Gdzie trafiają nasze zużyte ubrania? Przerażające obrazy z serca Afryki
W Afryce od kilkudziesięciu lat lądują tony ubrań z Europy. Potwierdził to niedawny reportaż dziennikarzy z Wlk. Brytanii. Z obliczeń fundacji The Or Foundation wynika, że co tydzień do Ghany przybywa 15 mln ubrań. Globalna nadprodukcja odzieży to współczesny problem rynku mody, który każdego roku się pogłębia.
Problem importu artykułów tekstylnych w Ghanie trwa od lat i jest widoczny gołym okiem, bo odzież wala się po plażach, pływa w oceanach i bardzo powoli rozkłada się w środowisku. Największe wyrzuty sumienia z powodu tego zjawiska mogą mieć Brytyjczycy - wywożą tam najwięcej ubrań i dodatków.
Modowy cmentarz
Ubrania importowane do Ghany nie trafiają od razu na wysypisko. Część najpierw ląduje na targu niedaleko plaży Jamestown. Targ Kantamanto jest jednym z największych placów z używaną odzieżą na świecie - podaje "The Guardian". Ok. 40 proc. towaru to śmieci - relacjonuje brytyjski dziennik.
Część tekstyliów nie znajduje właściciela, ubrania nie zostają zagospodarowane i trafiają do wód lub zalegają na lądzie w okolicznych wioskach.
Problemowi w Ghanie przyglądają się międzynarodowe organizacje. Działa tu The Or Foundation oraz Greenpeace Africa, która żąda surowszych regulacji w kwestiach importu tekstyliów. Według organizacji na prowizoryczne wysypiska śmieci z targu Kantamanto trafia co tydzień pół miliona sztuk odzieży.
Plaże w Afryce są zalane przez ubrania z Europy
Reporterka "The Guardian" Fleur Britten donosi, że na plażach i w oceanie znalazł ubrania rozmaitych zachodnich marek: Next, Primark, Pretty Little Thing, Marks & Spencer, Adidas, Nike, Paul Smith. Na dowód pokazała zdjęcia. Wiele ubrań to odzież uszyta na bazie poliestru.
Podczas kilkugodzinnego spaceru brytyjska dziennikarka pozbierała z plaży tony odzieżowych śmieci, a wyczerpującą akcję opisała na łamach "The Guardian". Widok ubrań nad oceanem był szokujący i przygnębiający. Zużyte ubrania z Europy dosłownie zalewają tam plaże, zasłaniając piasek.
"Gdy opuszczaliśmy plażę, zobaczyliśmy, jaki mieliśmy wpływ na jej widok. Posprzątaliśmy zanieczyszczony fragment o wielkości boiska do siatkówki" - relacjonuje autorka. "Trudno nie czuć się winnym, przyjeżdżając do Ghany i będąc obywatelem Wlk. Brytanii".
Badania Greenpeace dowodzą, że 89 proc. odpadów tekstylnych zalegających w Ghanie zawiera ropopochodne włókna syntetyczne.
Część cmentarzyska modowego znajduje się pod wodą. Zalegają tam torby, buty, jeansy, paski, kurtki i inne elementy garderoby. Ekolodzy przewidują, że w przypadku tajfunu lub tsunami ubrania popłyną "dalej w świat".
Zobacz również:
Modowy kolonializm
Według The Or Foundation największą winę za przejmujące zjawisko w Ghanie odpowiada Wlk. Brytania, która jest największym eksporterem używanych ubrań do Ghany.
Niektórzy uważają, że to pokłosie kolonializmu. Używana odzież zaczęła przybywać do tego afrykańskiego kraju z Wysp z pierwszymi kolonialistami. Lokalna ludność była zmuszana do noszenia ubrań w stylu zachodnim, aby wejść do niektórych miejsc, otrzymać zatrudnienie, a nawet zostać przyjętym do szkół.
Obecnie ta forma kolonializmu wybrzmiewa jeszcze w inny sposób - zachodnie kraje rozwiązują swoje problemy nadprodukcji i zagospodarowania odpadów kosztem obywateli Afryki.
Rozwiązań gigantycznego problemu jest kilka - producenci powinni wytwarzać mniej, interesować się życiem swoich produktów także gdy zostają wyrzucone, a konsumenci mogliby kupować mniej nowych ubrań i korzystać z odzieży z drugiej ręki.