Potężna eksplozja w sercu Rosji. Katastrofę tunguską nadal otacza tajemnica
Wojciech Słomka
Do dziś katastrofa tunguska pozostaje wielką tajemnicą. Zdarzenie miało miejsce 30 czerwca 1908 roku o godzinie 7:14 w środkowej Syberii. Za przyczynę uznano wybuch meteorytu w atmosferze Ziemi. Nadal jednak nie wyjaśniono poszlak wskazujących na udział Nikola Tesli, nie wykluczono teorii o zaburzeniu pola geomagnetycznego oraz możliwości kolizji z lodową kometą lub trafienia Ziemi przez oderwany od Słońca plazmoid.
Nad ranem, 30 czerwca 1908 roku, nad rzeką Podkamienna Tunguzka doszło do tajemniczej eksplozji. Wskutek zdarzenia w promieniu 40 kilometrów około 60 milionów drzew uległo powaleniu, a błysk był widoczny w odległości 650 kilometrów. Huk, który towarzyszył temu incydentowi słyszano nawet w Nowosybirsku, Norylsku, Krasnodarsku i Irkucku. To nierzadko ponad 1000-1300 kilometrów w linii prostej.
Sejsmografy oszalały
Powstałe pożary szalały na Syberii tygodniami. Wydarzenie było tak znaczące i silne, że sejsmografy zanotowały wzrost aktywności tektonicznej na całym świecie. Po 5 godzinach od katastrofy stacje meteorologiczne w zachodniej Europie zaobserwowały spowodowany nią skok ciśnienia. Świat nauki wstrzymał oddech na kilka dni. Fala sejsmiczna, która została wygenerowana w czasie zdarzenia, dwukrotnie obiegła Ziemię, a w miejscu kolizji zmiany w geomagnetyce były tak silne, że uznano to miejsce za drugi, tymczasowy biegun północny.
Jedynymi świadkami tamtych wydarzeń byli Ewenkowie, rdzenni mieszkańcy Syberii, żyjący 100 kilometrów od epicentrum zderzenia. Intensywny rozbłysk światła na niebie wywołał w nich ciekawość. Ci, którzy oglądali zdarzenie, stojąc na zewnątrz, w wyniku działania gali gorąca zostali poparzeni i doznali czasowej ślepoty. Po upływie około 10 minut dotarła do nich fala uderzeniowa, która poprzewracała ludzi i zniszczyła część budynków.
Eksplozja była również przyczyną wzbudzenia chmur pyłu, który odbijał światło słońca ledwo schowanego za horyzontem po przesileniu letnim. Jak podali naoczni świadkowie, przez dwa tygodnie było tak widno w nocy, że można było czytać gazetę. Pojawiły się również informacje o pasterzach wypasających swoje stada w odległości 20 kilometrów od eksplozji. Jednak ich doniesień nie uznano za wystarczająco wiarygodne ze względu na głuchotę, która pojawiła się u nich zaraz po wybuchu.
Dzisiaj szacuje się, że siła tunguskiej eksplozji jest porównywalna do wybuchu 10-15 megaton trotylu. Wartość uwolnionej energii porównano do 1000 razy większej mocy, niż miało to miejsce w czasie wybuchu bomby atomowej zrzuconej na Hiroszimę. Zgodnie z publikacją Marka Peplowa na łamach czasopisma "Nature", wybuch miał siłę od 3 do 5 megaton trotylu. Pomimo różnic w szacowanych wielkościach eksplozji, katastrofa tunguska nadal pozostaje najmocniejszym wybuchem jaki nastąpił w kolizji ciała niebieskiego z Ziemią. Warto również dodać, że w wyniku zdarzenia słup dymu uniósł się na wysokość prawie 20 kilometrów i podobno kształtem przypominał grzyba, takiego jaki towarzyszy wybuchom bomb atomowych.
