Zakazany węgiel ma trafić do Polaków, choć nie ma to większego sensu
Najpierw rząd PiS zawiesił normy jakości węgla, co pozwoliło przywrócić do sprzedaży klientom indywidualnym szkodliwy miał. Teraz, po cichu i w wątpliwy prawnie sposób, zamierza sięgnąć po węgiel brunatny. I trudno znaleźć wyjaśnienie, by robił to z troski o Polaków.
[OPINIA]
Jak na razie palenie węglem brunatnym w gospodarstwach domowych wciąż jest zakazane. Powód wprowadzenia zakazu był jasny: to najbardziej szkodliwy dla zdrowia rodzaj węgla, który zawiera między innymi większe ilości dwutlenku siarki i metali ciężkich.
Wszystko wskazuje jednak na to, że prawo zostanie zmienione. Na ostatnim posiedzeniu Sejm przyjął poprawkę PiS, która zawiesza zakaz do końca kwietnia 2023 r. Działaniom z tym związanym - co stało się już stałą praktyką - towarzyszy wiele kontrowersji, wątpliwości i pytań.
Węgiel po cichu i z zaskoczenia
Po pierwsze - poprawka została przyjęta w ramach procedowania ustawy o wsparciu dla przedsiębiorstw w związku z kryzysem energetycznym. Po drugie - wprowadzono ją dopiero podczas drugiego czytania, z pominięciem opiniowania, konsultacji publicznych i odpowiednich komisji. Głosy krytyki wskazują, że tak istotne zmiany powinny być procedowane od najwcześniejszego możliwego etapu i jako zupełnie nowa inicjatywa ustawodawcza.
Dlatego Senat stawia sprawę jasno: takie praktyki są niezgodne z Konstytucją. Jak podkreśla w przygotowanej opinii prawnej Mirosław Reszczyński, główny legislator Senatu, "trudno znaleźć uzasadnienie" dla konieczności wprowadzenia tego rodzaju zmian niejako "przy okazji" pracy nad ustawą o wsparciu przedsiębiorstw.
Można uznać, że sposób, w jaki obóz władzy chce umożliwić gospodarstwom domowym korzystanie z węgla brunatnego, jest dowodem na to, że zdaje sobie sprawę z negatywnych konsekwencji, jakie to niesie. Lub pisząc inaczej: gdyby PiS wiedziało, że robi dobrze, nie potrzebowałoby przepychać poprawki tylnimi drzwiami, wystarczyłoby wejść z nią drzwiami frontowymi.
Przed Polakami najtrudniejszy od lat sezon grzewczy. Jeśli zima będzie ostra, smog będzie potężny, bo wielu wpędzonych w kryzys ludzi będzie palić wszystkim, czym może. Na pewnym poziomie można to zrozumieć. Na innym można mieć jednak wielki żal, że wiele z obecnych problemów można było uniknąć.
Owszem, wojna w Ukrainie, rosnące ceny paliw, inflacja czy potrzeba odejścia od paliw kopalnych z Rosji to istotne przyczyny. Ale niezwykle istotną jest też polityka PiS. Polityka, w ramach której kwestia walki ze smogiem nigdy nie była priorytetem i w ramach której nie zdołano przygotować kraju na rozpęzdzający się kryzys - a wręcz konsekwentnie go wzmacniano.
Rządzący węgla się chwyta
Zamiast sensownej strategii jest więc chaos, z którego można jednak wyłonić dość czytelny przekaz: "Polacy, palcie czym chcecie i nie przejmujcie się smogiem, dajemy wam przyzwolenie". Węgiel brunatny jest tego ostatnim, ale nie jednym przykładem.
Niedawno przyjęto ustawę, która pozwala na dwa lata zawiesić normy jakości węgla. Dało to zielone światło na wprowadzenie do sprzedaży innego szkodliwego produktu z kopalni: zakazanego do tej pory miału.
Do tego w Małopolsce będący u władzy PiS przesunął mający wejść od stycznia 2023 r. zakaz palenia w kopciuchach, który zapowiedziano już osiem lat temu. Zrobiono to, choć w konsultacjach 75%
głosów było przeciwko. Mimo to zakaz przesunięto - i to nie o rok, jak początkowo zapowiadano, a na koniec maja 2024 r. Zrobiono to również w ramach "wrzutki" na ostatnią chwilę. I znowu trudno uznać to za przypadek - kilka dni przed głosowaniem krajowe PiS przedstawiło projekt ustawy, która ma przesunąć wybory samorządowe na marzec lub kwiecień 2024 r. Wychodzi więc na to, że lokalny PiS nie chce się narażać palącym w kopciuchach wyborcom tuż przed tym, jak pójdą głosować.
Całość układanki uzupełniają Jarosław Kaczyński, Jan Duda i Zbigniew Ziobro. Ten pierwszy wsławił się stwierdzeniem, że w obecnym sezonie grzewczym "trzeba palić wszystkim, poza oczywiście oponami i tym podobnymi rzeczami". Ten drugi, przewodniczący małopolskiego Sejmiku i ojciec prezydenta Andrzeja Dudy, nazwał smog "bodźcem, którego organizm potrzebuje". Z kolei Ziobro,, jako Prokurator Generalny, wniósł do Sądu Najwyższego skargę nadzwyczajną od wyroku ws. Oliwera Palarza. W grudniu 2021 r. Sąd Okręgowy w Gliwicach w przyznał mu 30 tys. zł zadośćuczynienia od Skarbu Państwa za naruszenie dóbr osobistych z powodu zanieczyszczenia powietrza.
W ten oto sposób obóz PiS stara się z jednej strony usprawiedliwić osoby zanieczyszczające powietrze, z drugiej stara się umniejszyć skalę problemu, a z trzeciej pokazuje innym ludziom, że w walce o czyste powietrze czeka ich starcie z całą machiną władzy.
Czy węgiel się przyda?
Wracając do węgla brunatnego, osobną sprawą pozostaje to, czy dopuszczenie możliwości spalania go w polskich domach jest w ogóle sensowne.
Eksperci podkreślają, że węgiel brunatny jest bardzo wilgotny - może zawierać nawet 50% wody. Taki węgiel najpierw trzeba więc osuszyć, co przed zimą jest już praktycznie niemożliwe. Jeśli się go nie osuszy, w mroźne dni może zmrozić się na kamień. Duże wątpliwości budzi również to, czy uda się zapewnić infrastrukturę, by węgiel brunatny spalany do tej pory jedynie w kopalniach przetransportować gdzie indziej.
Do tego jakość takiego węgla jest tak zła, że będzie on szkodził domowym instalacjom grzewczym i może doprowadzić do ich zniszczenia. Jest to również paliwo bardzo mało efektywne - mniej więcej trzy razy mniej niż węgiel kamienny.
Istnieją więc bardzo duże wątpliwości związane z tym, czy węgiel brunatny faktycznie pomoże Polakom zapewnić ciepło podczas zimy. Nie ma jednak żadnej wątpliwości, że na jego sprzedaży zyska chociażby PGE. Dążenie do wprowadzenia sprzedaży węgla brunatnego jest zresztą realizacją zapowiedzi Jacka Sasina, szefa Ministerstwa Aktywów Państwowych.
Gdy o tym powiedział po raz pierwszy, jego słowa przyjęgo jako typowy "Sasinizm" - niezbyt mądre słowa rzucone na wiatr bez większego zastanowienia się. Wychodzi jednak na to, że w tym przypadku słowo stanie się ciałem.