Czy uważasz, że zwierzęta powinny cierpieć? Nie? Więc właśnie na tym polega weganizm

Czy moralnym jest zabicie istoty, która czuje, boi się śmierci i chętnie by się do nas przytuliła, gdybyśmy tylko jej na to pozwolili? Jeśli uważasz, że nie - witaj w świecie wegan.

 

Pewna poznana przeze mnie aktywistka opowiedziała mi historię o swoim synku. Chodzący już do szkoły podstawowej chłopiec rozpłakał się podczas zakupów w sklepie. Chwilę wcześniej dowiedział się, że mięso, które do tej pory jadł z tak wielką ochotą, wcale nie pochodzi z lodówki w supermarkecie. Pochodzi od tych samych zwierząt, które lubi oglądać w bajkach. Z częścią z nich bawił się nawet w mini-zoo. Znajoma i jej syn mięsa już nie jedzą.

Nasz świat zbudowano na kłamstwach. Według mnie jedno z największych dotyczy właśnie tego, jak traktujemy zwierzęta.

Reklama

Prawda, której nie dostrzegamy

Bardzo często obrzydliwą prawdę starają się ukryć ci, którzy na niej zarabiają. Hodowcy i współpracujący z nimi producenci chowają więc krzyki, krew i przerażenie w oczach zabijanych przez nich zwierząt daleko od oczu nas samych. W zamian otrzymujemy kłamstwa w postaci reklam, opakowań i zapewnień o "humanitarnym" zabijaniu zwierząt, jakby cokolwiek humanitarnego było w uśmiercaniu czującej istoty, która boi się śmierci.

Ale często i my sami wolimy przymknąć okno na prawdę. Zderzenie się z rzeczywistością bywa przecież trudne, a w naturalny sposób chcemy, by życie mijało nam łatwo, lekko i przyjemnie. Wolimy więc nie myśleć, nie wnikać, nie angażować się emocjonalnie. Wolimy się odciąć. W efekcie żyjemy w przekonaniu, że kochamy zwierzęta i nie widzimy nic dziwnego w tym, że je jemy. Puszczamy dzieciom bajkę ze świnką Peppą, w tym samym momencie dając im do jedzenia świnię. Trzymamy kciuki, by ojciec odnalazł Nemo w filmie animowanym i zajadamy się karpiem na wigilię w świecie rzeczywistym.

Nie piszę tego, by kogokolwiek atakować czy obarczać winą. Piszę z nadzieją, że choć części z czytających te słowa osób dadzą do myślenia. I że zdołam wyzwolić uczucia.

Łatwiej odwrócić wzrok, niż spojrzeć w mentalne lustro

Sam przeszedłem na weganizm w 2020 roku, a więc dopiero w wieku 34 lat. Nigdy nie byłem wielkim miłośnikiem zwierząt, ale to nie znaczy, że życzyłem im śmierci i cierpienia. Świadomość, że to oznacza szynka na mojej pizzy, była trudna do zniesienia. Dlatego przez lata też byłem tym, który nie wnikał, nie zastanawiał się, wypierał. Też wolałem nie patrzeć. Łatwiej odwrócić wzrok, niż spojrzeć prosto w mentalne lustro. Zobaczyłbym w nim przecież kogoś bardzo odmiennego od osoby, za którą chciałem się uważać.

Gdyby nie fakt, że zacząłem działać jako "dziennikarz dla klimatu" i w pełni zaangażowałem się w kwestie dotyczące ochrony klimatu i środowiska, być może nigdy nie odszedłbym od jedzenia mięsa, nabiału i jajek. Na szczęście zacząłem, dzięki czemu poznałem wiele oddanych sprawie osób. Oddanych także ochronie zwierząt i promocji weganizmu. To właśnie dzięki nim jesteś dziś weganinem.

Piszę o tym, bo wiem, że decyzja o przejściu na weganizm nie jest łatwa. W pewien sposób wszyscy znaleźliśmy się w Matriksie. Nikt nas nie pytał, w jakim świecie chcemy się urodzić i wychować. Zanim dojrzeliśmy do podejmowania świadomych decyzji, wiele z nich podjęto za nas. A jak dobrze wiadomo, czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci (jeśli rzecz jasna wcześniej wyklutego pisklaka nie zjemy).

Z wielu powodów przejście na dietę roślinną można uznać za trudne.

Trudno płynąć pod prąd, narażając się na śmieszki ze strony znajomych i setki niechcianych komentarzy czy uwag.

Trudno podważać zasadność czegoś, co jest tak powszechnie akceptowane, co otacza nas na każdym kroku i co po prostu jest smaczne. Do dziś we wspomnieniach ciężko połączyć mi doświadczenia jedzenia sera z czymś negatywnym. Kojarzę za to rodzinne posiłki, ulubione kanapki, wyjścia z kumplami na pizzę i zakłady o to, kto zje najwięcej kawałków. Wszystko to jest przecież takie niewinne.

