Szwecja wydała licencję na zabicie 200 rysi. Aktywiści protestują
Magdalena Mateja-Furmanik
Setki myśliwych przyjeżdża do Szwecji, by postrzelać do rysia dla zabawy i zdobyć trofea. Zamiast temu przeciwdziałać, kraj wydał licencję na odstrzał kolejnych 200 osobników.
Aktywiści ze Svenska Rovdjursföreningen, organizacji strzegącej praw zwierząt, w odpowiedzi na wydanie licencji, przygotowali petycję, w której żądają zaprzestania polowań na te piękne zwierzęta.
Oficjalnie decyzje motywuje się zagrożeniem, jakie te zwierzęta mogą stwarzać dla zwierząt hodowlanych. Zdaniem obrońców praw zwierząt jest to zupełnie bezzasadne. Według nich rysie nie stwarzają takiego zagrożenia, by pozbywać się ich na taką skalę. Podobnego zagrożenia nie stwarzały wilki, które również masowo odstrzelono.
Polowanie dla zabawy
Według aktywistów licencja została wydana nie z troski o gospodarstwa domowe a wyłącznie dla przyjemności myśliwych, którzy polują na to zwierzę dla jego futra. Dziwnym zbiegiem okoliczności licencję wydano właśnie teraz, w okresie godowym rysia, gdy jego futro jest najgrubsze i najatrakcyjniejsze.
Oczywiście jest to niezgodne z prawem. Oficjalnie polowanie jest dozwolone w dwóch przypadkach - aby zapobiec ataku na zwierzęta gospodarskie, albo gdy leży to w interesie bezpieczeństwa publicznego.
Ryś - zagrożony czy nie?
Zdaniem Naturvårdsverket, szwedzkiej agencja ochrony środowiska, kraj potrzebuje tylko 870 rysi dla utrzymania zdrowej populacji.
Obecnie Szwecję zamieszkuje około 1450 rysi, więc odstrzał 200 wciąż byłby bezpieczny. Dla porównania, całą Polskę zamieszkuje 200 osobników.
Ekolodzy są jednak innego zdania. Według nich na rysia trzeba patrzeć w skali całej Europy, ponieważ zwierzęta nie respektują granic państwowych. Z punktu widzenia całego kontynentu, rysie są w złej kondycji. Testy genetyczne wykazały, że przez chów wsobny, różnorodność genetyczna rysia jest tak niska, że grozi mu wyginięcie i choroby.
Aktywiści zaskarżyli już Szwecję do Unii Europejskiej za łamanie prawa o ochronie środowiska.
Źródło: rp.pl, The Guardian