Długa droga Amsterdamu do stania się rowerowym rajem

W latach 60. XX wieku holenderskie miasta były coraz bardziej wypełnione samochodami, które postrzegano jako środek transportu przyszłości. Dopiero wielka liczba śmiertelnych ofiar wypadków drogowych wśród dzieci - oraz w związku z tym zaciekły aktywizm - sprawiły, że Amsterdam stał się dzisiejszym rowerowym rajem.

Na typowej amsterdamskiej ulicy widać niezliczoną liczbę rowerzystów zmierzających do lub z pracy, wiozących małe dzieci do szkoły lub przewożących wszystko, o czym można pomyśleć - od zakupów spożywczych lub domowych pupili po imponująco trudne przedmioty, takie jak drabiny czy nawet nieporęczne meble. 

Rządy rowerów

Dzisiaj rowerzyści rządzą w Amsterdamie - szacuje się, że 38 proc. wszystkich podróży w tym mieście odbywa się na rowerze. Nic dziwnego, bo władze dołożyły wszelkich starań, aby dogodzić tej grupie: miasto jest wyposażone w rozbudowaną sieć ścieżek i pasów rowerowych, tak bezpiecznych, że nawet małe dzieci i osoby starsze korzystają z rowerów jako najłatwiejszego środka transportu. Oczywiście nie tylko Amsterdam może się poszczycić siecią ścieżek rowerowych - można je znaleźć we wszystkich holenderskich miastach.

Reklama

Osobom postronnym może się wydawać, że jazda na rowerze jest wpisana w holenderskie DNA. W rzeczywistości jednak rowery przeszły długą drogę do bycia dominującą formą transportu w holenderskich miastach. W latach 50. i 60. ubiegłego wieku rowerzystom groziło wyrzucenie z miast z powodu rosnącej liczby samochodów. "Nie mamy tego dzięki naszym genom. My to zbudowaliśmy i inne miasta też mogą to zrobić" - stwierdził Gerrit Faber z Fietsersbond, czyli Związku Rowerzystów.

Słowa te Polska powinna wziąć sobie do serca szczególnie. Nasz kraj bowiem zdecydowanie nie należy do najprzyjaźniejszych dla rowerzystów - zgodnie z Prawem o ruchu drogowym, w miejscach, w których nie wygospodarowano osobnej drogi rowerowej, cykliści zobowiązani są do korzystania z jezdni. W wyniku tego tylko w 2021 roku na polskich drogach doszło do 3513 wypadków z udziałem rowerzystów, a za zdecydowaną większość, bo aż 1719 zdarzeń, odpowiadali kierowcy samochodów osobowych. Dlatego w naszym kraju coraz więcej ludzi interesuje się kwestią ubezpieczenia dla rowerzystów. CZYTAJ DALEJ

Rowerem w nazistów

Wracjąc jednak do Holandii, to na początku XX wieku rowery znacznie przewyższały liczbę samochodów w holenderskich miastach, a rower był szanowanym środkiem transportu. Podczas wojny jazda rowerem odegrała nawet ważną rolę w momencie okupacji Amsterdamu przez nazistów.

Czytaj teżRower dla klimatu. Każda przejażdżka robi różnicę

"Niemcy nienawidzili amsterdamskich rowerzystów. Ich postawa była brawurowa, podobnie jak dziś - przejeżdżali na czerwonym świetle i byli anarchistami" - stwierdził Pete Jordan, autor książki "W mieście rowerów". Amsterdamscy rowerzyści celowo spowalniali konwoje i odmawiali ustępowania miejsca niemieckim pojazdom. "Jazda na rowerze stała się największym wyrazem oporu wobec nazistów. Dawała zwykłym ludziom satysfakcję, że utrudniają życie okupantowi" - dodaje. 

Krwawe żniwo

Jednak gdy w okresie powojennym gospodarka holenderska zaczęła się rozwijać, coraz więcej ludzi mogło sobie pozwolić na samochody, a decydenci zaczęli postrzegać je jako środek transportu przyszłości. Całe dzielnice Amsterdamu zostały w związku z tym zniszczone, aby zrobić miejsce dla ruchu samochodowego. Wykorzystanie rowerów spadało wtedy rokrocznie o 6 proc., a powszechne przekonanie było takie, że rowery w końcu znikną.