Trudno więc przyznać przed samym sobą, że przez lata przyczyniało się do cierpienia i śmierci zwierząt, bo chwila zadowolenia dla kubków smakowych była ważniejsza.

I wreszcie trudno zainteresować się dietą roślinną, gdy wciąż napotyka się na bezrefleksyjnie powielane mity.

Obecnie to wszystko jest trudne tym bardziej, że im mniej stabilny staje się nasz świat, tym usilniej trzymamy się tego, co znane. A im więcej zmian, tym większy dyskomfort.

Krów nie przytulamy...

Nie tak łatwo jest więc podjąć osobistą decyzję, że warto zainteresować się dietą roślinną. Ale w pewien sposób... właśnie w tym tkwi sedno problemu. Jedzenie mięsa nie jest decyzją osobistą w tym sensie, że nie dotyczy nas samych. Dotyczy przede wszystkim zwierząt.

Ryb, które odczuwają m.in. ból, strach i stres (wydzielają kortyzol, który u ludzi i innych ssaków nazywany jest "hormonem stresu").

Ośmiornic, których przedstawicielka "zaprzyjaźniła się" z filmowcem, stając się przypadkowo bohaterką chwytającego za serce dokumentu z 2020 r. ("Czego nauczyła mnie ośmiornica").

Świń, które potrafią rozpoznać swoje imię i mają zdolności kognitywne bardziej rozwinięte niż psy i trzylatki.

Kury, które uczą się z własnych doświadczeń, potrafią zapamiętać ponad 100 twarzy innych kur i rozpoznać je nawet po kilku miesiącach rozłąki, a znalezionym jedzeniem w pierwszej kolejności dzielą się z "przyjaciółkami".

Krowy, które na setkach filmów zamieszczanych przez aktywistów w mediach społecznościowych grają z ludźmi w piłkę czy leżą błogo wtulone w osobę grającą im na gitarze.

Choć żyjemy w 2022 r., w kontekście naszej oceny co do zwierząt wciąż kierujemy się przeświadczeniami sprzed dziesiątek, jeśli nie setek lat. Traktujemy je natomiast tak źle, jak nigdy.

... krowom wbijamy gwoździe w głowę

Krowom nie pozwalamy się do nas wtulać. Zapładniamy je sztucznie, zabieramy im dzieci zaraz po urodzeniu (by dorośli przedstawiciele gatunku ludzkiego mogli napić się mleka przeznaczonego dla wychowania młodych innego gatunku), a na koniec wbijamy im gwoździe w głowę, żeby je zjeść.

Kurom nie pozwalamy się zaprzyjaźniać. Tuczymy brojlery w sześć tygodni tak mocno, że ich waga rośnie 70-krotnie, po czym lądują na sklepowych pułkach. Koguciki zabijamy zaś zaraz po urodzeniu, w samej Polsce gazując lub mieląc żywcem każdego roku dziesiątki milionów świadomych istot.

Świń nie traktujemy jak psów i dzieci. Zamykamy lochy w klatkach tak ciasnych, że nie mogą wykonać żadnego ruchu poza wstawaniem i kładzeniem się, trzymając je we własnych odchodach.

Z ośmiornicami nie zaprzyjaźniamy się. Zamiast tego na Wyspach Kanaryjskich powstaje pierwsza na świecie komercyjna hodowla tego gatunku.

A ryb wiele osób w Polsce nie uznaje nawet za mięso.

Być może warto się zastanowić

W weganizmie nie chodzi więc o to, by zabrać coś, co należy do ludzi. Chodzi o to, by nie zabierać czegoś, co nigdy do nas nie należało: życia istoty, która czuje, boi się śmierci i chętnie by się do nas przytuliła, gdybyśmy tylko jej na to pozwolili.

Jeśli nie chcemy więc widzieć, jak powstaje nasz posiłek, być może warto się zastanowić, czy tak powinien wyglądać nasz posiłek.

Jeśli sprzeciwiamy się okrucieństwu wobec zwierząt, być może warto się zastanowić, czy chcemy się do niego przyczyniać dla chwili przyjemnego smaku w ustach.

Jeśli oburza nas, że w innych krajach jedzą psy, być może warto się zastanowić, czy nie powinno oburzać nas jedzenie świń.

Jeśli nasza żywność ma oczy i serce, być może pora przestać nazywać ją żywnością.

Spójrzmy na to z tej perspektywy, a dietę roślinną być może choć część z nas zacznie postrzegać inaczej.

A jeśli uważamy, że jedzenie mięsa to nasza natura, dajmy czterolatkowi królika i słodki owoc. Zobaczymy, co potraktuje jako jedzenie, a co jako towarzysza do zabawy.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: weganizm | dieta roślinna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy