Dziura ozonowa niespodziewanie rośnie. Jest już większa niż Antarktyda
Dziura w warstwie ozonowej, która formuje się co roku nad biegunem południowym, właśnie stała się wiesza niż cały, znajdujący się pod nią kontynent.
Każdego roku między sierpniem a październikiem, gdy na półkuli południowej trwa wiosna, w regionie Antarktyki ubywa warstwy ozonu. Dziura powinna osiągać maksymalną wielkość między połową września a połową października. Sęk w tym, że już teraz jest o 75 proc. większa niż w ciągu ostatnich 42 lat i nie jest jasne, z jakiego powodu rozrosła się bardziej niż zwykle.
W zeszłym roku największa była na początku października, osiągając wielkość 24 mln km kwadratowych i już wtedy badacze zwracali uwagę, że jest większa niż w ubiegłych latach. W tym roku wszystko wskazywało, że nie przekroczy poprzedniego rozmiaru, tymczasem niespodziewanie w zeszłym tygodniu zaczęła się zdecydowanie rozrastać.
Zmiany ściśle monitoruje Copernicus Atmosphere Monitoring Service (CAMS) stosując obserwacje satelitarne i metody modelowania komputerowego. Zdaniem ekspertów pracujących w tym ośrodku teraz dziura ozonowa spowolniła swój rozrost, ale w kolejnym miesiącu wciąż może się powiększać.
Tarcza przed promieniowaniem
Dziura ozonowa to nie fizyczna "dziura", ale obszar, na którym zawartość ozonu jest zdecydowanie niższa, niż zwykle. Zazwyczaj takie obszary pojawiają się obszarami polarnymi Ziemi. Ludzie, rośliny i zwierzęta żyjące pod dziurą ozonową są narażone na niebezpieczne ilości promieniowania UVB i problemy zdrowotne przez nie wyrządzane. Ozon to dość nietypowa cząsteczka tlenu. Dla istot żywych jest toksyczny, ale na dużych wysokościach staje się tarczą, która pochłania promieniowanie ultrafioletowe emitowane przez Słońce.
Ozon w stratosferze jest stale wytwarzany przez działanie promieniowania ultrafioletowego słońca na cząsteczki tlenu i chociaż powstaje głównie na tropikalnych szerokościach geograficznych, to prądy powietrzne powodują jego przemieszczanie się w kierunku biegunów, gdzie rośnie jego stężenie.
Częściowo za niszczenie ozonu odpowiadają naturalne procesy. Na przykład drobne cząsteczki siarczanów wystrzelone w stratosferę przez erupcję wulkanu Pinatubo w 1991 r. spowodowały wymierne spadki ozonu przez kilka lat po erupcji. Na stężenie ozonu wpływają także silne, zimowe wiry polarne.
Czy dziura ozonowa znów jest niebezpieczna?
W latach osiemdziesiątych XX w. naukowcy odkryli, że warstwa ozonowa w niższych warstwach stratosfery jest coraz cieńsza. Wkrótce potem okazało się, że głównym źródłem problemu są powszechnie stosowane przez ludzi związki chemiczne. W tym chlorofluorowęglowodory, określane także skrótem CFC (to związki, w których chlor i fluor wiążą się z atomami węgla) oraz w mniejszym stopniu halony (podobne związki z bromem lub jodem). Związki te były stosowane na przykład w chłodnictwie czy produkcji kosmetyków w sprayu. Chemikalia mogą pozostawać w atmosferze od dziesięcioleci do ponad wieku.
Te odkrycia spowodowały bezprecedensową, światową reakcję. Zaledwie kilka lat po odkryciu dziury ozonowej, przyjęto Protokół Montrealski - międzynarodowe zobowiązanie do stopniowego wycofywania chemikaliów zubożających warstwę ozonową, które zostało ratyfikowane przez wszystkie kraje członkowskie ONZ.
To nie rozwiązało do końca problemu, a dziura ozonowa nadal istnieje. Dzięki międzynarodowej umowie, poziomy substancji zubożających warstwę ozonową wytworzonych przez człowieka od 2000 r. powoli spadają, ale nadal pozostają na tyle wysokie, że powodują znaczną utratę ozonu. Okresowo, na przykład w 2011 czy 2020 r., dziura ozonowa przybiera duże rozmiary.
- Na podstawie tego, że w jednym roku dziura ozonowa jest bardzo duża albo mniejsza, nie można powiedzieć, że cały proces odzyskiwania ozonu jest koniecznie zagrożony - mówi Vincent-Henri Peuch z CAMS zauważając, że z roku na rok zmienność powłoki ozonowej jest duża i to, czy warstwa ozonu regeneruje się można powiedzieć po latach systematycznych obserwacji.