Ten trend miał bardzo wyraźny i tragiczny efekt - liczba ofiar wypadków drogowych wzrosła do najwyższego poziomu 3300 w 1971 roku. W tym samym roku w wypadkach drogowych zginęło ponad 400 dzieci. To musiało wywołać protesty. Jedną z protestujących grup była Stop de Kindermoord ("powstrzymać morderstwa dzieci").

Stop de Kindermoord szybko się rozrastał, a jego członkowie organizowali demonstracje rowerowe, okupowali miejsca, w których najczęściej dochodziło do wypadków, oraz blokowali ulice. 

Czytaj teżMiasta przyszłości to miasta rowerów. Tych zwykłych, ale też elektrycznych i towarowych

Dwa lata po założeniu Stop de Kindermoord inna grupa aktywistów założyła holenderski Związek Rowerzystów, aby domagać się więcej miejsca dla rowerów w przestrzeni publicznej. W tym celu organizowali przejazdy rowerowe po niebezpiecznych ulicach i sporządzali spisy przeszkód napotykanych przez rowerzystów.

Zmiany w obliczu kryzysu

W popularyzacji tej idei pomogło jeszcze inne wydarzenie - kryzys naftowy z 1973 roku, kiedy to Arabia Saudyjska i inni arabscy eksporterzy ropy nałożyli embargo na USA, Wielką Brytanię, Kanadę, Japonię i Holandię za wspieranie Izraela w wojnie Jom Kippur. Embargo spowodowało czterokrotny wzrost cen ropy. W tamtym momencie w przemówieniu telewizyjnym premier Niderlandów Den Uyl wezwał obywateli do przyjęcia nowego stylu życia i poważnego podejścia do kwestii oszczędzania energii. Rząd ogłosił też serię niedziel bez samochodu. Były to spokojne weekendowe dni, kiedy dzieci bawiły się na opustoszałych autostradach, a ludziom jednocześnie nagle przypominało się, jak wyglądało życie przed rządami aut.

Stopniowo holenderscy politycy uświadamiali sobie liczne zalety jazdy na rowerze, a ich polityka transportowa uległa zmianie. W latach 80. holenderskie miasta zaczęły wprowadzać środki mające na celu uczynienie ulic bardziej przyjaznymi dla rowerzystów.

Haga i Tilburg były pierwszymi, które eksperymentowały ze specjalnymi drogami rowerowymi w mieście. Następnie miasto Delft zbudowało całą sieć ścieżek rowerowych i okazało się, że zachęciło to więcej osób do używania tego środka transportu. Po kolei inne miasta poszły za tym przykładem.

Obecnie Holandia może się poszczycić ponad 35 tys. km ścieżek rowerowych. We wszystkich większych holenderskich miastach wyznaczono też urzędników ds. transportu rowerowego, których zadaniem jest utrzymanie i poprawa stanu sieci. 

Czytaj teżDwoma kółkami ratujesz zdrowie, klimat i komfort życia

Pole do poprawy

Mimo że Amsterdam jest dzisiaj najbardziej rozwiniętym pod względem rowerowej mobilności miastem na świecie, nie spoczywa na laurach. Dla przykładu miasto w tym roku zaprosiło uniwersytety, firmy i obywateli do zgłaszania w ramach otwartego konkursu rozwiązań mających na celu poprawę bezpieczeństwa rowerzystów. Główny temat konkursu brzmi: "różne prędkości na ścieżkach rowerowych".

"Doświadczamy obecnie bardzo realnego problemu, jakim jest korzystanie z naszych ścieżek rowerowych przez różne rodzaje środków transportu o różnych prędkościach - przede wszystkim przez rowery elektryczne. To zaczyna powstrzymywać ludzi przed korzystaniem z roweru, ponieważ po prostu uważają, że jest to bardziej niebezpieczne" - stwierdził David Gelauff, starszy kierownik projektu w amsterdamskim wydziale ruchu drogowego. Dlatego władze chcą poszukać rozwiązania tego problemu razem z innymi podmiotami.

Jeszcze więcej w ramach akcji "Korba na rower":

Skrzyżowanie jezdni z drogą rowerową. Kto ma pierwszeństwo?

Milion kilometrów na rowerze

Pięć najbardziej urokliwych tras w kraju. Gdzie zaplanować urlop?

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy