Czaruje swoim zapachem. Śmierdzi tak, że aż wymaga ochrony
Polska w 1983 r. postanowiła zostać pionierem na skalę europejską. Ogłosiła, że obejmuje ochronę prawną pierwsze gatunki grzybów z naszych lasów. To był spory wstrząs, gdyż zbierający od lat grzyby ludzie nie mogli uwierzyć, że teraz niektórych nie mogą. Zniszczenia wśród tych organizmów niezbędnych przyrodzie były jednak za duże, a dotknęły, chociażby grzyba, który wyjątkowo ludzi irytował. Bo wyglądał niestosownie i strasznie śmierdział.
To właśnie dlatego nosi nazwy sromotnik bezwstydny albo inaczej sromotnik smrodliwy. Odnoszą się one do jego wyglądu, iście fallicznego, który zresztą odzwierciedla łacińska rodzajowa Phallus. Zdradza ona bez ogródek, do czego należałoby przyrównać skojarzeniowo wygląd dorosłego osobnika tego grzyba. Dodajmy, że młode sromotniki bezwstydne mają na dodatek kształt kulek, więc gdy rosną u podnóża dorosłego - dajmy na to - we dwie, ambaras gotowy.
Falliczna budowa grzyba nie doprowadziłaby pewnie do jego bliskiej zagłady, gdyby nie to, że do niewyjściowego wyglądu dodaje on jeszcze smród. Śmierdziel, śmierdziak, śmierdziuch, smrodnik, smrodziuch, smardz śmierdzący, smrodlica, śmierdząca panna, także czarcie jajo - to regionalne nazwy sromotnika, który tak samo jak jest bezwstydny, tak i smrodliwy. Czarcie jajo to akurat określenie na młode, kuliste grzyby wyrastające ze ściółki. Znawcy lasu i jego zawartości z dawnych lat uważali, że z takiego oto jaja wykluje się niebawem czart - jak uważano, diabelski organizm o kształcie, z którego widoku trzeba się spowiadać i na dodatek cuchnący jak piekło.
Te młode czarcie jaja nie pachną jeszcze jakoś okropnie. To zapach rzodkiewek przemieszany z cebulą - nieco ostry, może nieco serowy. Sprawia, że smakosze wykwintnej kuchni konsumują te młode jeszcze osobniki i w ten sposób sromotnik zaliczany jest do grzybów warunkowo jadalnych.
Znawcy lasu i jego zawartości od lat wiedzieli, że z takiego oto jaja wykluje się niebawem czart - jak uważano, diabelski organizm o kształcie, z którego widoku trzeba się spowiada
Sromotnik to nie muchomor sromotnikowy
Chwilunia, ktoś powie, sromotnik miałby być jadalny? Przecież wszyscy wiemy, jakie konsekwencje może mieć jego zjedzenie. To pewna śmierć. Istotnie, prosta droga do grobu prowadzić może przez zjedzenie najbardziej toksycznego grzyba naszych lasów, którym jest jednak nie sromotnik, ale muchomor sromotnikowy. To nie to samo, chociaż w potocznej mowie niekiedy używa się ich zamiennie. Niesłusznie, niesprawiedliwie i na zgubę sromotnika bezwstydnego, niszczonego także z uwagi na fikcyjne oskarżenia o toksyczność.
A na listę owych zarzutów doliczyć trzeba jeszcze smród, którego młode grzyby nie wydzielają, ale starsze już tak i to z całą mocą. Gdy sromotnik przestaje być kulką, a staje się wysmukłym, fallicznym organizmem, zaczyna się z niego wydobywać zielonkawą maź, która paskudnie cuchnie. To także zapach rzodkiewek, ale już nie świeżych, ale mocno zepsutych, przełożony zgniłym serem i przede wszystkim padliną. Gnijące mięso dla nas ma odstręczająca woń, ale są tacy, którzy reagują odwrotnie. To chociażby muchy.
Roje much często można zobaczyć krążące wokół śmierdzącego sromotnika. Nie dlatego, że jest muchomorem, ale dlatego że przywabia je smród. Ta zielonkawa maź działa na nie jak wezwanie na ucztę do rozkładającego się mięsa, a że zawiera zarodniki grzyby, to przy okazji przyczepiają się one do ciała owada i ten przenosi je w nowe miejsce. Można więc powiedzieć, że sromotnik czaruje odorem.
Nie ludzi jednak, gdyż w Polsce się go nie zbiera. Jego młode owocniki znajdują niekiedy amatorów w naszym kraju, ale bardzo rzadko. Natomiast dorosłe grzyby zjada się w niektórych krajach Europy np. Francji, Włoszech, Szwajcarii czy Niemczech, ale oczywiście po usunięciu śluzu, zarodników i nieprzyjemnego zapachu. W tych krajach i niektórych ich restauracjach bywa nawet rarytasem, co częste w wypadku nie typowych i specyficznych w smaku potraw. Więcej, uważa się go nawet za dobry środek medyczny np. przeciwko zakrzepicy.
Walorem tego grzyba, zwłaszcza młodych owocników jest to, że po ugotowaniu nie miękną, pozostają chrupkie. Wielu porównuje je zatem do grzybowych rzodkiewek i istotnie, lubi spożywać.
Skoro jednak ta moda nie jest tak powszechna w Polsce, pozostaje pytanie, dlaczego stał się u nas rzadki i w 1983 roku w pionierskim akcie prawnym na skalę europejską należało go objąć ochronę? Powodem jest ów smród, wyczuwalny ze sporej odległości. Ludzie nie wyniszczyli sromotnika dlatego, że był smaczny, ale dlatego, że ich irytował. Smrodem, wyglądem, skojarzeniem z muchorem sromotnikowym, wszystkim w zasadzie. Uznawano go za grzyb obleśny i zakałę lasu, chociaż sromotnik jest niezwykle potrzebny w jego ściółce. Poza tym gdy mu się przyjrzeć, dostrzeżemy jeden z najbardziej oryginalnych organizmów naszej przyrody. Ciut tylko śmierdzący.
Ochrona sromotnika sprzed ponad 40 lat dała jednak efekty. Ginący grzyb o cuchnącym zapachu zaczął się odradzać. Pomogło mu to, że rośnie wyjątkowo szybko. Księga Rekordów Guinnessa podaje, że potrafi wzrastać nawet do 5 milimetrów na minutę! W zasadzie to oznacza, że mamy do czynienia z organizmem, który rośnie na naszych oczach. W kilka godzin osiąga docelową wielkość. To tempo pozwala mu szybko wykorzystać nadarzające się warunki do rozwoju, ale także przetrwać. W załączniku do rozporządzenia ministra środowiska z lipca 2004 roku zawierającym "gatunki dziko występujących grzybów objętych ochroną ścisłą" nie znajdujemy już sromotnika bezwstydnego. Są tu jego dwaj bliscy krewni i nieco podobni do niego: sromotnik fiołkowy oraz mądziak psi. Jednakże sromotnik bezwstydny o czarcich jajach ocalał i z lisy zszedł.