Cena prawa za emisję CO2 rekordowo wysoka. Co to oznacza dla portfeli Polaków?
W tym tygodniu po raz pierwszy cena uprawnień za emisję dwutlenku węgla przekroczyła 60 euro za tonę. To przełoży się na stan naszych portfeli.
Eksperci wyliczali, że mniej więcej jedna trzecia naszych rachunków za prąd to właśnie koszty, jakie rekompensują sobie spółki energetyczne zmuszone do płacenia za prawa do emisji dwutlenku węgla. Tylko że to było zanim ceny uprawnień sięgnęły 60 euro za tonę. Przypomnijmy: jeszcze pięć lat temu to było zaledwie pięć euro. Teraz pojawiają się analizy, z których wynika, że ceny do końca dekady mogą poszybować nawet do 100 euro.
Unijny system ETS to pierwszy na świecie rynek uprawnień do emisji dwutlenku węgla. Zgodnie z zapowiedziami Brukseli ma być podstawowym narzędziem służącym zmniejszeniu emisji gazów cieplarnianych w sposób opłacalny.
System działa we wszystkich krajach UE oraz w Islandii, Liechtensteinie i Norwegii. Obejmuje około 40 proc. emisji gazów cieplarnianych we wspólnocie. Polega to na wprowadzeniu limitu emisji niektórych gazów cieplarnianych emitowanych przez instalacje objęte systemem. Podmioty w ramach systemu nabywają bądź też otrzymują uprawnienia do emisji, których liczba jest ograniczona. Ponieważ z czasem limit ten jest obniżany, emitowanie gazów cieplarnianych staje się kosztowne i są one ograniczane.
Według Komisji Europejskiej EU ETS okazał się skutecznym narzędziem, bo objęte nim instalacje w latach 2005-2019 zmniejszyły swoje emisje o około 35 proc.
ETS - wpływ na portfele
- Jeśli chodzi o wpływ podwyżek cen uprawnień do emisji CO2 na portfele obywateli, to głównie zaznacza się on w cenach prądu i cenach ciepła z sieci. W tym drugim przypadku mowa o miejskich mieszkaniach podłączonych do sieci ciepłowniczych, które w większości nadal dostarczają ciepło ze spalania węgla kamiennego - mówi Aleksander Śniegocki, kierownik programu Energia, Klimat i Środowisko w Instytucie WiseEuropa.
Ekspert podkreśla, że w największym stopniu wpływ systemu ETS na nasze życie będziemy więc odczuwali zimą.
- Wtedy też czeka nas kolejna aktualizacja taryf prądu, a zawsze wpływ wzrostu cen uprawnień na taryfy przychodzi z opóźnieniem. Warto obserwować, jak te ceny będą zmieniały się w kolejnych miesiącach, bo o ile z jednej strony definiują je fundamentalne czynniki, jak wyższe cele redukcyjne, to są też bardziej zmienne czynniki krótkoterminowe, takie jak relacja na przykład ceny gazu do węgla, która w ostatnim czasie rośnie. Także od tego zależy, jak obywatele odczują podwyżkę taryf - stwierdza Śniegocki.
Kolejne radykalne podwyżki?
Według niego nie ma jednak powodów, żeby uważać, że przed nami kolejne radykalne podwyżki.
- Wydaje się, że w tym momencie największy skok cen uprawnień do emisji z 20-30 euro na 50-60 mamy za sobą. Była to reakcja rynku na podwyższenie celów redukcyjnych na 2030 r. W długim okresie oczywiście tendencja, jeśli chodzi o ceny uprawnień, będzie wzrostowa - mówimy o perspektywie 10-15 lat - ale to nie znaczy, że czekają nas teraz ciągle takie skoki cen, jak ten ostatni. W krótszej perspektywie wszystko zależy od ogólnej koniunktury na rynku i wahań cen surowców - mówi ekspert.
Rezygnacja z węgla
Pieniądze uzyskane ze sprzedaży uprawnień do emisji w części trafiają bezpośrednio do państw członkowskich.
- Unia zaleca, żeby pieniądze ze sprzedawanych praw do emisji w jasny sposób były przeznaczane na zielone inwestycje, czyli trafiały do wydzielonych funduszy ukierunkowanych na takie cele. W Polsce natomiast pieniądze te nadal wpadają do ogólnego budżetu i nie prowadzi to do faktycznego wzrostu zielonych inwestycji. Jest to strategiczny błąd na który zwracamy uwagę od lat - mówi Śniegocki.
Jednak oprócz krajowych puli jest jeszcze Fundusz Modernizacyjny przeznaczony dla biedniejszych krajów UE, który działa na poziomie europejskim i pieniądze, które tam trafiają muszą być przeznaczane przez mniej zamożne państwa członkowskie - w tym Polskę - na zielone inwestycje. A tych Polska potrzebuje coraz bardziej, ponieważ system ETS zmusza ją do odchodzenia od węgla.
- Już teraz rosnące ceny praw do emisji CO2 zmuszają nasz kraj do przeobrażania swojej energetyki w stronę źródeł bezemisyjnych. Dlatego bardzo widoczna jest korekta polityki energetycznej rządu w stosunku do np. roku 2018, kiedy słyszeliśmy z jego strony deklaracje, że cały czas będziemy utrzymywać duży udział węgla w miksie i budować nową elektrownię węglową. To, że tak się nie stało i że spółki energetyczne muszą dokonywać zwrotu w kierunku czystej energii wynika właśnie z istnienia konkretnego instrumentu, jakim jest ETS, który bezpośrednio przekłada cele redukcyjne na koszty emisji CO2 - stwierdza ekspert.
Polska energetyka opiera się głównie na węglu i przestarzałych systemach energetycznych. Jednocześnie jednak Unia przyjęła cel zmniejszenia emisji o 55 proc. do 2030 r. To cel zbiorowy. W tym roku ma zostać przeprowadzona rewizja dziesięcioletnich planów energetyczno-klimatycznych poszczególnych krajów w związku z wyznaczeniem bardziej ambitnych założeń. Następnie Komisja sprawdzi, czy deklaracje sumują się do wartości gwarantujących osiągnięcie wyznaczonego celu. Jeśli propozycje przedstawione w planach krajowych nie będą wystarczające, KE będzie dyskutować z poszczególnymi państwami i rekomendować zmiany.
Źródło: Zielona Interia, Komisja Europejskamcz