"Czystsze" samochody ratują ludzkie życie. Tysiące ludzi żyje dzięki nowoczesnym pojazdom

Prawie 8 tys. Amerykanów rocznie zawdzięcza swoje życie nowym, czystszym silnikom nowoczesnych samochodów. Spadek zanieczyszczenia powietrza wywołanego spalinami przełożył się na drastyczny spadek śmiertelności wskutek powikłań wywołanych smogiem.

Analiza danych o zgonach z lat 2008-2017 w USA wykazała, że spadek zanieczyszczenia powietrza, za który w ogromnym stopniu odpowiadają nowe, czystsze silniki spalinowe samochodów przełożył się na ograniczenie śmiertelności mieszkańców miast. Drastyczny spadek poziomów zanieczyszczenia sprawił, że z powodu chorób wywołanych toksynami w powietrzu rocznie umiera o 8 tys. ludzi mniej.

Coraz ostrzejsze normy zanieczyszczeń emitowanych przez pojazdy miały ogromny wpływ na jakość powietrza w USA. Emisje niektórych zanieczyszczeń będących skutkiem spalania benzyny i oleju napędowego, takich jak tlenek węgla, spadły w tym kraju od 1970 r. nawet o 99 proc.

Reklama

Problem wywoływanych przez transport emisji nie zniknął jednak całkowicie. Największym zagrożeniem związanym z pracą silników spalinowych są dziś cząstki PM 2,5, wnikające przez płuca do krwiobiegu i przyczyniające się do schodzeń serca i płuc, w tym raka. Ilość takich cząsteczek emitowanych przez auta również spada, jednak w tempie o wiele mniejszym, niż innych szkodliwych substancji.

Mniej smogu to dłuższe życie

Zespół naukowców z Uniwersytetu Harvarda pod kierownictwem Ernaniego Chomy postanowił sprawdzić, jak ten spadek przełożył się na liczbę śmiertelnych ofiar smogu. Badacze odkryli, że w stosunkowo krótkim okresie - pomiędzy 2008 a 2017 r. zmniejszające się emisje cząsteczek PM 2,5 miały bardzo istotny wpływ na ludzkie zdrowie i życie.

W 2008 r. w USA doszło do 27700 zgonów, które można było przypisać emisjom cząsteczek PM 2,5 z pojazdów. W 2017 r. było ich już 19800. Spadek o 8 tysięcy nie oddaje jednak prawdziwej skali poprawy. Badacze ustalili, że różnica, wywołana zaostrzaniem norm emisyjnych, byłaby jeszcze większa, gdyby nie inne czynniki, które ograniczyły stopień, w jakim poprawiła się jakość powietrza. Przede wszystkim rosnącą popularność coraz większych samochodów,  takich jak SUV-y i minivany, które spalają o wiele więcej paliwa na kilometr niż popularne wcześniej klasyczne sedany czy kombi. Choć ich nowoczesne silniki emitują mniej spalin, niż przed dekadą, to wciąż wydzielają o wiele więcej szkodliwych związków, niż wydzielałyby mniejsze auta.

Jesteśmy coraz starsi

Innym istotnym czynnikiem jest starzejąca się populacja. Osłabione organizmy starszych ludzi są bardziej podatne na ataki serca i choroby płuc. Są więc wrażliwsze na zanieczyszczenia.

Biorąc pod uwagę te dwa czynniki, naukowcy wyliczyli, że gdyby normy emisji były takie same, jak w roku 2008, w 2017 r. doszłoby nie do 19800, a do 48200 wywołanych przez zanieczyszczenia zgonów. Zamiast spadku, mielibyśmy do czynienia ze wzrostem o 21 tys. zgonów. 

Choma liczy, że nowe wyliczenia pomogą zmotywować ludzi do dalszego ograniczenia ich wpływu na środowisko. "Byłoby wspaniale, gdyby ludzie przestawili się na czystsze alternatywy dla samochodów spalinowych, takie jak transport publiczny, spacery czy pojazdy elektryczne" - pisze badacz.

Dołącz do ZIELONA INTERIA także na Facebooku

 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: smog | spaliny | zdrowie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy