Takiej głowy nie miał żaden ptak. Skanują 75 gatunków, by ją znaleźć
Wskrzeszenie dronta dodo nie wyglądało na trudne, skoro dysponujemy na jego temat znacznie większą dawką informacji niż w wypadku zwierząt wymarłych wcześniej, choćby w epoce lodowcowej. Tymczasem Colossal Biosciences już w kwietniu pokazała światu zwierzęta opisywane jako wilki straszliwe z plejstocenu, a z dodo ma kłopot. Oto kolejny: unikalna głowa tego ptaka z jeszcze bardziej unikalnym dziobem.

W skrócie
- Odtworzenie dronta dodo napotyka na poważne przeszkody ze względu na unikalną budowę jego głowy i dzioba, niespotykaną u współczesnych ptaków.
- Firma Colossal Biosciences analizuje 75 czaszek różnych gatunków ptaków, by spróbować odtworzyć anatomiczne cechy dodo.
- Krytycy obawiają się, że powstająca rekonstrukcja to jedynie genetyczna atrapa, a nie prawdziwy powrót wymarłego gatunku.
- Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej serwisu
Ta głowa i ten dziób dronta dodo nie pasuje do żadnego innego żyjącego dzisiaj ptaka. Nieco spłaszczona twarzoczaszka wzmocniona rogowym szkieletem kończyła się absolutnie unikalnym dziobem, wydłużonym i twardym - ni to podobnym do dziobu sępa albo innego ptaka mięsożernego, ni to papugi, ni to nie wiadomo czego. To właśnie ta głowa, ta twarzoczaszka i ten dziób sprawiają, że dodo wyglądał osobliwie i doprawdy trudno go łączyć z gołębiami.
A należy. Współczesne gołębie nie mają takich dużych i mocarnych dziobów, co może być pokłosiem ich dostosowania się do innej diety niż w wypadku dodo. Jednakże dronty były członkami rzędu gołębi, dokładnie tak jak nasze miejskie ptaki albo sierpówki, turkawki czy wreszcie najbliżsi krewni dodo - nikobarczyki, dość osobliwe i chętnie poruszające się pieszo gołębie z południowej Azji. To właśnie nikobarczyki mają być surogatkami podczas prac nad dodo w Colossal Biosciences.

Amerykańska firma z Teksasu zamierza odtworzyć wiele wymarłych już zwierząt za pomocą genetyki. Najbardziej spektakularnym pomysłem jest mamut włochaty, który ma wrócić na Ziemię pod koniec 2028 r. (wedle założeń). W grę wchodzą jednak także zwierzęta wymarłe czy wybite w czasach współczesnych np. wilkowór tasmański, dzięcioł wielkodzioby, moa i inne. Teksańczycy są z jednej strony podziwiani i wiele osób uważa, że ich dążenie do stworzenia technologii pozwalającej na genetyczne odtwarzanie tego, co straciliśmy jest cenne (Colossal mówi, że dzięki nim żaden gatunek już nie wyginie bezpowrotnie). Inni twierdzą, że Amerykanie tworzą fikcję, a ich rzekomo odtwarzane to jedynie atrapy i taką atrapą są chociażby wilki straszliwe, pokazane w kwietniu jako szczenięta pierwszego w dziejach przywróconego do życia gatunku epoki lodowcowej.
W każdym razie Colossal wzięła tego gołębia na warsztat i chce jego powrotu do natury. Podpisano nawet w tej sprawie umowę z rządem Mauritiusu, o czym też informowaliśmy w Zielonej Interii. Ptak ten stał się wręcz transparentem reklamowym firmy z Teksasu i prace nad jego przywróceniem ruszyły. Znaleziono nawet surogatki, którymi mają być nikobarczyki - najbliżej spokrewnione z dodo żyjące dzisiaj gołębie. I to już budzi poważne wątpliwości, bowiem krytycy uważają, że znów powstaje atrapa.
Odtworzenie dodo nie jest taką prostą sprawą
Niedawno informowaliśmy w Zielonej Interii o tym, że Colossal pokonało ważną barierę w odtwarzaniu dodo, którą jest utrzymanie podziału komórek rozrodczych gołębi przez wiele miesięcy, a następnie doprowadzenie do ich migracji w ciałach surogatek. Udało się także za pomocą insuliny ograniczyć impulsy, które powodują zbyt szybkie dojrzewanie komórek. "Hamowanie receptora kwasu retinowego, przy jednoczesnym zachowaniu witaminy A, jest niezbędne do namnażania komórek" - piszą naukowcy.
Pojawił się jednak inny problem, o którym Colossal uczciwie informuje. To unikalna anatomia drontów, niespotykana u współczesnych ptaków. Dodo były ptakami ogromnymi, mogły ważyć nawet ponad 20 kg, a zatem więcej niż dorodne indyki czy łabędzie. Były nielotne, ich sylwetka nie przypominała żadnego obecnego gatunku, a już zwłaszcza nie przypominała go głowa. U drontów była spłaszczona, z rogowymi wstawkami i bardzo długim, wygiętym na końcu dziobem.
Jak zatem teraz informuje Colossal Biosciences, trwa przeszukiwanie współczesnych gatunków w poszukiwaniu pomocy w odtworzeniu takiej niezwykłej głowy i niezwykłego dzioba. Amerykanie wytypowali 75 czaszek ptaków, które teraz skanują i przeszukują za pomocą nowoczesnej technologii, by znaleźć drogę do odtworzenia głowy dronta z wyspy Mauritius.
"Próbujemy znaleźć odpowiedź na wielkie pytanie: jak wyglądała twarzoczaszka dodo?" - pyta Colossal, przyznając się, że w gruncie rzeczy... nie wie. Na świecie mamy zachowane 19 szkieletów tego ptaka, ale żaden nie daje pełnej odpowiedzi. I pytanie, czy skanowanie 75 czaszek obecnych ptaków ją przyniesie.
Zębacz - gołąb z Samoa ma pomóc z dziobem
Firma wytypowała takie ptaki jak chociażby zębacz, dość osobliwy gołąb żyjący na Samoa na Pacyfiku. Ten krytycznie zagrożony gołąb ma właśnie długi, masywny i haczykowaty dziób z karbowaniem podobnym do ząbków - stąd jego nazwa. Zębacz jest znacznie dalszym krewnym dodo niż nikobarczyk, ale wśród gołębi, a nawet wśród wszystkich ptaków ma dziób chyba najbardziej zbliżony, choć nadal nie tak efektowny jak dronty.

To jednak jeszcze bardziej generuje wątpliwości, czy Colossal na pewno odtwarza prawdziwego dodo, czy też tworzy patchworkową atrapę. Firma tłumaczy, że tak się to odbywa - gromadzi się dane genetyczne na bazie innych gatunków, by wyodrębnić te cechy, które są charakterystyczne dla zwierzęcia wymarłego.
Prace nad dodo trwająny. Jeżeli znów się pojawi, Mauritius chce go wypuścić w swoich rezerwatach, ale nie będzie to miało sensu, o ile wyspa się nie zmieni. Nie znikną wprowadzone tu przez Europejczyków inwazyjne gatunki np. szczury, których w czasach świetności drontów nie było. Naukowcy zauważają także, że przez 400 lat zmieniło się dużo więcej, także środowisko i roślinność i że próbujemy przywrócić zwierzę, którego nie ma, do świata, którego nie ma. I nie będzie.










