​Uchodźcy klimatyczni. Ucieczka z piekła do piekła

Uciekli przed wzrastającym poziomem morza, który zabrał im źródło utrzymania. Tam, gdzie mieli znaleźć lepsze życie, czekała na nich śmierć w pożarze.

Strażacy poszukujący ciał po pożarze w fabryce w Dhace. Zginęły 52 osoby, kolejnych 50 odniosło obrażenia.  Fot. Habibur Rahman, Zuma Press
Strażacy poszukujący ciał po pożarze w fabryce w Dhace. Zginęły 52 osoby, kolejnych 50 odniosło obrażenia. Fot. Habibur Rahman, Zuma PressAgencja FORUM
partner merytoryczny
banner programu czyste powietrze

Gdy 15-letni Tarek Zia wyjeżdżał w czerwcu z domu był pełen nadziei. Chciał pomóc rodzicom. Morze coraz głębiej wdzierające się w ląd i erozja rzeczna w ich okolicy, już raz zmusiły ich do przeprowadzki. Teraz znów woda pochłaniała ich ziemie. Chłopiec pojechał więc do leżącej 150 km od domu Dhaki, by tam pracować w fabryce. Miesiąc później zginął w potężnym pożarze.

Władze stwierdziły, że zakład działał bez odpowiednich pozwoleń, a w budynku brakowało nawet wyjść ewakuacyjnych. Ciało zidentyfikowano dopiero w zeszłym tygodniu na podstawie testów DNA.

- Szkoły były zamknięte z powodu pandemii wiec syn poszedł do pracy. Chciał nam pomóc - opowiada Abul Bashar. Rodzina mieszka na wyspie Hatia na południowym wschodzie Bangladeszu. - Mieliśmy ziemię, na której uprawialiśmy warzywa i soczewicę. Straciliśmy wszystko z powodu erozji rzecznej. Kilka lat temu postanowiliśmy więc zacząć od zera i przenieśliśmy się kilka kilometrów dalej. Dziś rzeka znów jest tuż obok nas - mówi Bashar.

Wśród ofiar tragedii z 8 lipca jeszcze co najmniej dziesięć osób, które pochodziły ze stref dotkniętych przez zmiany klimatyczne. W stolicy miały znaleźć lepsze życie.

Jedno z najgorszych miast na świecie

Położony stosunkowo nisko nad poziomem morza i poprzecinany rzekami Bangladesz zawsze był podatny na podnoszenie się poziomu oceanu. Kraj, liczący 160 mln mieszkańców, jest jednym z najbardziej narażonych na skutki rosnących globalnych temperatur, a topniejące lodowce w Himalajach na północy stanowią szczególne zagrożenie dla upraw, pól i domów.

Według zrzeszającej naukowców Amerykańskiej Unii Geofizycznej migracja spowodowana podnoszącym się poziomem wód w regionach przybrzeżnych Bangladeszu oraz erozja rzeczna w nadchodzących latach przyspieszą, a do połowy wieku problem ten może dotknąć aż 1,3 mln mieszkańców tego państwa.

- Do migracji dochodzi z wielu powodów, a jednym z nich są ekstremalne zdarzenia wywołane zmianami klimatu - mówi Atiq Rahman, klimatolog kierujący Centrum Studiów Zaawansowanych w Dhace. - Po powodziach, gdy poziom zasolenia wód i gruntów rośnie, lub kiedy pola stanowiące główne źródło dochodu zostaną zalane, tysiące ludzi przenosi się z obszarów wiejskich do miast. Przyjeżdżają w nowe miejsce i okazuje się, że brak im umiejętności, by zdobyć godną pracę - mówi naukowiec.

Najbardziej popularnym kierunkiem jest stolica kraju. W Dhace teoretycznie najłatwiej zdobyć pracę. Jednocześnie jednak - zgodnie z Global Liveability Index 2021 opracowanym przez Economist Intelligence Unit - to również czwarte najmniej przyjazne do życia miasto na świecie.

Nowe miejsce do życia

Zarządzanie przepływami migrantów wymaga stworzenia całego systemu, tak by ludzie nie szukali pracy w przeludnionych miast, takich jak Dhaka i Chattogram, gdzie już dziś panują fatalne warunki mieszkaniowe i sanitarne. - Zidentyfikowaliśmy około 20 miast, które mogą wchłonąć przyszłych migrantów klimatycznych, by nie wylądowali w slumsach Dhaki - mówi Saleemul Huq, dyrektor Międzynarodowego Centrum ds. Zmiany Klimatycznych i Rozwoju.

Atiq Rahman podkreśla, że na początek niezbędny jest jednak system, który będzie identyfikować migrantów klimatycznych, śledzić trasy ich przemieszczania i pomoże zidentyfikować problemy, jakie ich spotykają. Następnie musi powstać plan pomocy. - Na przykład, jeśli obszar zostanie zalany, musimy wiedzieć dokąd mieszkańcy najprawdopodobniej się udadzą wraz ze swoimi rodzinami i krowami. Po stworzeniu takiego systemu będziemy mogli zapewnić ludziom pomoc - mówi Rahman.

Teraz migranci zwykle kończą w miejskich slumsach, a jedyna pomoc na jaką mogą liczyć to ta, jaką dostaną od rodziny. W styczniu rząd Bangladeszu opublikował Krajowy Planu Zarządzania Katastrofami na najbliższych pięć lat. Obejmuje tworzenie miejsc pracy poza obszarami miejskimi, zapewnienie praw przesiedleńców oraz pracę nad ich integracją ze społecznościami lokalnymi. Większość szczegółów tego, jak plan będzie wprowadzany w życie, ma być przedstawiona do końca roku.

"Bóg miał inne plany"

Zdaniem ekspertów władze muszą się też skupić na działaniach krótkoterminowych, by zapobiec tragediom, takim jak pożar, w którym zginął 15-letni Zia. Niezbędne jest choćby przestrzeganie norm bezpieczeństwa w fabrykach. - Jeśli idzie o regulacje, to władze muszą działać skuteczniej - mówi Tasnim Siddiqui kierujący zespołem badawczym ds. przemieszczania uchodźców i migrantów.

Hasanuzzaman Sarkar, którego córka zginęła w pożarze fabryki, twierdzi, że ból jest nie do zniesienia. Mieszka w podatnym na powodzie regionie Gaibandha na północy kraju. W ciągu ostatniej dekady erodująca rzeka zabrała mu prawie wszystkie ziemie. Mimo kłopotów z utrzymaniem rodziny, dopilnował, by córka skończyła szkołę. 20-latka zaczęła pracę w fabryce w marcu. Miała tam być tylko przez jakiś czas.

Sarkar: - Była moim najmłodszym dzieckiem i miałem związane z nią wielkie nadzieje. Mogła osiągnąć wielkie rzeczy. Bóg miał jednak inne plany.

Tony plastiku w oceanach. Rozkłada się do 450 lat!Deutsche Welle