Brutalność kłusowników nie zna granic. Pułapki mrożą krew w żyłach
Sprawnie działające fotopułapki i presja społeczna sprawiły, że w polskich lasach jest mniej kłusowników niż przed laty. Ale to nie znaczy, że ten problem zniknął. Leśnicy wciąż znajdują wnyki. To często pętle z drutu czy linki, ale też bardziej wymyślne narzędzia tortur dla zwierząt.
- Tutaj mamy przykład zastawiania pętelki na mniejszego zwierza - możecie zobaczyć. Nie jest to tak łatwo i prosto zauważyć - mówi Wojciech Borys z Nadleśnictwa Czarna Białostocka w programie "Czysta Polska" Polsat News.
Wnyki zastawiane w lesie to zwykle najprostsza pętla z drutu, linki albo sznura. Kłusownicy zaczepiają ją w miejscach wędrówki zwierząt. Jeśli zwierzę wejdzie w oko pętli - ta zaciska się mu wokół szyi lub tułowia. W efekcie zwierzę ginie w męczarniach.
- Jeśli mówimy o zwierzynie, która najczęściej pada ofiarą kłusowników, są to jelenie, łosie i sarny. Zdarza się też mniejsza zwierzyna leśna - mówi Paulina Borodziuk z Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Białymstoku.
Pułapki kłusowników bywają bardzo wyrafinowane
Leśnicy z Czarnej Białostockiej widzieli najróżniejsze pomysły kłusowników. Stworzyli nawet ekspozycję z przejętymi narzędziami kłusowniczymi.
- To była ambona nastawiona na, można powiedzieć, z bronią na samostrzał - dubeltówka, "korkówka" - mówi Wojciech Borys. Gdy dzik zaczepiał o linkę pod kilkumetrową amboną, broń z góry samoistnie strzelała i raniła zwierzę.
- To na pewno jest bardzo widowiskowe, bardzo spektakularne, a jednocześnie pokazujące, jak bardzo niebezpieczne pomysły ludziom przychodzą do głowy - podkreśla leśnik. W tym przypadku kłusownika udało się złapać na gorącym uczynku, a później skazać.
W Polsce co roku rekwiruje się dziesiątki tysięcy pułapek i wnyków
Coraz częściej leśnikom w pracy pomagają fotopułapki. Bez nich - często trudno byłoby cokolwiek udowodnić. - Sama wiedza nie wystarczy - trzeba mieć dowody, tak? Takim dowodem jest przede wszystkim ustawienie pętli, zwierzyna zabrana, zwierzę, które zostało złapane, czy poćwiartowane - wskazuje Wojciech Borys.
Dokładnie nie wiadomo, jak duża jest skala kłusownictwa, ale w ciągu roku w całym kraju znajdowanych jest nawet kilkadziesiąt tysięcy róznorakich wnyków.
Leśnik pokazuje inne narzędzie kłusownicze i opowiada: - Działa w taki sposób, że ptaka żywego, najczęściej gołębia, wpuszcza się do klateczki, i drapieżnik - tak jak tu widzi, na kołeczku siadając - zostaje złapany.
Kary za kłusownictwo są zbyt mało dotkliwe
Dzięki monitoringowi coraz częściej udaje się namierzyć kłusowników. Presja i świadomość społeczna też jest już inna niż jeszcze kilkanaście lat temu. jeśli zauważymy w lesie wnyki, nie bądźmy obojętni.
- Osoba, która znajdzie się w lesie i zobaczy rozstawioną na zwierzynę pułapkę, niezwłocznie powinna poinformować o tym służby leśne, aby jak najszybciej mogły zareagować - mówi mówi Paulina Borodziuk z Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Białymstoku.
Leśnicy, ale też przyrodnicy i ekolodzy nie mają wątpliwości, dotkliwe kary więzienia za kłusownictwo zbyt rzadko są orzekane przez sądy. No i rzecz najważniejsza edukacja i świadomość o konieczności szanowania przyrody.
Przemysław Sławiński, "Czysta Polska" Polsat News
oprac. Jakub Wojajczyk