Rośliny słyszą brzęczenie owadów. To dla nich bardzo ważny sygnał
Wszystkiego moglibyśmy się spodziewać po roślinach, także tego że odbierają rozmaite bodźce z otoczenia. No ale chyba nie tego, że słyszą! Włoskie badania naukowców z Uniwersytetu Turyńskiego wskazują na to, że owszem, rośliny są wyczulone na dźwięki, zwłaszcza te wydawane przez owady.

Od końca mezozoiku i epoki kredy istnieje ścisły związek między roślinami kwiatowymi a owadami. To związek oparty na obopólnych korzyściach, w ramach której nowe rośliny znalazły nowy, lepszy i skuteczniejszy sposób na zapylanie rozwój.
Wykorzystują do tego małe, latające zwierzęta jakimi są owady. Ich niewielkie rozmiary i zdolność lotu pozwalają im odwiedzić mnóstwo zakamarków takich jak kwiaty i w ten sposób roznieść pyłek na ogromne odległości. To oznacza kapitalny sposób na rozmnażanie roślin.
No ale - nic za darmo. Żeby owady odwiedzały kwiaty, muszą coś z tego mieć. Nagrodą jest najczęściej nektar, którym się żywią. Rośliny produkują go jako klasyczną zapłatę za usługę. To świetnie działający system.

Co nie znaczy, że nie można go usprawniać, aby zwiększyć obrót i produkcję. A przez to - zyski obu stron.
Rośliny słyszą brzęczenie owada i reagują
Badanie, które przedstawiono na Międzynarodowym Kongresie Akustycznym ASA/ICA25, który odbył się w Nowym Orleanie pod koniec maja, dotyczą właśnie takich usprawnień wprowadzanych przez rośliny.
Opracowali je włoscy naukowcy z Uniwersytetu Turyńskiego, a badania są zgoła sensacyjne, gdyż sugerują, że rośliny potrafią odbierać dźwięki i odpowiednio na nie reagować.
Przedmiotem badań były spotykane również u nas rośliny z rodzaju wyżlin, np. wyżlin większy znany u nas jako lwia paszcza. To pochodząca z obszaru śródziemnomorskiego roślina babkowata uprawiana u nas jako ozdobna, gdyż ma piękne kwiaty zebrane gęsto w gronach na szczycie łodyg.
Kwiaty mają rozmaite barwy, np. żółte, pomarańczowe, czerwone czy białe i są tak skonstruowane, by do środka mogły dostać się tylko niektóre owady, odpowiednio zbudowane i silne, by się przecisnąć. To chociażby pszczoły, w które wyżlin celuje. Głównie pszczoły z rodziny Megachilidae, zwane u nas miesierkami. Charakteryzują się one tym, że zbieranego pyłku nie gromadzą w koszyczkach na odnóżach, ale na dolnej części odwłoka.

Jest alarm: czas produkować więcej nektaru
Pszczoły manewrujące przy kwiatach lwiej paszczy wykonują szereg ruchów w rozmaitych kierunkach, zawisają i unoszą się, przyspieszają i zwalniają. Wydaję przy tym rozmaite dźwięki o różnym natężeniu, co jest efektem pracy ich skrzydeł. Włosi wykazali, że wyżlin odbiera te dźwięki. Jego reakcją jest wzmożona i szybka produkcja cukrów, przez co powstaje odpowiednio więcej nektaru.
To nadzwyczajne odkrycie wykazało, że roślina nie musi dzięki temu utrzymywać cały czas odpowiedniego poziomu wyprodukowanego nektaru, gdyż a nuż pszczoła przyleci i trzeba być gotowym. Może nie marnować na to energii i cukru, a reagować dopiero wtedy, gdy ją usłyszy.
To bardziej ekonomiczne, a na dodatek sprawia, że owad otrzymuje to, czego chce w sporej ilości. Pozostaje więc dłużej, gromadzi więcej pyłku, a na dodatek jest wierny roślinie, która nie zawodzi. To doskonały sposób, dzięki któremu to roślina reguluje i kontroluje czas, jaki zapylacz spędza na kwiatach.
Prof. Francesco Barbero z Uniwersytetu Turyńskiego uważa, że to także szansa na stworzenie systemów skuteczniejszej ochrony roślin i upraw. Jeżeli okaże się, że poprzez odbieranie dźwięków rośliny powszechnie stymulują współpracę z zapylaczami, wówczas będzie można zwiększyć atrakcyjność takich roślin dla owadów.