Przez lata nikt nie interesował się katastrofą tunguską
Przez kolejne 19 lat od wybuchu praktycznie nic się działo. Co prawda w latach 1921-1922 przeprowadzono ekspedycję rozpoznawczą pod kierownictwem Leonida Kulika z Rosyjskiej Akademii Nauk, jednak wstępne badania nie przyniosły przełomowych odkryć wyjaśniających przyczynę katastrofy. Opóźnienia z przeprowadzeniem wnikliwej ekspedycji spowodowane były przemianami politycznymi w ówczesnej Rosji. Rewolucja październikowa z 1917 roku i tworzenie nowego ustroju przez bolszewików na długie lata zamknęły możliwość realizacji wielu planów i projektów nie związanych z tworzeniem Związku Radzieckiego.
Dopiero 13 kwietnia 1927 roku, po raz pierwszy, w miejsce zdarzenia z 30 czerwca 1908 roku dotarła ekipa badawcza Kulika. Półtora miesiąca później, 30 maja uczestnicy wyprawy dotarli w miejsce, które ogłoszono miejscem uderzenia meteorytu. Dowodem miało być jezioro o wymiarach 5 na 10 kilometrów o zaskakującym kształcie. Miało ono równe brzegi i wpisywało się w kształt prostokąta. Ci sami badacze po roku powrócili w to samo miejsce z planem znalezienia niepodważalnych dowodów świadczących o kolizji meteorytu z Ziemią.
Szukano długo i intensywnie. Badania powierzchniowe w celu zlokalizowania materii meteorytowej nie przyniosły zakładanych rezultatów. Identyczne było w przypadku dokonanych odwiertów. Nie znaleziono nic, co mogłoby świadczyć o pozaziemskiej przyczynie katastrofy. Badania nad katastrofą musiały zostać odłożone po raz kolejny na następnych kilka lat.
Wybuch II wojny światowej i czas potrzebny na odbudowę państwa po działaniach militarnych odsunęły zainteresowanie wydarzeniami tunguskimi aż do roku 1960. Podczas międzynarodowej konferencji meteorytowej Wasilij Fiesenkow zasugerował, że katastrofę wywołało jądro komety, które dotarło do powierzchni Ziemi po oddzieleniu jej od struktur powierzchniowych w trakcie lotu przez górne warstwy atmosfery.
Czy to Tesla? Teorie na temat eksplozji nad Syberią
W czasie konferencji wysunięto inną teorię mówiącą o radioaktywnej komecie lodowej, która w wyniku rozgrzania i stopienia w atmosferze Ziemi wygenerowała ogromną energię uderzającą w obszar nad rzeką Podkamienna Tunguzka. Teorie te nie zostały jednak potwierdzone naukowo. Przeprowadzone analizy trajektorii lotu hipotetycznych ciał niebieskich dowiodły, że faktycznie mogły one znajdować się w przestrzeni kosmosu, jednak znajdowały się za daleko od naszej planety.
W światowej dyskusji nad syberyjskim zdarzeniem z 30 czerwca 1908 roku powrócił wątek Nikola Tesli, tego samego, który uznawany jest za twórcę silnika elektrycznego, prądnicy prądu przemiennego oraz baterii słonecznych. Na nowo wzięto pod uwagę słowa wynalazcy, który w 1908 roku ogłosił, że wynalazł on urządzenie zdolne do przeniesienia dowolnej ilości energii w wybrane miejsce na Ziemi.
Tesla chciał przetestować swój wynalazek na biegunie północnym i dowieść, że jest w stanie wygenerować niezwykle cienką wiązkę energii o niewyobrażalnej do tej pory mocy i skierować ją w wyznaczone miejsce. Zaskakuje fakt, że kilka dni przed katastrofą tunguską Nikola Tesla wycofał się z realizacji zamierzonego doświadczenia i nigdy więcej nie powrócił oficjalnie do tego pomysłu. Do dziś to zdarzenie owiane jest tajemnicą, a okoliczności wycofania się z eksperymentu nigdy nie zostały upublicznione.
Katastrofa tunguska powraca jak bumerang
Od początku lat 60 minionego wieku zainteresowanie katastrofą stale rosło. W 1962 roku ekipa badaczy pod kierownictwem Kiryła Floreńskiego pobrała kilka próbek ziemi z miejsca zdarzenia w celu odnalezienia cząstek powstających w momencie rozpadu potencjalnego meteorytu oraz jego spaleniu. Badania te były przełomowe dla próby kompleksowego i niepodważalnego wyjaśnienia minionych wydarzeń. W analizowanym materiale odnaleziono nieznaczne ilości pyłu kosmicznego, a także stopione cząsteczki metalu. Odnalezienie znikomych ilości tektytu miało stanowić niepodważalny dowód na kolizję meteorytu lub komety z powierzchnią Ziemi.
