Dinozaury nie potrzebowały skrzydeł do lotu, ale do... biegania
Kończyny przednie dinozaurów nie były przystosowane do aktywnego lotu, ale u wielu gatunków wyglądały w taki sposób i pokrywały je pióra do tego stopnia, że można nazwać je skrzydłami. Czy zatem niektóre dinozaury były pierzastymi zwierzętami ze skrzydłami? Tak, ale nie potrzebowały ich do lotu.
W epoce mezozoiku istotami latającymi nie były dinozaury. Przestworza należały do pterozaurów - te zwierzęta osiągnęły gigantyczną różnorodność form, wielkości i zajmowanych środowisk, od maleńkich zwierząt wielkości wróbla po największe istoty latające w dziejach, osiągające kilkanaście metrów rozpiętości skrzydeł (np. kecalkoatl, hatzegopteryks czy aramburgiania). Istniały też inne latające zwierzęta, jak owady (w tym pierwsze owady zapylające). Dinozaury jednak nie latały.
Ale miały skrzydła i to skrzydła pokryte piórami. Budowa kończyn przednich niektórych gatunków jest bowiem mocno zbliżona do konstrukcji skrzydeł, ale nie pterozaurów, ale dzisiejszych ptaków. Po co zatem dinozaurom były takie skrzydła i pióra na ciele?
Co do piór podejrzeń jest wiele. Jedna z teorii zakłada wsparcie utrzymywania temperatury ciała, inna wskazuje raczej na możliwość wysiadywania jaj, ale nie wytrzymają one konfrontacji z założeniem, że dinozaury były stałocieplne, co zdradza chociażby znalezisko zwierzęcia znanego jako scypionyks z okolic Neapolu we Włoszech.
Zatem jak wyjaśnić ich istnienie?
Próba odpowiedzi na to pytanie może być znalezisko z Korei Południowej, gdzie odkryte zostały ślady dinozaura znanego jako Dromaeosauriformipes rarus. To maleńkie zwierzę, a odciski jego stóp mierzą ledwo 1 cm. Jeżeli to nie jest osobnik młodociany, wówczas mielibyśmy do czynienia z jednym z najmniejszych dinozaurów jakie znamy. Mógł być nie większy od wróbla.
Te odciski stóp dinozaura się nie zgadzały
I ten niewielki dinozaur zostawił na terenie dzisiejszej Korei Południowej ślady ułożone w przedziwny sposób. Było rozstrzelone, jakby nieduże zwierzę robiło kroki nie duże, ale wręcz gigantyczne. Kroki całkowicie niezgodne z jego wymiarami i budowa anatomiczną. To było niemożliwe, aby dinozaur kroczył w taki sposób. Cytowany przez "The Independent" paleontolog Thomas Holtz mówi: „Te ślady były zagadką, ponieważ ich ślady są tak małe, a jednocześnie tak daleko od siebie”.
Wyjaśnieniem zagadki okazały się symulacje związane z ruchem dinozaurów wyposażonych w szerokie i długie przednie kończyny podobne do skrzydeł. Wiele wskazuje na to, że Dromaeosauriformipes robił tak duże kroki i zapewne w związku z tym poruszał się tak szybko, gdyż podlatywał.
Te tropy zgadzają się z symulacją ruchu, w której zwierzę porusza się szybkim biegiem połączonym z machaniem przednimi kończynami, które dodaje mu szybkości i pozwala wspomóc ruch. Zwierzę dzięki temu przeskakiwało spore odległości, co mogło mieć kluczowe znaczenie w ucieczce przed drapieżnikami albo pościgiem za własną zdobyczą. Udało się nawet oszacować prędkość zwierzęcia - to 10,5 metra na sekundę. To bardzo dużo, daje bowiem niemal 38 km/h.
Inny paleontolog Michael Pittman z Uniwersytetu w Hongkongu mówi, że sprawa tego, czy dinozaury przedptasie używały ramion do poruszania się jest niniejszym zamknięta. Wiemy już, że używały i potrafiły podlatywać przez spore fragmenty trasy w tym sensie, że łączyły podskoki i bieg z machaniem skrzydłami. Nie jest to w żadnym razie lot aktywny, nawet bierny, ale wsparcie dla poruszania się po lądzie za pomocą kończyn przekształconych w coś w rodzaju skrzydeł. Teraz pozostaje ustalić, które gatunki miały taką umiejętność, kiedy i jak ona wyewoluowała i jakie są jej związki z późniejszym lotem ptaków czy szybowaniem niektórych raptorów.
Nie jest bowiem jasne, jak dokładnie wyglądała technika biegu i poruszania się takich właśnie dinozaurów. Możliwe, że stworzyły one unikalny sposób pokonywania sporych odległości w szybkim tempie poprzez użycie dwóch par kończyn. Chociaż dinozaury takie jak teropody poruszały się na dwóch kończynach, okazuje się że biegały przy użyciu czterech. Przy czym przednie były pewnego rodzaju napędem i wsparciem. Zdaniem Thomasa Holtza, można to zapewne porównać do samolotu, który pędzie po pasie i podskakuje na nim.