Broniła goryli za cenę życia. Dian Fossey mogła zginąć z rąk kata Tutsi
Nie wahała się wpaść do biur miejscowych urzędników, nawet gubernatora, i wywrócić je do góry nogami. Plądrowała targowiska i okoliczne wioski. Ze swoimi ludźmi zbrojnie atakowała tych, których podejrzewała o działania wrogie wobec jej największej świętości - goryli górskich. Dian Fossey w obronie swych ukochanych goryli była gotowa na wszystko, także na śmierć. I rzeczywiście musiała oddać życie.
Dian Fossey pewnie już zawsze będzie miała twarz wybitnej aktorki Sigourney Weaver. Może i dobrze, bo to twarz bardzo rozpoznawalna, a dzieło amerykańskiej zoolożki dzięki temu stało się sławne.
Trzy razy Dian Fossey i jej goryle górskie znalazły się u szczytu popularności - najpierw gdy współpracujący z nią fotograf Bob Campbell doprowadził - w dużej mierze wbrew woli Fossey - do tego, że ona i jej sprawa znalazły się na okładce "National Geographic".
Następnie gdy wybuchła wielka afera, gdyż Campbell został zupełnie pominięty w książce Dian Fossey "Goryle we mgle". I wreszcie po raz trzeci wtedy, gdy książkę zekranizowano.
W rolę niestrudzonej wojowniczki o małpią sprawę wcieliła się właśnie Sigourney Weaver. Zagrała ją tak, że człowiek zaczyna rozumieć, iż cały jej świat ograniczał się do tych wilgotnych, zalesionych stoków gór na pograniczu Rwandy, Ugandy i Zairu (dzisiaj Demokratycznej Republiki Konga).
Góry Wirunga - dom goryli górskich
To tutaj znajduje się położony wysoko, nawet powyżej 4 tys. metrów nad poziomem morza, dom największej z małp człekokształtnych - goryla górskiego. Ogromnego zwierzęcia, którego samce ważą nawet ponad 200 kg i w pozycji stojącej sięgają dwóch metrów i które mogłoby zgnieść człowieka jednym ciosem. Zwierzęcia ogromnego, ale jednak skrytego i zmuszonego wycofać się wysoko w góry.
Niegdyś uważano, że goryl to goryl - jeden gatunek małpy żyjącej w równikowej Afryce, o którym powstawały niebywałe legendy. O istnieniu wielkiej, czarnej i włochatej bestii większej i silniejszej od człowieka donosili już portugalscy i hiszpańscy odkrywcy wybrzeży Afryki.
Co tam oni! Fenicki (kartagiński) żeglarz Hannon opisywał słowem "gorilla" plemię wielkich, włochatych kobiet, które miał napotkać około 480 roku p.n.e. na terenie dzisiejszego Sierra Leone (a zatem raczej nie były to szympansy, one aż tak wielkie nie są). Dopiero jednak Francuz Paul Belloni Du Chaillu w latach 50. XIX potwierdził istnienie takiego zwierzęcia, jako że sam je napotkał w Gabonie.
Dzisiaj wiemy, że goryle bardzo różnią się od siebie. Mniejszy i bardziej rudawy goryl nizinny jest znacznie liczniejszy. Tworzy dwa podgatunki żyjące w Nigerii, Kamerunie, Gwinei Równikowej, Kongu i Demokratycznej Republice Konga w gęstych lasach deszczowych. Tak nieprzebytych, że dopiero w 2008 r. odnaleziono ich wielką populację na północny Konga. Liczy ona przeszło 100 tys. osobników, na które nikt dotąd nie natrafił.
Do tego gatunku należał goryl-albinos zwany Płatkiem Śniegu, który został schwytany jako gorylątko w 1966 r. w hiszpańskiej Gwinei Równikowej i do śmierci w 2003 r. był atrakcją zoo w Barcelonie i symbolem miasta.
Goryle górskie żyją po drugiej stronie Konga, na górskim pograniczu z Ugandą i Rwandą. To tam po raz pierwszy w 1963 r. zobaczyła je Dian Fossey. Była narkotycznie zahipnotyzowana. Oniemiała i nic już nigdy nie miało być takie samo.
Gdy ktoś spotka dzikie goryle, zmieni się na zawsze
"O gorylach krążyły opowieści, że to bestie i okrutne potwory. Mieszkańcy Afryki bali się ich. Ja zobaczyłam cudowne, oddane sobie i opiekujące się wzajemnie rodziny, pełne łagodności, troski i czułości. Nie było w nich nic z okrucieństwa, goryle były jego zaprzeczeniem" - wspominała przyrodniczka.
Fossey przeżyła coś w rodzaju mistycznego uniesienia, jakie przeżywa wiele osób po spotkaniu z gorylami w górskich lasach wschodniej Afryki. Trudno to bowiem porównać do czegokolwiek, co można doświadczyć w kontakcie z przyrodą. Do dzisiaj zresztą wycieczki na spotkanie z gorylami górskimi są bodaj największą atrakcją turystyczną Ugandy, Rwandy i Demokratycznej Republiki Konga. Chociaż bardzo drogie, cieszą się popularnością turystów, którzy takiego spotkanie nie zapomną już do końca życia. Dzięki Dian Fossey.
Do tych trzech wydarzeń w zasadzie musielibyśmy dodać jeszcze czwartej - śmierć Amerykanki. Śmierć brutalną, straszną i niewyjaśnioną do końca do dzisiaj. Śmierć pełną poświęcenia, bo mówi się, że Dian zginęła, aby goryle górskie przeżyły.
Amerykanka rzuciła wszystko, co dotąd robiła. Zaangażowała się w ochronę goryli całkowicie. Najpierw próbowała w górach Wirunga w Zairze, ale niepokoje w tym kraju zmusiły ją do przenosin na drugą stronę granicy, do Rwandy. Tutaj, w Parku Narodowym Wulkanów rozwinęła plan ochrony tych ginących zwierząt, jakiego dotąd świat nie widział.
Dian Fossey była bowiem radykalna. O małpach mówiła per "moje goryle", traktowała je niemal jak rodzinę. Znała każdego, nadawała im imiona, spędzała z nimi masę czasu. To jednak było za mało. Goryle wciąż ginęły, wciąż na targowiskach znaleźć można było ich skóry, czaszki i wreszcie niezwykle modne trofeum - obcięte dłonie, z których robiło się popelniczki. Kiedy Dian Fossey zobaczyła taką "pamiątkę" u jednego z urzędników rwandyjskich, wpadła w szał. Zrozumiała, że musi wprowadzić ostrzejsze środki.
Dian Fossey - paliła, torturowała, groziła bronią. Walczyła o małpy
O tym, że całkowicie pominęła Boba Campbella w swej książce, mimo że to on wyciągnął ją na okładkę "National Geographic", na szczyt świata i uczynił rozpoznawalną ją i jej sprawę, mówi się jako o zemście. Campbell był bliski Dian Fossey, ale pytanie, czy tak bliski jak goryle. W filmie "Goryle we mgle" ich relacja rozpada się dlatego, że fotograf nie jest gotowy, by do Fossey dołączyć. Też rzucić wszystko i poświęcić się gorylom. Mówi się, że postanowił wrócić do żony.
Goryle beze mnie zginą.
I wygląda na to, że miała rację. Ochrona małp w jej wykonaniu z biegiem lat coraz bardziej przypominała desperację i przeradzała się w wojnę z każdym, kto próbował je skrzywdzić. Dian Fossey wiedziała, że mordowanie goryli jest silnie zakorzenione wśród miejscowych ludzi, więc musiała wywrócić wszystko do góry nogami.
Gdy na teren goryli weszły krowy wieśniaków, strzelała.
Gdy znalazła u kogoś trofea zrobione z ciał goryli, wyciągała broń.
Gdy w pobliżu kręcili się kłusownicy, zastawiała na nich zasadzki.
Wojna się radykalizowała i napędzała. Kłusownicy jej nienawidzili, więc postanowili uderzyć w to, co jej najdroższe. W 1977 r. zabili samca jej ukochanego stada. Zwał się Digit. Pozostawili ciało, obcięli mu dłonie na popielniczki.
Dian Fossey była w rozpaczy, omal nie oszalała z gniewu. Jej reakcja była przerażająca nawet dla jej współpracowników. Amerykanka zebrała swych ludzi i ruszyła na wioski pomagające kłusownikom. Spaliła chaty, puściła z dymem zapasy, stosowała przemoc, biła i torturowała, groziła bronią.
