Jak odciąć się od rosyjskich surowców energetycznych? Jest dobre i złe wyjście
Mateusz Czerniak
Agresja Rosji na Ukrainę postawiła pod znakiem zapytania całą politykę energetyczną Unii Europejskiej, która ok. 40 proc. gazu ziemnego i 25 proc. ropy, które zużywa, importuje właśnie z tego kraju. Jeśli jednak reakcją Wspólnoty będzie skierowanie się w stronę paliw kopalnych z innych źródeł, będzie to błędna odpowiedź na ten kryzys.
Codziennie z państw Unii Europejskiej trafia do Rosji miliard dolarów za zakup węgla, ropy i gazu. Niestety nie zmieniło się to także po tym, jak putinowski reżim zaatakował Ukrainę, w ramach sankcji nie wprowadzono bowiem embarga na rosyjskie surowce energetyczne, tak jak zrobiły to Stany Zjednoczone.
Embargo potrzebne od zaraz
Tego rodzaju ruchu od przywódców państw członkowskich domagają się m.in. grupy zajmujące się aktywizmem klimatycznym. Greenpeace wystosował w tej sprawie kilka głośnych protestów - aktywiści tej organizacji m.in. namalowali na burcie tankowca Andromeda przewożącego do Polski rosyjską ropę hasło "Peace Not Oil" ("Pokój zamiast ropy").
Protestowały w tej sprawie także młode aktywistki i aktywiści międzynarodowego ruchu Fridays4Future (Młodzieżowy Strajk Klimatyczny). Najpierw działaczki z Ukrainy apelowały do europejskich decydentów o zaprzestanie importu paliw kopalnych z Rosji w głośnym wideo, a później aktywistki z czterech krajów UE - Węgier, Polski, Niemiec i właśnie Ukrainy, spotkały się z przewodniczącą Komisji Europejskiej Ursulą von der Leyen, żeby porozmawiać o tej palącej kwestii.
"Von der Leyen powiedziała, że od pierwszego dnia wojny zdawała sobie sprawę, że to właśnie w odcięciu się od paliw kopalnych z Rosji leży odpowiedź na tę wojnę. Stwierdziła też, że jest bardzo mocno zdeterminowana, żeby przekonać przywódców europejskich krajów do tego, żeby zechciały zatrzymać import rosyjskich surowców energetycznych do państw członkowskich" - mówiła aktywistka z Polski Dominika Lasota w rozmowie z Zieloną Interią. Jednocześnie zauważała, że "wyjściem z tej sytuacji nie jest przerzucenie się na paliwa kopalne z innych państw".
"Prawda jest taka, że to cały system oparty na paliwach kopalnych prowadzi do kryzysów i konfliktów, takich jak wojna w Ukrainie, bo system ten pozwala na skupianie władzy w rękach wąskiej grupy osób, a władza ta jest często później wykorzystywana przeciwko społeczeństwu" - mówiła nam aktywistka. Rozumieć ma to także Von der Leyen. Problem jednak w tym, że tego rodzaju podejście niekoniecznie prezentują przywódcy państw członkowskich.
Węglandia
"Zaapelowałem o to, żeby węgiel rosyjski nie był wwożony, żeby nałożyć embargo na rosyjski węgiel. A w perspektywie kolejnych miesięcy także nie kupować ropy i gazu, bo to jest ten środek, poprzez który Putin jest w stanie finansować machinę wojenną" - mówił o embargu na rosyjskie paliwa kopalne premier Mateusz Morawiecki. Polska bez wątpienia jest jednym z krajów, które najgłośniej w Unii Europejskiej opowiadają się za zaprzestaniem importu paliw kopalnych z Rosji. Problemem jest jednak to, co polskie władze widzą w zamian tych surowców.
Jak mówi bowiem przyjęta właśnie aktualizacja Polityki Energetycznej Polski do 2040 r. (PEP2040), według rządu w naszym kraju "w ujęciu średniookresowym zwiększeniu może ulec poziom wykorzystania istniejących jednostek węglowych". Aktualizacja zakłada także "możliwość spadku zakładanego obecnie tempa ograniczania wydobycia i wykorzystania węgla kamiennego ze względu na możliwą potrzebę dłuższej niż przewidywano eksploatacji poszczególnych istniejących jednostek węglowych". Dodatkowo rząd deklaruje zamiar negocjacji zmian regulacji UE i reformy mechanizmów polityki klimatycznej. Już wcześniej tego rodzaju deklaracje padały m.in. ze strony minister klimatu i środowiska Anny Moskwy w wywiadzie z Zieloną Interią, która mówiła, że "dla nas wybór jest prosty - albo korzystamy dłużej z węgla, albo uzależniamy się bardziej od rosyjskiego gazu".