Zakładaną hipotezę, w pokrewnej opinii, potwierdził w 1979 roku profesor Nikołaj Wasiliew, członek Akademii Nauk Medycznych ZSRR. W latach 90 umocniono hipotezę o meteorycie. Chorwacki astronom Korado Korlević stwierdził, że kamienny meteoryt miał średnicę 60 metrów, rozpadł się po wejściu w ziemską atmosferę i eksplodował na wysokości 10 kilometrów. Warto również wspomnieć, że w 1984 r. radzieccy geofizycy Wiktor Żurawiew i Aleksiej Dimitriew zasugerowali, że katastrofa tunguska była rezultatem kolizji oderwanego od słońca plazmoidu.
Początek XXI wieku przyniósł kolejne doniesienia mogące tłumaczyć to, co wydarzyło się w 1908 roku. W 2008 roku Andrej Zlobin z Rosyjskiej Akademii Nauk, po 30 latach od pobrania prób z miejsca katastrofy, ogłosił, że znalazł 3 kamienie ze śladami, jakie powstają po wejściu obiektu skalnego w atmosferę z dużą prędkością. Nie miał wątpliwości, że są to odłamki meteorytu tunguskiego. Nie potrafił jednak wyjaśnić, dlaczego opisywane kamienie nie są w całości przekształconymi strukturami kamiennymi przez wysokie temperatury występujące w wyniku tarcia w górnych warstwach atmosfery i dlaczego tylko 3 proc. pobranych prób zawierało takie zmiany, i to w bardzo małej ilości.
Katastrofa cały czas ciekawi naukowców
Następnie w 2013 roku badacze z Narodowej Akademii Nauk Ukrainy z Kijowa, pod kierownictwem Victora Kvasnytsya, ponownie poddali analizie próby zebrane przez Zlobina w 1978 roku. Na podstawie otrzymanych wyników po dokonanych analizach z zastosowaniem transmisyjnego mikroskopu elektronowego doszli do wniosku, że drobne fragmenty o wysokiej zawartości żelaza tkwiące w próbkach skalnych pobranych w miejscu katastrofy można uznać za szczątki meteorytu. Nie odpowiedziano nadal, dlaczego tak potężna eksplozja zostawiła jedynie drobne i nieliczne dowody mogące świadczyć o meteorycie, komecie lub asteroidzie.
Warto zwrócić uwagę na opinię Marka Żbika, polskiego geologa będącego pracownikiem naukowym Uniwersytetu Queenslandzkiego w Brisbane w Australii. Według uczonego masa obiektu kosmicznego mogła wynosić nawet milion ton, jednak ze względu na jego kruchość doszło do jego zniszczenia zaraz po wejściu w troposferę. Polak uważa, że był to fragment planetoidy lub komety o składzie chondrytu węglistego.
Kolejne ciekawe opinie na temat przyczyn katastrofy tunguskiej pojawiły się zaledwie trzy lata temu. Według hipotezy ogłoszonej przez badaczy z Syberyjskiego Uniwersytetu Federalnego w Krasnojarsku za katastrofę z 1908 roku odpowiada żelazny obiekt o cechach planetoidy, który po wejściu w atmosferę Ziemi, odbił się od niej, a następnie kontynuował swoją drogę po orbicie okołosłonecznej. Naukowcy w taki sposób chcą wytłumaczyć brak krateru uderzeniowego w miejscu zdarzenia oraz brak materiału skalnego pochodzącego z ciała kosmicznego.
Dane opublikowane w lutym 2020 r. na łamach czasopisma "Monthly Notices of the Royal Astronomical Society" na nowo wzbudziły dyskusję nad tym, co stało się w 1908 roku nad Syberią. Daniil Khrennikow wraz z zespołem stwierdził, że zagadnienie wymaga przeprowadzenia kolejnych badań i wzięcia pod uwagę faktów, które do tej pory były marginalizowane lub uznawane za absurdalne.