Sięgała po czarną magię, wkładała maski i twierdziła, że wzywa demony i duchy pomordowanych goryli, by dokonały krwawej zemsty na swych prześladowcach. Zdarzało się, że ostrzeliwała ludzi wkraczających w góry, także turystów (twierdziła, że strzelała tylko nad ich głowami). Rwandyjczycy mówili, że wyglądała jak bogini zemsty, której nic nie jest w stanie zatrzymać.
W dziejach ochrony przyrody nie było chyba osoby tak radykalnej w działaniach jak Dian Fossey.
Bano się jej, uważano ją za desperatkę, osobę nieokiełznaną, by nie powiedzieć - za wariatkę. Dian Fossey dobrze wiedziała, że tylko taka reputacja ochroni jej goryle. Tylko wtedy kłusownicy nie odważą się do nich zbliżyć. Efekt osiągnęła, kłusownicy odpuścili. Jednocześnie jednak zoolożka narobiła sobie wielu wrogów. Bardzo wielu.
Ludobójstwo w Rwandzie zaczęło się od Fossey?
Protais Zigiranyirazo był gubernatorem prowincji Ruhengeri na granicy z Ugandą i Kongiem. To tam żyły goryle i to tam szalała Dian Fossey. Gubernator wielokrotnie miał z nią zatargi, ta wielokrotnie rujnowała mu plany biznesowe i groziła sądami oraz zemstą. Pochodzący z ludu Hutu polityk nie znosił jej. A że sam był radykalny, mieliśmy się przekonać kilka lat po śmierci Dian Fossey.
27 grudnia 1985 r. została ona znaleziona przez swoich współpracowników martwa. Leżała zakrwawiona na łóżku w swym domku, wokół leżały rozrzucone zdjęcia goryli, które właśnie przeglądała, a cały dom splądrowano. Nic jednak nie zginęło poza dwoma kartonami notatek. Ktoś ją zadźgał, ktoś z jej licznych wrogów, komu nie podobała się jej radykalna postawa. Nie wiadomo, kto.
Po latach wybuchła w Rwandzie krwawa wojna domowa, jedna z najtragiczniejszych w dziejach świata. W jej trakcie doszło do ludobójstwa i straszliwych mordów ludności Tutsi dokonanych przez katów z plemienia Hutu. Także przez gubernatora Zigiranyirazo, którego siostra była wdową po pochodzącym z Hutu rwandyjskim prezydencie Juvénalu Habyarimanie. Mężczyzna zginął w zamachu lotniczym wraz z prezydentem Burundi. Oskarżono o ten zamach właśnie Tutsi.
Protais Zigiranyirazo został nawet skazany przez sąd na 20 lat więzienia za zbrodnie w Rwandzie, ale wyrok uchylono.
Nigdy nie udało się zebrać dowodów na to, że to on stał za zabójstwem Dian Fossey. Rwandyjski sąd podczas dość pokazowego procesu, który trwał godzinę, winnym uznał asystenta Amerykanki, którym był Wayne McGuire. "Nie zabiłem jej. Dian była moja przyjaciółką i mentorką. Jak mógłbym ją zabić?" - krzyczał McGuire, ale sąd uznał, że chciał zagarnąć jej badania i sławę i to był motyw.
McGuire uciekł z rwandyjskiego więzienia podczas wojny w 1994 r. Cierpiał na zespół stresu pourazowego i głęboką depresję, leczył się psychiatrycznie. Uważa, że został wrobiony w morderstwo osoby, która oddała życie za ocalenie goryli.
Jeżeli o jakimkolwiek człowieku można by powiedzieć, że w pojedynkę ocalił cały gatunek zwierząt, to była to Dian Fossey.
Wybitny filmowiec i przyrodnik sir David Attenborough spotkał się z nią w Afryce na początku lat siedemdziesiątych. "Nigdy nie spotkałem kogoś takiego. Kogoś, dla kogo przyroda i jej przetrwanie jest absolutnie najważniejsza" - mówił.
Goryle górskie do dzisiaj żyją w zlanych deszczem lasach na pograniczu Ugandy, Rwandy i Demokratycznej Republiki Konga. Miejscowa ludność żyje z ruchu turystycznego, którego wycieczki na spotkania z gorylami są fundamentem. Kłusownictwo wciąż się szerzy, ale goryl są często bardziej cenne żywe niż martwe. Po pewnym kryzysie na początku XXI w., ich liczba w ostatniej dekadzie wzrosła do niemal 900 osobników.
Dian Fossey w latach osiemdziesiątych byłaby szczęśliwa, gdyby usłyszała o takiej liczbie.