Polskie wahadło: Od podtopień, po suszę
Ekstremalne zjawiska pogodowe, jak burze czy fale upałów, są w Polsce coraz częstsze. Winne temu są zmiany klimatu. Co gorsza, zjawiska będą cały czas się nasilały.
Zapowiedzi i ostrzeżenia IMGW sprawdziły się - nad Polską przeszedł front burzowy. W Poznaniu zawalił się dach sali gimnastycznej w jednej ze szkół. Z kolei w Szpitalu Klinicznym im. Heliodora Święcickiego Wojska Obrony Terytorialnej musiały pomóc w przenoszeniu pacjentów, po tym jak część placówki zalała woda. Z kolei w Toruniu podtopiony został parking jednej z galerii handlowych. Łącznie w ciągu doby strażacy wyjeżdżali na interwencje ponad 2,6 tys. razy.
Prof. Mirosław Miętus, klimatolog, zastępca dyrektora IMGW-PIB w rozmowie z nami zaznacza, że nie jest to jakaś wyjątkowo duża liczba wyjazdów. - W okresie zimowego sztormu było równie dużo interwencji strażaków. Wtedy wiatr zrywał dachy, drzewa i pozbawiał mieszkańców wielu miejscowości prądu. Tego typu zjawiska mogą postępować zarówno w ciepłej, jak i chłodnej porze roku - tłumaczy prof. Miętus.
Czy tych zjawisk jest w Polsce więcej? Naukowiec przypomina, że burze czy susze w Polsce zawsze występowały. Różnica polega na sposobie informowania. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu mogliśmy nie wiedzieć o tym, że gdzieś przeszła nawałnica i pozrywało dachy. Wynikało to po części z polityki informacyjnej władz komunistycznych, które miały nie dopuszczać do obiegu złych informacji. Oprócz tego ówczesna technologia nie pozwała na natychmiastowe przekazanie informacji. Teraz wystarczy wyjąć komórkę i zacząć nagrywać, a chwilę później telewizja informacyjna może pokazać naszą relację.
- W lipcu 2001 r. w Trójmieście po kilku godzinach intensywnego deszczu Gdańsk stanął pod wodą. Wyglądało to jeszcze bardziej tragicznie, niż wczoraj w Poznaniu czy Toruniu. Zatem to nie jest tak, że nawałnic czy podtopień wcześniej nie było - dodaje prof. Miętus.