Stwierdziła także, że "jej zdaniem osiągnięcie celów pakietu Fit for 55, czyli redukcji ograniczenia emisji gazów cieplarnianych w Europie o co najmniej 55 proc. do 2030 roku, jest na dzisiaj niemożliwe", a system handlu emisjami EU ETS "jest karą dla Polski".
Polska więc jako element uniezależnienia się od rosyjskich surowców chce zastąpić rosyjski gaz i ropę takimi surowcami z innych źródeł, dłużej pozostać przy spalaniu węgla oraz "zmiękczyć" politykę klimatyczną Unii Europejskiej. Jednak tego rodzaju działanie przerzuci nasze uzależnienie od gazu i ropy z jednego źródła na inne i przede wszystkim, poprzez czasowe zwiększenie spalania węgla, zwiększy emisje naszego kraju, pogłębiając galopujący kryzys klimatyczny, który już teraz jest wielkim zagrożeniem, a jeśli go nie zatrzymamy, stanie się prawdziwą ogromną katastrofą. Taki sam efekt - ale jeszcze potężniejszy - miałoby też złagodzenie polityki klimatycznej Wspólnoty, do którego chce dążyć nasz kraj.
Kryzys na horyzoncie
Według drugiej części szóstego raportu Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (IPCC) zmiany klimatu wywołane emisją gazów cieplarnianych przez człowieka już teraz powodują powszechne straty i szkody - zarówno w przyrodzie, jak i wśród ludzi. Mowa tu o narażaniu społeczeństw i środowiska naturalnego na niedopuszczalne i nieodwracalne ryzyka, m.in. śmierć ludzi, straty w produkcji żywności, dewastację przyrody i ograniczenie wzrostu gospodarczego. Raport podkreśla też, że jeżeli ścinanie emisji będzie przebiegało tylko w obecnie planowanym tempie, wzrost temperatur zagrozi produkcji żywności, zaopatrzeniu w wodę, zdrowiu ludzi, nadmorskim skupiskom ludzkim, gospodarkom narodowym i przetrwaniu znacznej części środowiska naturalnego.
"Nowością w obecnym raporcie jest wskazanie, że zintensyfikowanie zjawisk takie jak fale upałów, deszcze ekstremalne, susze i związane z nimi pożary oraz wzrost poziomu morza i zakwaszenie oceanu to nie tylko przyszłe efekty zmiany klimatu, ale coś, co zaczęło się kilkadziesiąt lat temu i z czym ludzkość musi się borykać już teraz. Zmiany te nie tylko powodują zwiększenie śmiertelności, ale także zwiększenie chorób przewlekłych (np. chorób serca i płuc w wyniku zadymienia oraz liczne choroby spowodowane stresem)" - komentował raport prof. Jacek Piskozub, oceanolog, profesor Instytutu Oceanologii Polskiej Akademii Nauk.
OZE jedyną opcją
Co jest więc rozwiązaniem? Jak największe możliwe przyspieszenie rozwoju odnawialnych źródeł energii oraz dekarbonizacji gospodarki, co pozwoli w maksymalnym stopniu uniezależnić się od rosyjskich surowców energetycznych, nie pogłębiając kryzysu klimatycznego.
Na szczęście niektórzy z przywódców krajów UE zdają się to rozumieć. Jedną z takich osób jest premierka Estonii Kaja Kalas, która oceniła, że energetyczne uniezależnienie od Rosji można zagwarantować nie tylko przez gaz LNG, ale także odnawialne źródła energii. To absolutnie jest czas, w którym powinniśmy skupić się na odnawialnych źródłach energii" - powiedziała agencji Reuters.
W Polsce największą barierę dla przyspieszenia rozwoju odnawialnych źródeł energii jest zasada 10h, która blokuje rozwój energetyki wiatrowej na lądzie. Mówi ona, że nowe turbiny na lądzie muszą być oddalone od zabudowań mieszkalnych o dystans odpowiadający co najmniej 10-krotnej wysokości wiatraka wraz z łopatami. Eksperci od lat apelują o jej liberalizację, co znacznie zdynamizowałoby rozwój OZE w naszym kraju.
Co również istotne przyspieszenie dekarbonizacji pozwoliłoby także na uniknięcie uzależnienia Polski i reszty Wspólnoty od importu paliw kopalnych z innych państw, które często także są niedemokratycznymi reżimami, jak np. Katar czy Wenezuela. Fakt ten zdają się rozumieć aktywistki i aktywiści klimatyczni.
"Wojna w Ukrainie ma źródła w całym systemie opartym o paliwa kopalne, w którym rządy i firmy robią biznes, stawiając jednocześnie ludzkie życie, zdrowie i dobro środowiska naturalnego daleko w tyle. Jeśli rząd będzie chciał dalej uczestniczyć w kontynuowaniu tego modelu, to nie zapewni nam długotrwałego bezpieczeństwa" - mówiła Zielonej Interii Dominika Lasota.
Czy jednak rozumieją to europejscy decydenci? To się okaże. Mateusz Czerniak