika i łosia wie, że tych zwierząt nie da się ze sobą pomylić.
Kontrowersję wzbudziła również obecność wypchanych zwierząt takich jak lew czy pantera, ponieważ są to gatunki zagrożone wyginięciem. Chociaż oczywiste jest, że "w Polsce nikt na lwa nie będzie polować" to wciąż nie zmienia to faktu, że przedstawianie tych zwierząt jako "cenne trofeum" a nie coś, co trzeba objąć ochroną, jest wątpliwe pod względem edukacyjnym. Czy nie uczy to patrzenia na czujące istoty jak na piękne przedmioty?
Animal Rebellion wkracza na scenę. Skompromitowani myśliwi czy aktywiści?
Jednocześnie miał miejsce drugi protest. Jego autorami byli członkowie Animal Rebellion, frakcji Extinction Rebellion. Aktywiści podali się za członków Studenckiego Koła Łowieckiego, dzięki czemu udało się im wejść na scenę, gdzie usiedli i zaczęli zagłuszać wydarzenie. Nie było to jednak udane, ponieważ jednocześnie Sekcja Sygnalistów Hagard odgrywała koncert powitalny na trąbkach, które były o wiele głośniejsze.
Organizatorzy początkowo starali się zignorować obecność aktywistów, ale w końcu postanowili przejść do konfrontacji.
Aktywiści przez megafon mówili o negatywnych stronach myślistwa. Myśliwi stwierdzili, że jeżeli mają coś do powiedzenia, to są otwarci na uczestnictwo w debacie.
Prawie każdy na tej sali jest myśliwym. Z każdym możecie porozmawiać na temat etyki, na temat łowiectwa, na temat zasad selekcji. To nie są rzeczy wyczytane z internetu, które wy teraz czytacie przez telefon. My tu jesteśmy na żywo. Nie bójcie się z nami rozmawiać. My się nie boimy z wami rozmawiać.
Następnie poprosił o zabranie głosu jedną z aktywistek.
Pochodzę z rodziny łowieckiej. Mój dziadek był myśliwym, jednak coś sprawia, że tutaj jestem. Nie mam ochoty rozmawiać, rozmawiałam już z myśliwymi całe moje życie. Jestem tutaj, żeby zaprotestować.
Też nie jestem tutaj, żeby z pańsywem rozmawiać. Rozmawiałam z myśliwymi już tyle lat, mam tego już dość. Teraz mamy protest i nie musimy z wami rozmawiać, zwłaszcza, że rozmawialiśmy z wami już nie raz.
Mamy tylko jeden postulat — zakończcie swoje bestialskie hobby, bo to jest tylko i wyłącznie hobby i nic więcej.
Następnie aktywiści stwierdzili, że prowadzący okazał im brak szacunku, ponieważ stwierdził, że czytają tekst z internetu, więc są osobami niewykształconymi i nieznającymi się na temacie.
Trudno jednak odnieść inne wrażenie — aktywiści zapytani o jakikolwiek konkret, nie potrafili odpowiedzieć. Zaproszenia na debatę nie przyjęli, chociaż wydawało się, że mieli dużo do powiedzenia, ponieważ prowadzili kilkunastominutowy monolog o myślistwie przez megafon. Oburzenie się rzekomym okazaniem "brakiem szacunku" jest kuriozalne, biorąc pod uwagę, że to oni zakłócili wydarzenie i próbowali je wcześniej uprzykrzyć.
Wydaje się jednak, że aktywiści mieli wiedzę o myślistwie. Około godziny przed protestem przeprowadzili prezentację właśnie jako "członkowie Studenckiego Koła Łowieckiego", na której przedstawiali argumenty myśliwych, wcielając się w ich perspektywę. Niestety uczestniczyło w niej niewiele osób, dlatego myśliwi nie połączyli tych dwóch faktów. W efekcie aktywiści wyszli na osoby, które o myślistwie nie mają pojęcia. Nie pomógł również fakt, że aktywiści nie zaproponowali żadnego konkretnego komentarza.
Głos zabrał Maciej Dwornik, Szef Komisji Promocji Zarządu Okręgowego Polskiego Związku Łowieckiego.
Jesteśmy chętni na rozmowę, w której bierze udział komisja profesorów, którzy mają badania naukowe. My jesteśmy chętni na taką rozmowę - wy nie. Dlatego nie zgadzamy się z wami, ponieważ wy nie przyjmujecie żadnych racji. Nie wiem, czy badania naukowe i głos profesorów są dla was autorytetem czy nie? Możecie sobie wybrać waszych profesorów, my weźmiemy naszych.
Ostatecznie prowadzący wydarzenie zamienił protest aktywistów w parodię, co doprowadziło do głośnego śmiechu całej sali. Jedno jest pewne — aktywistom nie udało się nikomu przekonać do swoich racji.
Co z debatą? Obrażone "uczucia religijne" aktywistów
Myśliwi okazali pełną gotowość na uczestnictwo w debacie. Aktywiści z Extinction Rebellion odmówili w niej uczestnictwa. Uczestnicy protestu znajdującego się na zewnątrz budynku, również nie chcieli przystąpić do rozmów z myśliwymi. Stwierdzili, że "z mordercami nie gadają". Stwierdzili również, że rozmowa jest bezcelowa, ponieważ istoty ich motywacji — czyli sprzeciwu przeciwko zabijaniu w jakichkolwiek warunkach — nie da się wytłumaczyć. Jest to coś, należącego do strefy wartości, które się odczuwa. Jeśli ktoś nie ma serca, to trudno mu wytłumaczyć, jak to jest mieć serce.
Wartości są przejawem ukształtowania wrażliwości sumienia. I chociaż prawdą jest, że nie da się go zmienić poprzez dyskusję naukową, równie bezskuteczne jest sabotowanie działań bez słowa wyjaśnienia. Trudno sobie wyobrazić, by jakikolwiek myśliwy zmienił zdanie po proteście aktywistów.
Wydaje się jednak, że pewien ogólny konsensus, a także pełne wyartykułowanie swoich racji może być przeprowadzone drogą dyskusji, na którą przeciwnicy łowiectwa powinni się zgodzić.
Podczas oglądania konfrontacji myśliwych z aktywistami miałam wrażenie, że doszło do "obrazy uczuć religijnych" aktywistów, dlatego tak trudno było im się wysłowić. Gdyby ktoś przy osobie wierzącej splunął na krzyż, również wywołałoby to w niej silną reakcję emocjonalną, z której nie miałaby się ochoty tłumaczyć przez godzinę w debacie naukowej. W przypadku aktywistów zniewagą świętości, jaką jest dla nich życie, jest sam akt polowania na niewinne istoty.
Cały konflikt opiera się na braku okazania szacunku uczuciom aktywistów, co prowadzi do frustracji, której efektem jest sabotaż Animal Rebellion. Odniosłam wrażenie, że z kolei myśliwi byli lekko zdezorientowani, ponieważ celowo nie chcą nikogo skrzywdzić — po prostu nie przyznają takiej wartości życiu pozaludzkiemu jak aktywiści, ale jednocześnie działają zgodnie z własną "etyką łowiecką". Inną kwestią jest fakt, w jakim stopniu w praktyce się jej trzymają.
Chociaż dyskusja o wartościach i uczuciach jest czymś trudnym i rzeczywiście debata naukowa nie jest najlepszym do tego miejscem, to bez rozmowy, w której obie strony autentycznie chcą się zrozumieć i wypracować konsensus, nie osiągniemy żadnej prawdziwej zmiany. Miałam wrażenie, że przynajmniej część myśliwych na taką rozmowę jest otwarta. Co jednak z aktywistami?