Czy kopalnie zniszczą dno oceanu? Wyspiarskie państwo chce rozkopać głębiny

Maleńkie państwo Nauru może wywołać przemysłową rewolucję na globalną skalę. Wyspiarze chcą wydobywać bezcenne surowce z morskiego dna. Ekolodzy ostrzegają przed katastrofą.

Robot Patania II podczas zanurzania w oceanie.
Robot Patania II podczas zanurzania w oceanie. GSRmateriały prasowe
partner merytoryczny
banner programu czyste powietrze

Ostatnia niemal nietknięta przez przemysł część planety może wkrótce stać się prawdziwym eldorado dla koncernów górniczych. Wszystko przez wniosek władz Nauru, które domagają się, by wspólnota międzynarodowa w ciągu zaledwie dwóch lat ustaliła reguły pozwalające na wydobywanie surowców z morskiego dna.

Celem mają być tak zwane konkrecje polimetaliczne: znajdowane na oceanicznym dnie grudy, zawierające duże ilości kobaltu i innych rzadkich metali wykorzystywanych w produkcji akumulatorów i elektroniki. Branża wydobywcza twierdzi, że mogą one stanowić rozwiązanie problemu z dostępnością surowców niezbędnych dla przeprowadzenia transformacji światowej gospodarki na niskoemisyjne tory, bo na dziś po prostu mamy za mało metali, by zaspokoić energetyczne potrzeby wszystkich.

Na razie eksploatacja tych złóż nie jest jednak jeszcze możliwa. I nie chodzi tu nawet o technologiczne ograniczenia: prototypy głębokomorskich koparek, które zbierają z dna cenne głazy podnosząc jednocześnie tumany osadów, przechodzą już testy. Nie ma jednak porozumienia dotyczącego tego, na jakich zasadach można byłoby prowadzić głębokomorskie górnictwo.

Wszelka działalność prowadzona na dnie oceanu podpada pod jurysdykcję utworzonego przez ONZ Międzynarodowego Urzędu ds. Dna Oceanu (ISA). Urząd opracował już ramy mające regulować eksplorację i eksploatację tych zasobów, ale ostatecznego porozumienia - częściowo z powodu pandemii COVID-19 - nie osiągnięto. Urząd wydal na razie jedynie pozwolenia na prowadzenie poszukiwań na dnie oceanów Atlantyckiego, Spokojnego i Indyjskiego. O jedno z nich w 2017 r. wystąpiła Polska, która eksplorację dna morskiego ma prowadzić w ramach konsorcjum stworzonego z Bułgarią, Kubą, Czechami, Słowacją i Rosją.

Cała wyspa ma 21 km2 - to tyle, co powierzchnia Ełku. Nauru jest najmniejszą republiką na świecie.
Cała wyspa ma 21 km2 - to tyle, co powierzchnia Ełku. Nauru jest najmniejszą republiką na świecie. TORSTEN BLACKWOODAFP

Maleńkie Nauru nie chce już jednak dłużej czekać. Państwo zdecydowało się uruchomić zawartą w Konwencji o Prawie Morza klauzulę mówiącą o tym, że jeśli negocjacje w danej kwestii idą zbyt wolno, każde z państw może domagać się domknięcia sprawy w ciągu dwóch lat. Jeśli to okaże się niemożliwe, Urząd może przyznać państwu prowizoryczną zgodę na rozpoczęcie wydobycia. A to może mieć globalne konsekwencje.

"Lawina morze ruszyć" - mówił BBC Matthew Gianni z Deep Sea Conservation Coalition. W ślady wyspiarskiego państewka mogą pójść inne, chcące głębie oceanu zmienić w zagłębie górnicze.

Nauru twierdzi, że ma do tego nie tylko legalne, ale i moralne prawo. Władze kraju, który podpisał już porozumienie z górniczą firmą DeepGreen, twierdzą, że skoro są jednym z krajów najbardziej zagrożonych przez globalne ocieplenie, mają prawo do eksploatacji surowców z morskiego dna.

Robot Patania II na dnie oceanu.
Robot Patania II na dnie oceanu.GSRmateriały prasowe

"Jeśli Nauru i DeepGreen dostaną tymczasową licencję na wydobycie, to wiele innych firm czy krajów może skorzystać z tej samej furtki" - przestrzegał w BBC Gianni dodając: "To nie byłby skoordynowany, dobrze zaplanowany proces oparty na negocjacjach i regulacjach".

Naukowcy przestrzegają z kolei przed potencjalnie ogromnymi stratami w środowisku. Dno oceanu to ekosystem, który dopiero zaczynamy poznawać, ale już zaskakuje on naukowców swoją złożonością i bogactwem. Obawy wzbudza zarówno niszczenie samego dna, jak i potężne chmury osadów podrywanych z dna przez maszyny górnicze - taka zawiesina potencjalnie może roznosić się w morzu na wielkie odległości.

ISA oficjalnie twierdzi, że posunięcie Nauru nie będzie aż tak szkodliwe. Sekretarz generalny urzędu, Michael Lodge, stwierdził, że od jakiegokolwiek faktycznego wydobycia surowców dzieli nas daleka droga. Nawet jeśli Nauru i DeepGreen wystąpią za dwa lata o pozwolenie na wydobycie, to i tak muszą przejść jeszcze szereg etapów na drodze do jego przyzania - w tym sporządzenie raportu o wpływie projektu na środowisko. "Nawet przy dzisiejszych przepisach każdy wniosek o wydobycie będzie wiązał się z długim procesem o licznych wbudowanych systemach kontrolnych" - mówił Lodge. A to oznacza, że nie ma szans na rozpoczęcie wydobycia przed 2026 r.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas