Lockdowny poskutkowały spadkiem zanieczyszczenia ozonem
Dzięki zeszłorocznym lockdownom spadło nie tylko zanieczyszczenie dwutlenkiem węgla, ale i ozonem - poinformowali naukowcy z NASA.
Według NASA w maju i czerwcu zeszłego roku poziom tego rodzaju zanieczyszczenia na świecie zmniejszył się o 2 proc., głównie za sprawą redukcji emisji tlenków azotu w Azji oraz obu Amerykach. I o ile liczby te nie brzmią imponująco, to eksperci podkreślają, że w normalnych warunkach tego rodzaju ograniczenie emisji zajęłoby 15 lat, nawet przy bardziej zdecydowanych celach redukcyjnych proponowanych przez Międzyrządowy Panel ds. Zmian Klimatu.
Nieprzewidywalność ozonu
Ozon nie jest zanieczyszczeniem, które ludzie bezpośrednio emitują do atmosfery. Formuje się, kiedy światło słoneczne reaguje z tlenkami azotu. Te natomiast emitowane są przez samochody, fabryki, elektrownie i rafinerie.
Naukowcy wyjaśniają, że ozon jest potrzeby w atmosferze, ale w jej górnej części, gdzie chroni życie na naszej planecie przed promieniowaniem ultrafioletowym. Jednak kiedy znajduje się w dolnej części atmosfery, jest toksyczny - może podrażniać płuca i zwiększać ryzyko śmierci z powodu chorób układu oddechowego lub krążenia.
Badacze nie są w stanie całkowicie oszacować, jak zmiany poziomu emisji tlenków azotu wpłyną na ilość ozonu w dolnej części atmosfery. Taka reakcja zależy bowiem także od pogody i obecności innych chemikaliów w powietrzu. Jest to na tyle nieprzewidywalne, że zmniejszenie emisji tlenku azotu może doprowadzić do wzrostu zanieczyszczenia ozonem.
Wiedząc o tym, naukowcy postanowili przyjrzeć się, w jaki sposób duży spadek emisji tlenków azotów podczas lockdownów, wpłynął na ilość ozonu w dolnej części atmosfery. Zdaniem naukowców, wiedza ta pozwoli lepiej przygotowywać założenia polityki na rzecz ochrony środowiska.
Dziura ozonowa
O ile ozon w dolnej części atmosfery jest zanieczyszczeniem, tak w górnej stanowi warstwę ochronną. Zanik tej warstwy na pewnym obszarze (najczęściej biegunie polarnym) nazywamy dziurą ozonową.
Ludzkość odkryła tworzącą się dziurę ozonową w latach 80. XX w. Proces ten spowodowany był głównie przez chlor znajdujący się w powszechnie stosowanych związkach chemicznych. Należą do nich chlorofluorowęglowodory, określane także skrótem CFC (to związki, w których chlor i fluor wiążą się z atomami węgla) oraz w mniejszym stopniu halony (podobne związki z bromem lub jodem). Były one stosowane na przykład w chłodnictwie czy produkcji kosmetyków w sprayu.
Odkrycie dziury ozonowej spowodowało bezprecedensową i globalną reakcję. Zaledwie kilka lat później przyjęto Protokół Montrealski - międzynarodowe zobowiązanie do stopniowego wycofywania chemikaliów zubożających warstwę ozonową. Zostało ono ratyfikowane przez wszystkie kraje członkowskie ONZ.
Mimo że nie rozwiązało to do końca problemu, a dziura ozonowa nadal istnieje, to poziomy substancji zubożających warstwę ozonową wytworzonych przez człowieka od 2000 r. powoli spadają. Naukowcy spodziewają się, że ozon nad Antarktydą może powrócić do poziomu z 1980 r. za około 50 lat.
mczŹródło: Science Alert, Zielona Interia