Choroba X: Ostrzeżenie przed kolejną pandemią

Koronawirus to była dopiero przygrywka. Z opublikowanego właśnie badania wynika, że do kolejnej pandemii może dojść bardzo łatwo i będzie to konsekwencja naszej niszczycielskiej działalności.

Wirus SARS-CoV-2 pod mikroskopem elektronowym
Wirus SARS-CoV-2 pod mikroskopem elektronowymCDC
partner merytoryczny
banner programu czyste powietrze

"Obecną pandemię można było przewidzieć i była nieunikniona. Jeśli nie podejmiemy zdecydowanych działań, pandemie będą się powtarzać" - taką przestrogę zawiera opracowanie opublikowane właśnie w magazynie "Science of the total environment". Naukowcy ostrzegają w nim przed rosnącym ryzykiem, które bezpośrednio wynika z naszej niszczycielskiej działalności.

"Nie posłuchaliśmy sygnałów ostrzegawczych" - stwierdzają naukowcy. Te sygnały ostrzegawcze to coraz częściej pojawiające się informacje o kolejnych, nieznanych dotąd chorobach, które przeskakują ze zwierząt na człowieka. Chorobach takich, jak SARS, MERS czy ebola.

Brak odpowiedniej reakcji doprowadził - zdaniem badaczy - do tego, do czego doprowadzić musiał: pandemii COVID-19

Jeszcze przed pandemią Światowa Organizacja Zdrowia zrobiła coś, co z perspektywy wydaje się rodzajem proroctwa. W 2018 r. do listy najpilniej obserwowanych przez chorób dodała "Chorobę X" - intensywną, międzynarodową epidemię wywołaną przez nieznany wcześniej z zakażeń człowieka patogen. Dokładnie taką, jak COVID-19.

Koronawirus nie jest jednak ani pierwszą, ani ostatnią nową chorobą, która atakuje ludzi. Mamy powody podejrzewać, że w najbliższej przyszłości będzie ich się pojawiać coraz więcej.

1,7 mln nieodkrytych wirusów

Przygotowany na potrzeby ONZ w ubiegłym roku raport szacuje, że wśród zwierząt występuje około 1,7 mln nieodkrytych dotąd wirusów. Każdego roku naukowcy odkrywają się około pięciu nowych chorób zakaźnych. 70 proc. z nich wywołują mikroby pochodzenia zwierzęcego. W 2008 r. zespół naukowców z Uniwersytetu Kalifornijskiego pod kierownictwem Christine Kreuder Johnson przestrzegał, że tempo przeskakiwania chorób na człowieka w ostatnich dziesięcioleciach wzrosło drastycznie i nadal rośnie.

Największe zagrożenie ze strony nowych chorób odzwierzęcych płynie z regionów tropikalnych o urozmaiconych ekosystemach

To właśnie tam dochodzi do najszybszych i najbardziej destrukcyjnych dla środowiska zmian, dyktowanych zapotrzebowaniem na ziemie dla rolnictwa. Wynika ona z rosnącej populacji ludzi, ale również ze wzrostu konsumpcji w najbogatszych krajach, gdzie ludzie robiąc zakupy zwykle całkiem nieświadomie przyczyniają się do dewastacji tropikalnych ekosystemów. Przykładem może być wycinka lasów pod plantacje palm do produkcji oleju palmowego wykorzystywanego m.in. w kosmetykach i słodyczach.

Właśnie ten proces i wynikające z niego coraz częstsze kontakty ludzi i zwierząt hodowlanych ze zwierzętami, które dotąd żyły dziko w głębi lasu czy sawanny, a teraz nagle znalazły się w bezpośredniej bliskości ludzkich osad, jest kluczem do coraz szybszego pojawiania się nowych chorób.

Tworzymy obszary zniszczenia

W 1998 r. wirus Nipah, który wywołuje w ludziach chorobę o 75 proc. śmiertelności, przeskoczył w Malezji z nietoperzy na świnie, a ze świń na człowieka. Australijski wirus Hendra przeskoczył na konie, a następnie na ludzi z nietoperzy po intensywnej wycince lasów.

"Tworzymy obszary zniszczenia, regiony, sięgające czasem zaledwie kilkaset metrów w głąb dzikich obszarów. Ludzie polują, zbierają drewno na opał, wypasają zwierzęta" - mówił magazynowi "New Scientist" Christian Walzer z Wildlife Conservation Society dodając: "Tworzy się swoisty interfejs, zwiększający liczbę potencjalnych kontaktów między gatunkami".

