Miasteczko przegrywa z morzem. Sztuczne wydmy zniszczone w kilka dni

Bogaty kurort w amerykańskim stanie Massachusetts próbował powstrzymać morze. Zagrożone falami miasteczko postanowiło zbudować sztuczną plażę z wydmami, by osłonić się od rosnącego poziomu oceanu. Warta pół miliona dolarów konstrukcja została zmieciona w kilka dni.

Plaże na całym świecie są zagrożone erozją
Plaże na całym świecie są zagrożone erozją123RF/PICSEL
partner merytoryczny
banner programu czyste powietrze

Salisbury to niewielkie, malownicze miasteczko położone około 80 km na północ od Bostonu. To jeden z ulubionych celów turystów odwiedzających chłodniejsze części wschodniego wybrzeża USA. Ale życie w tym miejscu coraz mniej przypomina wakacyjną sielankę.

Morze coraz bardziej zagraża nadmorskim domkom. O ile jeszcze w latach 90. rocznie w mieście notowano 20 dni, kiedy fale podtapiały przybrzeżne tereny, o tyle w pierwszej dekadzie XXI w. takich dni każdego roku było już średnio 57. A będzie tylko gorzej.

Zimą burze znad Atlantyku pchają wzburzone fale w stronę linii brzegowej, co w połączeniu z przypływami prowadzi do powodzi, które zalewają znaczną część miasteczka na głębokość 60 cm. Prognozy dotyczące wzrostu poziomu morza wskazują jednak, że jeszcze w latach 60. każdego roku może wystąpić z nawet 11 proc. prawdopodobieństwem powódź, która zaleje miasto na głębokość 2 metrów. Do końca stulecia takie sztormy mają przychodzić w zasadzie każdej zimy.

Mieszkańcy stawiają zapory, by powstrzymać ocean

Mieszkańcy Salisbury nie zamierzają się poddawać, choć ich ostatnia próba powstrzymania oceanu pokazała, że zatrzymanie zmian może okazać się syzyfową pracą.

Organizacja wolontariuszy Salisbury Beach Citizens for Change zebrała ponad 500 000 dolarów na wzniesienie ważących ponad 15 tys. ton wydm. Ta potężna bariera miała w zamierzeniach ochronić co najmniej 15 położonych przy plaży domów przed zniszczeniem. Trwająca miesiąc budowa wydmy została ukończona na początku marca. Zapora wytrzymała jednak zaledwie trzy dni.

Mimo to, organizatorzy akcji wcale nie uważają jej za porażkę. "Wydmy, które zbudowaliśmy, z założenia miały paść ofiarą sztormów" - tłumaczy Tom Saab, prezes organizacji mieszkańców. "Poświęciły się, by chronić nasze majątki. Woda nie przedostała się do mieszkań, nie zniszczyła domów ani tarasów. Jednak teraz jesteśmy narażeni na kolejne sztormy i musimy w jakiś sposób uzupełnić to, co straciliśmy".

Sztormowe fale niszczą plaże i podtapiają nadmorskie miejscowości
Sztormowe fale niszczą plaże i podtapiają nadmorskie miejscowościAFP

Część mieszkańców jest gotowa się poddać

Nie wszyscy jednak uważają, że gra jest warta świeczki. Na internetowej stronie organizacji, post informujący o zawaleniu się wydm został przez jednego z mieszkańców skomentowany w tonie rezygnacji: "Wasze domy stoją bezpośrednio nad stale wznoszącym się i gwałtownym morzem. Czy naprawdę myślicie, że jakakolwiek kwota pieniędzy zatrzyma to, co nieuniknione?".

Wzrost globalnego poziomu morza napędzany jest przez kilka czynników - przede wszystkim topnienie lodowców Arktyki oraz tzw. rozszerzalność ciepłą wody - im wyższa jej temperatura, tym większą objętość zajmuje ta sama ilość płynu. Do końca stulecia globalny poziom morza ma wzrosnąć, zależnie od scenariusza emisji, o od 30 cm do nawet dwóch metrów.

Konsekwencje zmian są jednak odczuwalne już dziś. Amerykańska federalna Narodowa Agencja ds. Oceanu i Atmosfery (NOAA) szacuje, że powodzie występujące podczas przypływów są dziś o od 300 do 900 proc. częstsze, niż 50 lat temu.

Morze upomina się o swoje

Salisbury jest już ciężko doświadczone przez burze. Tylko w styczniu dwa sztormy wdarły się wgłąb lądu, wyrządzając w miasteczku istotne zniszczenia.

"To było niszczycielskie" - mówił "Guardianowi" Saab. "Woda przedostała się z oceanu do salonów i kuchni ludzi. Werandy zostały zniszczone. Co najmniej jeden dom uznano za nienadający się do zamieszkania".

Jego zdaniem, problemem powinien zająć się rząd. Plaża w Salisbury jest publiczną plażą państwową, a obszar ten jest podatny na silne, północno-wschodnie wiatry i huragany nadciągające z południa. Dlatego teraz jego grupa nalega na pomoc państwa. "Potrzebna jest pomoc finansowa. I tu pojawia się problem" - powiedział Saab. "Administracja stanowa stanowi główną przeszkodę w ochronie plaży".

Czy warto wydawać miliony na ratowanie plaż

Na razie jednak państwo nie jest chętne do wydawania ogromnych sum na ratowanie plaż, zwłaszcza, że długoterminowa przyszłość miasteczka i tak jest pod znakiem zapytania. Mieszkańcy spotykają się regularnie z przedstawicielami władz lokalnych i stanowych - do ostatniego takiego spotkania doszło 14 marca - ale odpowiedź wciąż jest taka sama. Ani samorząd, ani stan czy państwo nie chcą dorzucać się do systemów chroniących domy przed sztormami i przypływami.

Nie udało się nawet zdobyć wsparcia na sugerowane przez mieszkańców tańsze alternatywy dla ochrony domów - w tym wypełnianie worków na śmieci piaskiem i budowanie z nich barier, czy też dowożenie na plażę świeżego piasku z innych regionów. Jedynym, na co zgodził się stan, było przyznanie organizacji mieszkańców prawa do dostępu do plaży i prób ochrony jej na własną rękę.

Tymczasem mieszkańcom kończy się cierpliwość. Zwłaszcza w obliczu spektakularnej klęski kosztownego projektu odbudowy wydm, na który zrzucili się właściciele okolicznych domów. Fakt, że budowane takim kosztem wydmy zniknęły w zaledwie trzy dni było powodem konfliktu w ramach organizacji. “"Ludzie byli zdenerwowani, przygnębieni i wściekli. Chcą wiedzieć, co zostanie zrobione i chcą, żeby państwo im pomogło. Ludzie mówią, że nie będą już więcej płacić z własnej kieszeni" mówi Saab.

Globalny problem z plażami

Podobny problem dotyka wielu społeczności na całym świecie. Większość z nich nie może pozwolić sobie na sfinansowanie wartych pół miliona dolarów wydm z własnej kieszeni.

Na całym świecie prawie 1 miliard ludzi żyje obecnie w promieniu 10 km od linii brzegowej, a tyle samo na obszarach położonych poniżej 10 metrów nad poziomem morza. Populacje te stoją w obliczu jednych z największych zagrożeń klimatycznych na świecie, takich jak powodzie przybrzeżne oraz skutki huraganów i burz tropikalnych, które stają się coraz częstsze i bardziej śmiercionośne. Jeżeli do 2100 r. poziom mórz podniesie się o 2 metry, może to doprowadzić do przymusowej migracji od 72 do 187 milionów ludzi.

Piaszczyste wybrzeża są szczególnie podatne na zmiany klimatyczne, ponieważ składają się z luźnych ziaren piasku, które łatwo ulegają erozji przez fale. Badanie przeprowadzone w 2018 r. wykazało, że 24 proc. piaszczystych wybrzeży na całym świecie już doświadcza trwałej erozji spowodowanej zmianą klimatu, a przewiduje się, że w przyszłości sytuacja ta będzie jeszcze gorsza.

Smutne odkrycie Polaków. Lodowce uwalniają groźne metalePolsat News
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas