Cały kraj rzucił się na jeden gatunek węża. Agresję podsycają media
To jeden z najpiękniejszych, ale i najgroźniejszych węży świata. Żmija łańcuszkowa, zwana także daboją, od zawsze budziła zarazem podziw, jak i strach wśród mieszkańców Azji, gdzie odpowiada za największej śmiertelnych ukąszeń. To jednak, co dzieje się teraz, przechodzi ludzkie pojęcie. Mieszkańcy Bangladeszu zupełnie spanikowali z powodu tego węża. Dezinformacja i plotki w internecie podsycają strach przed żmijami, co doprowadziło do bezmyślnego zabijania węży - ostrzegają ekologowie.
Informacje na temat panicznego obłędu, jaki zapanował w Bangladeszu zamieszcza "The Guardian". Opisuje on sporo przypadków, w których na odnalezione wśród roślin uprawnych żmije łańcuszkowe rzucają się całe wioski, by je w brutalny sposób zabić. Rozprzestrzeniają się plotki i virale na temat tego, że leżący w delcie Gangesu kraj "został opanowany przez daboje" i te jakoby stały się plagą. W rzeczywistości to nie żmij jest więcej, ale zmieniło się bengalskie rolnictwo.
Zobacz również:
Ta sytuacja może być nieco zaskakująca, bo za najbardziej znane i groźne węże kojarzące się z Azją uchodzą kobry. One są symbolem Indii, całej południowej Azji, pojawiają się w koszykach zaklinaczy węży i na pokazach, trafiły do popkultury. Pisał już o nich Rudyard Kipling w "Księdze dżungli".
Tymczasem kobry to węże z reguły bardzo duże (kobra królewska to największy jadowity wąż świata, przekracza 5 metrów długości, a zatem to wielkość niektórych pytonów), więc trudno ich nie zauważyć. Na dodatek często przed atakiem unoszą przednią część ciała i rozwijają swe charakterystyczne kaptury, co stanowi ostrzeżenie.
W efekcie to nie kobry otwierają listę najgroźniejszych węży Azji, powodujących najwięcej ukąszeń. Znacznie więcej takich przypadków mają na koncie spokrewnione z kobrami niemrawce, a także niepozorny korbacz pospolity. Numer jeden jednak od lat pozostaje ten sam - to daboja, czyli żmija łańcuszkowa albo żmija indyjska.
Ludzie bywają zadziwieni, że to żmija jest najgroźniejszym wężem Azji, ale też daboja dysponuje o wiele silniejszym jadem nie tylko niż nasza żmija zygzakowata, ale wiele innych gatunków węży z tej grupy. Toksyna jest tak silna, że u większości ludzi dawka od 40 do 70 mg jest śmiertelna, co czyni jad tej żmii o wiele bardziej trującym w porównaniu do kobr, grzechotników czy mamb. Zazwyczaj daboja wstrzykuje na raz około 72 mg jadu, ale zdarza się, że mocniejszy cios aplikuje nawet 250 mg jadu. Tego w zasadzie żaden człowiek nie przeżyje.
Daboja budzi lęk wśród mieszkańców Azji
Stąd tyle wypadków śmiertelnych. Według danych WHO, w latach 2000-2019 w Indiach odnotowano 1,2 miliona wypadków w wyniku ukąszeń węży (co daje średnio 58 tysięcy przypadków rocznie). Za sporą część z nich odpowiada żmija łańcuszkowa. I niewątpliwie na całym obszarze występowania tego gada, a zatem od Indii po południowe Chiny, Tajwan i Indochiny (chociaż mieszkającą tam żmiję wyłącza się do osobnego gatunku zwanego żmiją syjamską) budzi ona respekt i strach.
Te obawy ludzi narosły teraz w Bangladeszu, z którego "The Guardian" donosi wręcz o panice podsycanej plotkami na temat tego węża, który jakoby opanował kraj i kryje się wszędzie. Kolejne przypadki spotkania z tym wężem (często niestety śmiertelne) są nagłaśniane w internecie i napędzają spiralę strachu, która skutkuje tym, że całe wioski organizują wyprawy celem poszukiwania i mordowania żmii łańcuszkowej.
Cytowany przez brytyjskie medium Mahfuzur Rahman, założycielka fundacji Deep Ecology and Snake Conservation Foundation w Bangladeszu, mówi: "Zauważyliśmy, że krajowe media internetowe i drukowane rozpowszechniają dezinformację. Dają ostre tytuły, nazywają daboje 'maszynami do zabijania', 'demonami śmierci', itd. Kolejne nagłówki i zawarte w nich epitety mają swoje konsekwencje".
Dziennikarzy to nie interesuje, bo ich tytuły są łatwo wchłanialne, a wysoką cenę za nie płacą zwierzęta. Media opisują liczne lincze na żmijach łańcuszkowych, także tych które jedynie odpoczywały w okolicy, bez zamiaru atakowania ludzi. I tak są brutalnie zabijane.
Nienawiść do daboi rozrosła się do wielkich rozmiarów i znacznie przekracza wrogość wobec jakiegokolwiek innego węża, a może i jakiegokolwiek innego zwierzęcia. W Bangladeszu ta żmija to teraz wróg numer jeden, którego liczniejsza obecność na polach uprawnych ludzi jest pozorna. W rzeczywistości zmieniło się rolnictwo w kraju, uprawy przyciągają teraz więcej gryzoni, które stanowią pokarm węża.
Ponadto Bangladesz stał się jednym z najbardziej przeludnionych państw świata. Na obszarze jednej trzeciej powierzchni Polski mieszkają - bagatela - 172 miliony ludzi. Maleńki Bangladesz zajmuje ósmą pozycję na świecie pod względem liczby ludności, za Indiami, Chinami, USA, Indonezją, Pakistanem, Nigerią, Brazylią. Wyprzedza chociażby Rosję, Meksyk i wszystkie inne państwa europejskie.
Na dodatek wzrost liczby ludności jest tu spory. Co roku przybywa ponad półtora miliona osób. Nic dziwnego, że spotkania ze żmijami, których liczebność nie rośnie w takim tempie jak ludzi, jest coraz częstsza.
"The Guardian" cytuje właściciela plantacji fistaszków w Padmie w delcie Gangesu, którego pracownicy odmówili zbierania orzeszków w strachu przed wężem. Twierdzi on, że jest bankrutem
Węże te często kryją się na polach w korzeniach roślin uprawnych np. orzeszków ziemnych, ryżu, kawy i innych. I tam czatują na gryzonie. Kiedy pojawi się człowiek, gad uznaje go za zagrożenie i atakuje. Dlatego przeszło 80 procent ukąszeń daboi to ciosy poniżej kolan, w stopy i łydki. "The Guardian" cytuje właściciela plantacji fistaszków w Padmie w delcie Gangesu, którego pracownicy odmówili zbierania orzeszków w strachu przed wężem. Twierdzi on, że jest bankrutem, bo monsunowe deszcze niebawem zmiotą uprawę.
Psychoza paraliżuje rolnictwo i ludzkie poczynania. Jest groźna dla węży, bo powoduje ich tępienie. Tymczasem bez tych żmij plony w Bangladeszu zostaną szybko zniszczone przez gryzonie. Tam gdzie daboja znika, rozmnażają się one na dużą skalę.