Kolejnym czynnikiem jest to, że niszcząc bioróżnorodność ekosystemów tworzymy lepsze warunki do rozprzestrzeniania się tych zwierząt, które najczęściej odpowiadają za przenoszenie chorób. Zabijając drapieżniki, człowiek doprowadził na przykład do zwiększenia liczebności gryzoni, które są doskonałymi żywicielami roznoszących boreliozę kleszczy.

Według badaczy Uniwersytetu Kalifornijskiego Davis, ekosystemy naruszone przez człowieka mają większe populacje małych zwierząt takich, jak nietoperze czy gryzonie, które są najczęstszymi nosicielami przeskakujących na człowieka chorób.

Trzy gatunki dla wirusa

Najczęstszymi źródłami chorób zagrażających ludziom są szczury, nietoperze, małpy naczelne, koty i psy oraz kopytne zwierzęta hodowlane. W przypadku małp naczelnych czynnikiem ułatwiającym przenoszenie chorób jest zapewne ich bliskie pokrewieństwo z człowiekiem. Choroba, która zaraża szympansy czy goryle zapewne nie będzie miała większego problemu z zarażeniem człowieka i vice versa.

Rzadko jednak można wskazać jeden konkretny gatunek, będący źródłem nowej choroby

Proces przeskakiwania takich chorób zawiera najczęściej kilka kroków. Na przykład w przypadku wywołującego COVID-19 wirusa SARS-CoV-2, patogen mógł najpierw przeskoczyć z nietoperzy (występuje w nich pokrewny wirus znany jako RaTG13, dzielący 96 proc. genomu z SARS-CoV-2) na inne dzikie zwierzę, na przykład chwytane dla łusek i mięsa łuskowce, i dopiero z nich przejść na człowieka. To właśnie w łuskowcach czy innym pośrednim gatunku wirus nietoperzy mógł "zdobyć" brakujące 4 proc. genomu potrzebne do zainfekowania człowieka.

Każda zmiana gatunku-nosiciela wiąże się bowiem z potencjalnymi mutacjami i zmianami w strukturze samego wirusa, które z kolei mogą pozwolić mu na przeskoczenie na kolejny gatunek. Częściowo odpowiada za to tak zwany proces rekombinacji. Jeśli w jednej komórce spotkają się dwa różne wirusy, na przykład takie, które zazwyczaj infekują różne zwierzęta, mogą one wymieniać się między sobą genami z nieprzewidywalnymi konsekwencjami. Koronawirusy są wyjątkowo podatne na rekombinacje genów.

Wynika z tego, że ryzyko przeskoku choroby jest największe tam, gdzie różne gatunki mają ze sobą największy kontakt na skutek wchodzenia zwierząt hodowlanych na tereny do niedawna dzikie, albo na przykład na popularnych w Azji czy w Afryce targowiskach, gdzie handluje się zarówno zwierzętami hodowlanymi, jak i schwytanymi zwierzętami dzikimi.

Tak, jak ludzie handlują na nich zwierzętami, wirusy wymieniają się tam nosicielami

Ograniczenia w handlu dzikimi zwierzętami, zwłaszcza takiego, w którym zwierzęta są transportowane na duże odległości czy wręcz na inne kontynenty, mogłyby pomóc zapobiegać epidemiom.

Kto usłyszy apel naukowców?

Naukowcy podpisani pod wspomnianym na początku badaniem wzywają światowych przywódców do pilnego działania, bo kolejna odzwierzęca pandemia może okazać się jeszcze groźniejsza od obecnej. Stworzyli deklarację, której założenia mają pomóc ograniczyć ryzyko dla ludzkości ze strony nowych chorób. Apelują o ochronę bioróżnorodności i nietkniętych dotąd ekosystemów, które stanowią bufor między nami a nowymi chorobami. Uważają też, że należy stworzyć silne instytucje, które będą badać powiązania między naszym zdrowiem, a środowiskiem i kryzysem klimatycznym powodujących nowe zagrożenia dla ludzkiego zdrowia.

Przede wszystkim apelują o to, żeby we wszelkich decyzjach politycy i biznes nie zapominali o tym, że nasze zdrowie i zdrowie otaczającego nas środowiska nie są osobnymi problemami. To dwa ściśle ze sobą powiązane zjawiska.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas