Kobieta wezwała policję. Jej dom otoczyła setka szopów, nie mogła wyjść
To był wstrząs dla mieszkanki jednego z domów w North Kitsap niedaleko Seattle na północno-zachodnim wybrzeżu USA. Nie mogła opuścić domu, który otoczyło nie pięć, dziesięć, nie kilkanaście, ale około setki szopów praczy. Zwierzęta zablokowały Amerykankę tak bardzo, że ta wezwała policja. Ona szybko ustaliła przyczynę takiej sytuacji.
Szopy pracze zgromadziły się wokół domu Amerykanki z North Kitsap niemal masowo. Kobieta była zaskoczona, nigdy nie spotkała się z taką sytuacją i nie wiedziała nawet, że aż tyle tych zwierząt występuje w okolicy. Ponieważ nie mogła wyjść z domu, zadzwoniła po policję. Jej interwencja nie tylko ja uwolniła, ale i ustaliła powód tej szopiej inwazji.
Jak podaje miejscowe pismo "KItsap Sun", kobieta przyznała policji i wezwanemu szeryfowi, że dokarmia szopy. Zawsze mają wystawione miseczki, a ona robi to od dziesięcioleci. Udało się ustalić, że zostawia karmę szopom od 38 lat, od 1986 roku. Te przyzwyczaiły się doi tej sytuacji, ale Amerykanka zapewniała, że nigdy nie widziała ich w takiej liczbie i nigdy nie zaobserwowała u nich agresywnych zachowań. A teraz szopy reagowały nerwowo, gdy chciała wyjść z domu.
Policja nie ma wątpliwości, że dokarmianie zwierząt na taką skalę musiało mieć wpływ na ich niecodzienne zachowanie, ale sprawę zbadają zoologowie. Szopy to zwierzęta niezwykle sprytne i inteligentne. Świetnie adaptują się do nowych sytuacji i do obecności człowieka. To uczyniło z nich także zwierzęta inwazyjne.
W Europie stoją za jedną z największych katastrof ekologicznych. Już w 1927 roku Niemcy podjęli pierwszą próbę wypuszczenia szopów na wolność, w okolicach Frankenburgu w Hesji - wtedy jeszcze nieudaną. W kwietniu 1934 roku na posesji leśnej Rolfa Haaga wypuszczono kolejne siedem osobników. Po co? Jak to ujął Rolf Haag w swoim wniosku do hitlerowskiego już wtedy związku łowieckiego Hesji, chodziło o "wzbogacenie fauny łowieckiej Niemiec". Wzbogacenie o inwazyjny i szalenie groźny gatunek.
Szopy opanowały też Europę. Są plagą w Polsce
Szopy opanowały już nie tylko Niemcy, ale i wiele sąsiednich krajów. Są także w Polsce, gdzie stały się plagą w zachodniej części kraju, Najliczniej trafiają się w Lubuskiem i Zachodniopomorskiem, ale spotyka się je na mniejszą skalę także w Wielkopolsce i Dolnym Śląsku. Zwierzęta z Ameryki atakują miejscowe kręgowce, wybierają z gniazd jaja i pisklęta, niszczą płazy i skorupiaki naszych wód. Sa ekspansywne i zuchwałe. Do swej inteligencji dokładają także sprawność manualną. Mają wręcz nadzwyczajne ręce, którymi często wyszukuje pokarmu np. w wodzie. Od tych łap wzięła się nazwa - szop pracz. Zauważono bowiem, że zwierzę często zanurza w wodzie swoje pożywienie. Pierze je, jak powiadają ludzie, czy też raczej obmywa.
Ssak w zasadzie nie oszczędza nikogo - małych i całkiem sporych ptaków, łącznie ze szponiastymi czy bocianami. Łapie małe ssaki, łowi ryby, wyciąga skorupiaki z płytkich wód. Kolonia rybitw pod Kiszkowem została wybita w jedną noc, prawdopodobnie właśnie przez szopa czy ich zgraję.
Ten ssak jest oportunistycznym wszystkożercą, który na dodatek nauczył się korzystać z dobrodziejstw miast. Pojawia się w śmietnikach - tak, jak w Ameryce. Tam jest niezwykle popularnym zwierzęciem, spotykanym od Alaski aż po Kostarykę. W niektórych miejscach Ameryki Północnej występuje bardzo licznie.
Policja oszacowała liczbę szopów otaczających posesję w North Kitsap na 100 osobników.